sobota, 29 grudnia 2012

Samotny


Godzina piąta rano. Zmęczenie, ale i triumf. Triumf nad lenistwem i brakiem chęci, czy nad jednym albo drugim? Nie wiem. W każdym razie serwuję pierwszy od bardzo długiego czasu rozdział. Z góry przepraszam osoby, które będą go w najbliższym czasie czytały. Przepraszam za błędy! Poprawię je w najbliższym czasie, ale to już nie dzisiaj. Mam nadzieję, że długość jakoś zrekompensuje długą przerwę. Muzyki do rozdziału wyjątkowo nie ma, z bardzo prostej przyczyny- za cholerę nie mogłam odpowiedniej znaleźć! 

      Anjo Siyah był mężczyzną o nieprzeciętnej urodzie. Jego wysportowane, cudownie wyrzeźbione ciało tworzyło zgraną parę wraz z naturalnie ciemną karnacją mężczyzny. Jako rodowity Turek  posiadał parę oczu w kolorze czekolady, chociaż pewien intrygujący błysk w jego oczach sprawiał, iż zdawało się komuś czasem, że tęczówki ma niebieskie  niczym cherubinek. Tak czy siak- wiele kobiet ulegało pod naporem jego uwodzicielskiego spojrzenia. Ponadto był wysoki. Na kruczoczarne włosy od zawsze nakładał ogromne ilości żelu, co przez wielu uchodziło za ,,kiczowate” w porównaniu do jego wyczucia umiaru w innych kwestiach dbania o wygląd. Prócz tego dwudniowy zarost dodawał mu niezaprzeczalnego uroku. Był ogromnie charyzmatycznym bogaczem. Zajmował się sprzedażą antyków. Zaczął od kilku niesamowicie starych pamiątek rodzinnych, a skończył jako poważany na całym świecie biznesmen. Prawdę mówiąc teraz więcej inwestował na giełdach niż sprzedawał antyków. Pieniądze wydawał na to, co każdy próżny milioner- alkohol, kobiety, markowe ubrania, wille w egzotycznych zakątkach świata. Opływał w luksusie od naprawdę niezliczonych lat, choć wciąż nie tracił nic ze swojej młodzieńczości, a prawdę mówiąc nic się nie zmienił od czasu, gdy po raz pierwszy sprzedał wartościowy kufer podróżny, pochodzący z dwunastego wieku. Skąd go wytrzasnął- nie wiedział nikt. Utrzymywał, że to spadek po zmarłej babce. Kupującego zresztą to nie obchodziło. Turek dostał za niego naprawdę pokaźną sumkę.
W wolnych chwilach organizował  wystawne przyjęcia w swoich ogromnych posiadłościach.  Nowy York, Paryż, Oslo. Tym razem wypadło na wiecznie okryty mgłą Londyn. Właśnie dzwonił do jednego z gości, by potwierdzić jego obecność, gdy nagle do biura wparowała  blond włosa pracownica.
- Szefie… Przyszedł do pana pośrednik… - wysapała z  trudem. Brunet zareagował natychmiast. Odłożył słuchawkę, uprzednio przepraszając rozmówcę, i skinął na blondynkę głową. Dziewczyna zrozumiała gest. Piorunem wypadła z pomieszczenia, by poprowadzić zapowiedzianego  pośrednika wprost przed biurko szefa.  Po chwili przed Turkiem stanął elegancki, jednakże pospolitej urody rudzielec. Z niepewnością rozejrzał się po biurze. Siyah uśmiechnął się widząc, z jakim podekscytowaniem przygląda się wykonanej z marmuru posadzce, jak  gdyby bał się na niej stać. Był bardzo skrępowany i na oko również bardzo młody. Stanąć z samym Siyahem oko w oko, toż to prawdziwy zaszczyt. Tym bardziej, że jedynie udawał pośrednika. Ale o tym Anjo  nie wiedział.
Rudy z zakłopotaniem skinął w jego stronę głową, po czym z trudem wydusił:
-  Zgodnie z umową, wymiana nastąpi podczas dzisiejszego przyjęcia. Po umówionym znaku ma pan wskazać, do którego pomieszczenia mają udać się nasi ludzie.
- Doskonale, wprost doskonale!– na oblicze Siyaha wstąpił tajemniczy uśmiech.- Pogratuluj swojemu szefowi tak dobrze zaoferowanej przeze mnie ceny. Ten unikat w  rzeczywistości jest wart o wiele więcej!- pośrednik z pośpiechem pokiwał głową na znak, że zrozumiał jakie szczęście miał jego szef i zestresowany wyszedł.
 Siyah splótł palce. Nie mógł doczekać się godziny dziewiętnastej.
- W końcu pozbędę się tej kłopotliwej kupy złomu… - mruknął jeszcze nim wrócił do przerwanej pracy.

~*~

     Surrey, godzina 2:00 p.m
Do przyjazdu limuzyny zostały jeszcze cztery  godziny... spokojnie, Croft! Zdążysz!
     Lara z zażenowaniem przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Od pięciu minut próbowała zawiązać na sobie karminowy, obszyty koronką gorset. Niestety- bez powodzenia. Jego przód to jeszcze bajka, myślała rozdrażniona, ale to wiązanie z tyłu!
 Wstręt wzbudzała w niej myśl, że mogłaby go zacisnąć tak mocno, by nie móc oddychać. O nie! Kuszące wyobrażenie kawałku piersi wystawionej na światło  dzienne,  którym byliby podekscytowani mężczyźni, nie było powodem by skazać się na uduszenie!
Szczerze powiedziawszy nigdy nie wiązała gorsetu. Nie była też w stanie zapiąć delikatnego zameczka z tyłu ciągnącej się do ziemi, aksamitnej spódnicy. Ale powodem oporu materiału nie były kształtne biodra czy pośladki Croft, ale coś, co zamierzała ukryć pod miękko układającymi się fałdami spódnicy.
Ostatni raz miała na sobie tak trudną w założeniu suknię może z  20 lat temu. Kiedy jeszcze ktoś mógł pomóc jej w zapinaniu tego wszystkiego.  Potem na wszelakie okazje dobierała kreacje niewymagające niczego oprócz włożenia ich przez głowę.
Czuła się znacznie lepiej w takich wygodnych strojach. Dawnych czasów nie wspominała zbyt ciepło. Tych, kiedy w Croft Manor pracował sztab nadskakujących jej służących. I kiedy żyła bardzo wyjątkowa, choć tak bardzo irytująca ją osoba.
Amelia Croft. Jej matka. Na wspomnienie o niej i z powodu beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazła, ze zrezygnowaniem usiadła na swoim łóżku z poplątanym na całym tułowiu sznurkiem.
Z braku pomysłu ubrała na siebie sukienkę, którą matka dała jej bardzo dawno temu. Pamiętała, że Amelia upierała się, aby Lara założyła ją na jakiś bal. Chcąc jednak uniknąć tak eleganckich łaszek łkała, że sukienka jest za duża. Amelia z westchnieniem w końcu dała za wygraną.
Lara z uporem naciągała przód gorsetu, który niemiłosiernie wpijał jej się w piersi. A przecież miała jeszcze coś pod nim do ukrycia! Boże, pomyślała, takie stroje mogła wymyślić  tylko moja matka. I te wszystkie paryskie doradczynie, które tak chętnie zajeżdżały do Croft Manor. Znów usłyszała  drażniący ją stukot delikatnych obcasików, w których tak lubowały się paryskie przyjaciółki matki. Przypomniała sobie, jak wiele razy była zmuszana do wkładania tych idiotycznych, damskich butów, co tak ją irytowało. I zawód matki, gdy w końcu zrozumiała, że córka nie jest urodzoną damą. W głowie małej wówczas Croftówny na zawsze wyrył się grymas zażenowania wyrysowany na twarzy Amelii.
- Laraaa! – radosny krzyk wyrwał ją ze wspomnień. Usłyszała pewne kroki w korytarzu. Migiem powstała z łóżka i stanęła przed lustrem udając, że rozplątywanie wszelakich sznureczków w kreacji szczerze ją absorbuje. Po chwili w odbiciu za sobą dostrzegła uchylające się drzwi, a następnie wyłaniającego się zza nich Trenta. Z błogim uśmieszkiem i szczęściem wypisanym w roziskrzonych, błękitnych oczach oparł się o futrynę, wpatrując się z zachwytem w do połowy odsłonięte plecy Croft. Kobieta udawała, że nie zauważyła wchodzącego, jednak podświadomie uśmiechała się na widok ognia igrającego w jego męskim spojrzeniu. Stał tak przez chwilę, póki jej głos nie wyrwał go z obserwacji.
- Zawiążesz mi gorset…- mruknęła, bardziej stwierdzając fakt niż prosząc. Trent się nie opierał. Podszedł do niej. Z nieukrywanym żalem za traconym właśnie widokiem nagich pleców kobiety, naciągnął gorset na jej łopatki. Następnie spoglądając na ich wspólne odbicie w lustrze, przerzucił jej kasztanowe, pofalowane włosy na ramię. Zaczął rozplątywać delikatne sznurki oplatające całą jej talię.  Najpierw zabrał się za te z tyłu. Następnie, uprzednio chwilę się wahając, skierował swoją dłoń w kierunku jej biodra.
- No, no… Możesz to zrobić od przodu! Bez chwytów z Luwru, Trent. Mam do nich uraz…- wymruczała Croft, być może bardziej zmysłowo niżby tego chciała. Przewracając oczyma brunet obrócił ją ku sobie. Najpierw z nieukrywanym, jednak wciąż tym swoim ironicznym uznaniem omotała wzrokiem jego nagi tors. Specjalnie nie zapiął koszuli, pomyślała, ale jest przynajmniej na co popatrzeć. I tak w rzeczywistości było- kaloryfer Trenta był niezwykle muskularny i muśnięty słońcem. Pod białymi rękawami koszuli dostrzegała zarysy  świetnie wyćwiczonych mięśni jego ramion. Z mankietów wysuwały się dłonie o długich, jakby stworzonych do pieszczenia kobiet palcach.
Facet jak z bajki.
Facet nie dla niej.
- No, kurwa, nie ociągaj się! Rozplątuj te sznurki i zwiąż je z tyłu, z zapięciem z przodu sama sobie poradzę!- z zadowoleniem usłyszała ciche warknięcie Kurtisa. Teraz szybko i sprawnie rozwiązał wszystkie  guzki, a potem bez słowa odwrócił ją  tyłem do siebie. Niezwykle sprawnie zawiązał nieszczęsny gorset, podczas gdy ona stała i przyciskała jego przód do nagich piersi. W końcu nachmurzony opuścił jej pokój.
Czekała tylko  na to, by kroki zdenerwowanego mężczyzny oddaliły się w korytarzu. W końcu usłyszała trzask drzwi gdzieś w jego głębi i zaległa cisza. Croft już dłużej nie wytrzymując rzuciła się na swoje łóżko, głośno zanosząc się dzikim śmiechem.
- Ten gnojek naprawdę sądził, że rzucę mu się w ramiona?!- zwinęła się w kłębek, nadal rżąc z radości. Dopiero niebezpieczny zgrzyt zameczka w spódnicy ją uspokoił. Błyskawicznie podniosła się z łóżka i zrzuciła z siebie wciąż podtrzymywany z przodu gorset.
- A oto i główna atrakcja!-  z zapałem wyciągnęła dłoń po schowany pod poduszką stanik. Ubrała go, a następnie z poszerzającym się na ustach uśmiechem wydobyła jeszcze turkusowy podkoszulek. Obcisły. Założyła go przez głowę, a potem zajęła się zapinaniem na nim gorsetu. Gdy już się z tym uporała, ściągnęła ramiączka podkoszulka oraz biustonosza z ramion.  Wepchnęła wszystkie z trudem za gorset. Wystające części podkoszulka także.
- Oh, to będzie piękny wieczór!

    Trent nie  miał się w równie szampańskim humorze. Chciał  kogoś zabić. Albo przynajmniej postrzelić.
- Za kogo ona się ma, żeby tak grać na uczuciach wszystkich wokół?!- krzyknął na cały pokój, kopiąc niczemu winną szafkę z bielizną. Roztrzęsionymi dłońmi próbował zapiąć mankiety koszuli. Croft. Wściekła suka. I on miał z nią iść na to pieprzone przyjęcie? Oh, po co w ogóle zabierał tę karteczkę z kieszeni nieżywego strażnika? Strahov zawsze przynosił mu pecha. Najpierw miał stać się miejscem zemsty za ojca. Wyszło jedno, wielkie fiasko. Croft pozabijała wszystkich, a on- ranny- musiał wlec się za nią niczym przypałętany pies. A wczoraj? To ona uwolniła ich z tych pieprzonych podziemi, bo on nie chciał zabić strażnika. Jedyną rzecz jaką zrobił, to znalazł tę karteczkę. I znów fiasko! Bo oto na wizytowym papierze odczytał zaproszenie. Na dzień następny, godzinę 7:00 p.m. W Londynie. Podane było nazwisko zapraszającego, jednak adresu nie znalazł. Lara jednak od razu skojarzyła  słynnego sprzedawcę antyków- w końcu sama odszukiwała wspaniałości z przeszłości. Bez trudu wyrecytowała adres jego londyńskiej willi. Mówiła jednak, że osobiście nigdy się z nim  nie spotkała. Z tyłu małej karteczki znaleźli adresatów: Szanowna Pani Samantha i Pan William Spencerowie. Pewnie jacyś kupcy, pomyślał wtedy. Lara wyraziła swoją chęć pójścia na przyjęcie. O nie, nie żeby potańczyć, tylko sprawdzić, czy zdarzy się coś tam godnego ich uwagi!
Teraz będę musiał użerać się z Croft cały wieczór, myślał gorączkowo. Nic nie działało  na mężczyznę bardziej niż urażona duma.
Żeby dać kosza mi? Głupia!
Nagle ktoś szarpnął jego ręką w tył. Syknął cicho, zdziwiony, bo poczuł, że ten ktoś zapina mu mankiet.
- Lara? Co ja znowu zrobiłem?!
- Słyszałam huk. Nie rozwalaj mi rezydencji, Kurtis- oszołomiony jeszcze bardziej odwrócił się w tył. Lara stała za nim w upiętych w awangardowego koka włosach. Kilka niesfornych, krótszych kosmyków opadało jej na twarz. Jakaż ona jest śliczna, pomyślał.
Przemawiała niby ostro, jednak wyczuł w jej głosie poczucie winy. Niemożliwe! Wolał jednak nie wyrażać swojego zaskoczenia na głos. Jedno nieuważne słowo mogło zniszczyć tę chwilową idyllę. Zapięła drugi mankiet. Potem z nieokreśloną miną zabrała się za zapinanie jego koszuli. Robiła to bez uczucia, jednak sam fakt był nader szokujący.
Nagle jej zwinne palce znalazły się na rozporku mężczyzny. Teraz jego zdziwienie przemieszało się z podnieceniem. Poczuła przez materiał spodni garniturowych, że jego męskość sztywnieje. Uśmiechnęła się do niego  tajemniczo. I z uśmiechem zapięła jego dotychczas rozpięty rozporek.
- Widzimy się za pół godziny na dole- mruknęła wciąż się uśmiechając i udała się w stronę drzwi. A Trent poczuł, jak wzbiera w nim nowa fala złości. Szlag by trafił tę babę!

~*~

    O godzinie 5:30 p.m. limuzyna wioząca ,,państwa Spencerów” zajechała na Harley Street 19 w Londynie, gdzie mieściła się willa Anjo Siyaha.
By zachować pozory partnerstwa, choć Lara się opierała, Kurtis położył jej dłoń na swoje przedramię. Tak wsparci o siebie podeszli do bramy wejściowej. Ciepły, wieczorny wietrzyk rozwiał włosy Croft na wszystkie strony.
Kurczowo zaciskała swoje drobne palce na przedramieniu partnera. Ten był pewien, że robiła to nieświadomie. Całą sobą wykazywała postawę obronną. Trentowi swoją czujnością przywodziła na myśl dziką kotkę. Nie ważne, że w eleganckich ciuchach- Croftówna pozostaje Croftówną, wiecznie z dzikim błyskiem w oczach.
Przy bramie stało dwóch strażników w garniturach. Pod prążkowanymi kamizelkami, zawieszone na kaburach, spoczywały pistolety. Trent dokładnie widział ich zarysy.
- Państwa godność?- zapytał jeden, kiedy już para stanęła przed nimi. Bardziej tykowatego mężczyzny Lara chyba w życiu nie widziała.
- Spencer- odrzekł Kurtis, poprawiając muszkę. Od początku obawiał się, że plan może nie wypalić. Najbardziej bał się tego, że Spencerowie to popularni kupcy. Gdyby tak było, wygląd zdradziłby naszych ,,Spencerów” w trymiga.
- Chwileczka… przecież państwo nie potwierdzili przybycia- odezwał się drugi dryblas. Widać było, że typowy z niego osiedlowy cwaniak.
Na jego podejrzenia Lara zatrzepotała wymalowanymi rzęsami.
- Ależ jak to... Przecież nasz lokaj miał zadzwonić i zaakceptować nasze przybycie! Kochanie, koniecznie musimy go zwolnić. Cóż za niesubordynacja. Trent uśmiechnął się, niby to dla uspokojenia rzekomej małżonki, a tak naprawdę dla uznania jej świetnej gry aktorskiej.
- Oh, z pewnością. To nie ujdzie mu płazem. Szanowni panowie wybaczą, w zaistniałej sytuacji będziemy chyba zmuszeni wrócić do domu. Zadzwonimy do Anjo jutro. Najwyżej spotkamy się z nim na następnym przyjęciu. Dobrej zabawy, chłopaki!- Trent już zamierzał się odwrócić, gdy jeden ze zdezorientowanych ochroniarzy szybko krzyknął:
- Nie, proszę wejść! Nastąpiła pomyłka, ale przecież to nic. Pan Siyah na pewno się ucieszy!- już w dwójkę wskazali im rozchylone, wykonane z charakterystycznym dla baroku przepychem wrota willi.  Croft skinęła głową na podziękowanie i lekko szarpnęła Kurtisa za ramię. Do drzwi prowadziła dróżka wysypana szarymi kamyczkami. Lara przeklinając swoje wysokie buty, podtrzymując się Trenta, powoli szła do przodu, byleby tylko nie skręcić nogi. W końcu wdrapali się na schody prowadzące do wnętrza willi. Wnętrze parteru zajmowały prowadzące na górę, wyrzeźbione w marmurze schody. Doprawdy, poczuliby się jak w średniowiecznym zamku, gdyby nie przyozdobione kryształami żyrandole, zwisające kilka metrów nad podłogą.
Z głębi willi dobiegała muzyka klasyczna, najwyraźniej grana przez orkiestrę. Rozglądając się wciąż wokół, wspięli się po schodach. Na ich szczycie, na wprost, dwóch ubranych we fraki mężczyzn otworzyło przed nimi wykonane ze szkła, doprawione srebrnymi ornamentami drzwi. Teraz niezmącona żadną przeszkodą muzyka zagrała czysto w ich uszach. Z pewnym niepokojem weszli do otworzonej sali. W przeogromnym pomieszczeniu, z uśmiechem na ustach i  kieliszkami w dłoniach, rozmawiało stado przedsiębiorców.  Skupieni  najczęściej w trójkach, energicznie gestykulując, rozprawiali o swoich interesach i narzekali, jak to ostatnimi czasy żony im gwizdnęły ostatnie pieniądze na zakup nowej torebki.
Większość młodszych kobiet – może nawet i córek tych snobów- poubierało się w krótkie, obowiązkowo z różowym akcentem sukienki, niczym na dyskotekę. Chyba nie za bardzo wiedziały, dlaczego zostały zaproszone i przez kogo, ale wyśmienicie się bawiły, opowiadając sobie o nowych ciuchach sprowadzonych z Włoch przez tatusia. Lara skrzywiła się. Ewidentnie nie pasowała do tych głupiutkich lalek w swojej eleganckiej sukni z gorsetem. Kiedy chciała się podzielić ciętą uwagą na temat różowych lal z Kurtisem, z wściekłością zauważyła, że właśnie gapi się na jedną z nich. Miała ochotę dać mu z pięści między oczy, ale żeby nie wywołać skandalu, szepnęła mu tylko do ucha:
- Gdyby nie kasa tych wszystkich gamoni, byłyby nikim- Trent zmarszczył  brwi, nie odrywając wzroku od ślicznej dziewczyny.
- Zastanów się... Gdyby nie kasa ojca, też mogłabyś  być nikim.- Przekroczył granicę. Lara wymierzyła mu policzek, dość dyskretny, ale bolesny, po czym szybkim krokiem odeszła. Kurtis lekko oszołomiony, w momencie, kiedy Lara zniknęła w tłumie, został poproszony do tańca przez ubraną w turkusową bombkę blondynkę. Nie zastanawiając się nawet nad jej propozycją zgodził się. Dziewczyna wyciągnęła go na parkiet i próbowała wywijać piruety do klasycznej muzyki, przy okazji starając się epatować seksem. Kurtis rozbawiony tym dał się porwać jej antyrytmicznym wygibasom i również zaczął tańczyć jak na dyskotece. Po chwili zgrzany zdjął marynarkę. Od akurat przechodzącego z tacą kelnera wzięli dwa kieliszki brandy. Młoda szybko wypiła alkohol i zaczęła  obracać szkło w dłoniach.
- Tobie w ogóle wolno pić? Nie za młoda jesteś?- zapytał Kurtis, wypijając swoją brandy. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.
- No, mam prawie osiemnaście lat... Ojciec zabrał mnie na to nudne przyjęcie dla nudziarzy, więc muszę się jakoś rozerwać,  nie? Ale wiesz, ty nie jesteś żadnym nudziarzem!- brunet rozśmieszony parsknął. Zauważył, że blondynka szykuje się do powodzenia jeszcze czegoś. Zachęcił ją więc krótkim ,,mów”.
Spąsowiała dziewczyna, zaciskając palce na kieliszku, wybąkała:
- Jak masz na imię?
- Kurtis- i wówczas jakiś nerw w ciele bruneta jakby się naprężył, a nagły błysk zaszedł mu oczy. ,,Cholera!”, pomyślał. Tak dobrze zaczął się bawić, że kompletnie zapomniał o tym, że na tej sali ma występować jako William Spencer. Młoda zdawała się nie zauważyć nagłego zwężenia jego źrenic. Była wręcz podekscytowana odpowiedzią.
- O mamuniu! Kurtis! Ten Kurtis Scissons? Ten menadżer z Toronto!? O mamuniu! Mój stary gadał o tobie w limuzynie przez jakieś dziesięć minut. Ale się ucieszy, jak mu powiem, że tutaj jesteś!- Kurtis uśmiechnął się niezręcznie. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
- Oh, no widzisz... A myślałem, że jednak pozostanę anonimowy. Ale to nic! To co, będę miał zaszczyt poznać twojego ojca?- z ulgą dostrzegł, że blondynka nie wychwyciła trwogi w jego głosie. Uradowana złapała go pod ramię. Kurtis szybko się wyrwał i poprosił, żeby przyprowadziła ojca, a on poczeka. Dziewczyna w euforii pokiwała głową i szybko zniknęła w tłumie tańczących par, postukując obcasami. Trent westchnąwszy z ulgą udał się w przeciwnym kierunku, żeby młoda z powrotem go nie dorwała. Miał nadzieję, że Lara nie widziała, jak wywijał z ponętną dziewczyną. Już i tak narobił sobie kłopotów, i to w zaledwie 10 minut! Nagle zza członków orkiestry, siedzących na scenie, wyłoniła się ubrana w mieniącą się barwami tęczy suknię rudowłosa dziewczyna. Wyglądała niczym gwiazda lat osiemdziesiątych. Posuwała się powoli i z gracją, aż dotarła przed czoło orkiestry. Wówczas można było zauważyć, że w dekolt sukienki ma wpięty niewielki mikrofonik. Wszyscy goście umilkli i zwrócili wzrok ku młodej, rudowłosej bogini.
- Witam wszystkich państwa serdecznie!- zawołała melodyjnym głosem, który rozniósł się po całej sali echem.- Ja oraz moi koledzy z orkiestry chcieliśmy zaprosić wszystkie przybyłe pary do zatańczenia walca wiedeńskiego. Prosimy panów o odnalezienie swoich towarzyszek, a panie z kolei o zakończenie plotek! Niech zacznie się zabawa!- wszyscy zaczęli głośno klaskać. Inwestorzy byli zachwyceni. W sumie nie było to dziwne, bo większość stanowiła osoby w wieku średnim, które na przykład dyskoteką byłyby raczej oburzone. Zgodnie z zaleceniem panowie rozpoczęli poszukiwania swoich żon i partnerek, obsiadłych stadnie przy hebanowych, polerowanych stolikach.
Trent gorączkowo rozglądał się po sali. Próbował w tłumie wyszukać Larę, a jednocześnie uważać, żeby nie natknąć się na swoją dotychczasową towarzyszkę i jej ojca. W końcu znalazł Croft.  Podpierała ścianę i wpatrywała się w posadzkę, jakby zafascynowana szybko niknącymi cieniami przechodzących obok ludzi.
Brunet podszedł do niej i delikatnie dotknął jej ramienia. Jak się spodziewał, kobieta szybko machnęła ręką i spojrzała na niego wojowniczo.
- Laro, proszę...- szepnął tak, by było to dosłyszalne tylko dla niej. Croft fuknęła tylko i szybkim krokiem pomaszerowała na środek sali, gdzie już przygotowywały się pozostałe pary. Trent uznawszy to za oznakę chwilowego, ale jednak wybaczenia, poszedł za nią. Ona najwidoczniej umiała tańczyć walca wiedeńskiego, bo zaczęła pokazywać mu, jak ma się ustawić. Wyprostowała się, podeszła do niego, by ich biodra znajdowały się blisko siebie, lekko uniosła jego głowę za podbródek, a twarz skierowała trochę w lewo. Jego prawą dłoń położyła na swojej lewej łopatce, a następnie wplotła swoją dłoń w pozostałą mu lewą i uniosła w bok na wysokość swojej głowy. Wówczas orkiestra zaczęła grać. Trent zdezorientowany patrzył tylko pod nogi i powtarzał antagonistycznie kroki Lary. Na ułamki sekundy zerkał na jej twarz. Wpatrywała się w parkiet, chyba nie do końca ufając wysokim obcasom. Wirowali wśród oddalonych nieco par. Czarna, długa suknia Lary unosiła się w tańcu i oplatała garniturowe spodnie Trenta. Brunet po chwili przyzwyczaił się do powtarzających się kroków i teraz spoglądał już tylko na Larę. Jej włosy delikatnie unosiły się w wirze, a w oczach odbijał się blask światła. Teraz i ona, zarumieniona z wysiłku, patrzyła prosto w oczy partnerowi. Gdyby ktoś spojrzał na nich ze znacznej wysokości, wyglądali by jak huragan jednolitej, czarnej barwy. Jak wirująca jedność.
Nim się spostrzegli, orkiestra zagrała ostatnią nutę i wszyscy goście rozentuzjazmowani zaczęli z wdzięcznością bić gromkie brawa. Jedyną parą, która nie biła brawa, byli oni. Zmieszana Lara wciąż trzymała dłoń na prawej łopatce Trenta, z rozognionymi policzkami próbując uciec gdzieś wzrokiem. W końcu z wahaniem opuściła dłoń i oddaliła się od niego  na kilka kroków, przygryzając wargę. Goście powracali do pogawędek, niektórzy zostawali na środku i nadal tańczyli. Tylko ona wciąż stała w pewnej odległości od Kurtisa i  milczała. W końcu jednak marszcząc brwi uniosła na niego wzrok. I zamarła. Trent wciąż cierpliwie czekał. Jednakże jak się zdziwił, kiedy ona nagle wyciągnęła dłoń i palcem wskazała coś znajdującego się za jego plecami.
Ten błyskawicznie odwrócił się i od razu rzucił mu się w oczy wskazywany przez kobietę ,,obiekt”. Na końcu sali stało trzech mężczyzn, ubranych jednakowo w szare garnitury. Wszyscy trzej stali na baczność, ale po chwili zniknęli w znajdujących się w rogu sali drzwiach. Trent z powrotem odwrócił się do Croft. Popatrzyła na niego porozumiewawczo i oboje poszli w kierunku drzwi. Kiedy już znaleźli się przy nich, obejrzeli się jeszcze, czy aby nikt nie zwraca na nich uwagi. Po upewnieniu się, że wszyscy mają ich w dupie, Lara ostrożnie nacisnęła klamkę. Drzwi nieznacznie się uchyliły i wskoczyła za nie, a w ślad za nią Kurtis. Znaleźli się w słabo oświetlonym, chłodnym korytarzu, u wylotu którego świeciło się światło. Nagle Croft zaczęła zdzierać z siebie dół sukni, a trzask rozrywanego materiału rozniósł się po całym tunelu.
- Co ty do cholery wyprawiasz?!- wyszeptał Trent, chwytając ją za ręce.
- Mama byłaby wkurzona... – odszepnęła Lara i wyrywając z jego uścisku dłonie nadal rozszarpywała sukienkę. Następnie rozpięła z przodu  gorset i upuściła go  na ziemię. Trent obserwował z podziwem to, co dotychczas było ukryte pod kreacją.
- Ty czwana bestio!- szepnął z uznaniem. Croft w tym czasie naciągała szerokie ramiączka turkusowego topu na ramiona. Oprócz bluzki miała  na sobie beżowe spodenki, a do nich przyczepione były dwie kabury, z berettami w środku.
Jedyne co zakłócało  jego podziw, a wywoływało uśmiech, to niepasujące do zmienionego stroju szpilki. Szybko zorientowawszy się, że obserwuje jej stopy, zrzuciła wysokie buty z nóg i z dumą, na palcach, potruchtała w kierunku wylotu korytarza. Kurtis równie cicho poszedł za nią. Zatrzymali się poza obrębem sączącego się z pomieszczenia światła. Trzech mężczyzn w szarych garniturach stało jakieś pięć metrów przed nimi. Z lekka po ich lewej stronie, przy wyrzeźbionym z dębu biurku, siedział zaciągający się cygarem - jak się domyślali- Anjo Siyah. Na jego kolanach leżała obita skórą walizka.
Ukryty w półmroku duet wsłuchał się w rozmowę między czterema mężczyznami.
- Bardzo się cieszę chłopcy, że już się tego pozbywam! Zabierzcie jak najdalej ode mnie ten antyczny rupieć i pogratulujcie serdecznie szefowi!- powiedział zadowolony Siyah, kładąc walizkę z tajemniczą zawartością na biurku. Mężczyzna stojący pośrodku otworzył ją i wyjął znajdujący się w środku przedmiot. Ani Kurtis, ani Lara nie zdołali dostrzec, co to takiego. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło. W mgnieniu oka wręcz!
- No cóż, panie Siyah... Z przykrością i zadowoleniem muszę panu oznajmić, że teraz się pożegnamy!- mężczyzna wykonał jakiś ruch, a Turek niemalże nie zadławił się trzymanym w ustach cygarem. Lara nie namyślając się za długo wyjęła beretty z kabur. Jedną rzuciła Trentowi, a z drugą zwinnie wskoczyła do pomieszczenia.
- Stać, psie!- wyrzuciła z siebie, mierząc pistoletem prosto w głowę środkowego gacha. Cała trójka obróciła się zaskoczona, ale już po ułamku sekundy dwóch wyjęło broń. Środkowy, jak się okazało, trzymał miecz.
Z ciemności wyskoczył Trent, mierząc w jednego z przeciwników.
- Zajmijcie się nimi!- rozkazał towarzyszom ten środkowy, najwyraźniej przywódca. Sam zaś doskoczył z powrotem do Siyaha.
Croft szybko oddała strzał w jego głowę. W międzyczasie Trent nie próżnował i zastrzelił namierzonego chwilę wcześniej mężczyznę. Kolejny strzał- oddany przez Larę- pozbawił życia ostatniego przeciwnika.
Turek pełnymi przerażenia oczami obserwował krew zalewającą marmurowe płytki jego gabinetu. Kiedy w końcu podniósł wzrok na swoich wybawców, łzy popłynęły mu po policzkach.
- Ocaliłaś mi życie!... Jak ja ci się odwdzięczę!...- szepnął urywanymi słowami, składając drżące dłonie jak do modlitwy. Padł na kolana i wypluł uwięzionego w gębie cygara. Lara ignorując go, szepnęła - Nie byli przygotowani na problemy...- i nogą przewróciła najbliższego truposza na plecy. W miejscu, w którym leżał, pozostał miecz. Kobieta mrużąc oczy przykucnęła i ostrożnie podniosła go z posadzki. Następnie, opierając go na swoim barku, wstała. Z zastanowieniem przyjrzała się uratowanemu Turkowi, ale zaraz zaczęła oglądać miecz z każdej strony. Po chwili ciszy, przerywanej jedynie pobrzękiwaniem metalu w jej dłoniach, orzekła:
- Z odwdzięczeniem się... to  nie będzie takie trudne- rzuciła krótkie spojrzenie Siyahowi, a potem przeniosła je na Kurtisa. Ten tylko zmarszczył brwi w niemym zapytaniu. Turek piskliwie zaśmiał się z radości.
- Mów szybko, o wybawicielko! Zrobię wszystko!- Lara znów przeniosła wzrok na miecz. Uśmiechnęła się drwiąco. A zdanie, które zaraz potem wypowiedziała,  nie tyle zmroziło Siyaha czy Trenta, ale w całym pomieszczeniu jakby obniżyło temperaturę, a światło ściemniło.
- Opowiedz mi wszystko, co wiesz o Nephilimach.

Dedykuję trzem swoim słoneczkom: mojej kochanej J., Ali i Pati-Ann. Dziękuję wam za przeogromne wsparcie, a czasem i porządny kop! Gdyby nie wy, ten rozdział by prawdopodobnie nie powstał. Dlatego gorąco ściskam was wszystkie. I dziękuję!


4 komentarze:

  1. Ach, najlepsze uczczenie tego, gdy o 1 w nocy przypominam sobie, że mam do zrobienia test na e-learningu do południa następnego dnia, i wykonanie go w ciągu niecałej godziny - najlepiej to uczcić rozdziałem u Pati! 5 pewnie nie będzie, ale taka niespodzianka po takim długim oczekiwaniu to znacznie lepsza nagroda!
    Kiedy to ostatni rozdział wrzuciłaś? Chyba 9 miesięcy temu... to odpowiedni czas, akurat, by się nowy narodził. ;)
    Nie masz chyba co poprawiać w tym rozdziale. Estetycznie - wyśrodkowanie jest trochę irytujące. Ale poza tym śliczny wystrój! :) Te nasze umiłowania do mrocznych klimatów.
    Co do samego rozdziału - już od opisu tegoż Turka czułam, że będzie dobry. No ale się pomyliłam. Bo jest nie dobry, tylko bardzo dobry! "Croft. Wściekła suka." To dla mnie nieoficjalny tytuł rozdziału :) Lara zachowuje się strasznie przed balem, na balu niedużo lepiej. Ale walc wiedeński... no, aż słyszałam myślach różne fajne melodie i widziałam L&K tańcujących niczym na turnieju.
    A mój ulubiony fragment to ten, gdzie Lara zakłada sukienkę. Przy okazji uchylasz rąbka tajemnicy i zdradzasz co-nieco o relacjach między Amelią a Larą.
    Fajnie, że znów z nami jesteś. Czekam na CD!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mam pecha! Napisałam Ci już dość sytego komentarza, a tu BACH! Wyłączyli prąd!;( To pewnie z tych emocji, co we mnie siedzą po tym rozdziale, powstało spięcie. ;)

    Hehe ale była jazda! Od samego początku się fajnie zaczęło. Moment z ubieraniem kiecki rzeczywiście interesujący, ale mnie się najbardziej spodobał pomysł Lary co do ubrania się "pod spodem".;) To było naprawdę bardzo przydatne! Przewidziała bezbłędnie, że będzie strzelanina albo mordobicie.;)

    Nie dziwię się Kurtisowi, że taki był wściekły, ale osobiście uważam, że przegiął z tym tekstem, że Croft byłaby nikim gdyby nie kasiura od ojca. xD Chyba na jej miejscu też dałabym mu po pysku. No i z tą lalą w sukience bombce też przegiął hehe, ale to naprawdę był świetny kawałek, ja nie mogłam przy tym tekście:
    "Dziewczyna wyciągnęła go na parkiet i próbowała wywijać piruety do klasycznej muzyki, przy okazji próbując epatować seksem." buhahhaha to próbując epatować seksem jeszcze "przy okazji"mnie rozbroiło!xD hahhahaha pewnie uzyskała wręcz odwrotny efekt, nie?!;DD Nie no, jak sobie wyobraziłam taką małolatę obok Kurtisa, która się nieumiejętnie wygina i przegina to po prostu śmieję się sama do siebie. xD
    Jeszcze ta gadka była całkiem niezła i nie wiem dlaczego ale mnie rozbawiła: "Mój stary gadał o tobie w limuzynie przez jakieś dziesięć minut." xD

    A to mnie zaskoczyło i to masakrycznie!:

    "Ona najwidoczniej umiała tańczyć walca wiedeńskiego, bo zaczęła pokazywać mu, jak ma się ustawić. Wyprostowała się, podeszła do niego, by ich biodra znajdowały się blisko siebie, lekko uniosła jego głowę za podbródek, a twarz skierowała trochę w lewo. Jego prawą dłoń położyła na swojej lewej łopatce, a następnie wplotła swoją dłoń w pozostałą mu lewą i uniosła w bok na wysokość swojej głowy."
    Skąd Lara umie tańczyć walca wiedeńskiego????!!!! Szok!!!

    Ale ogólnie biba fajna, lubię czytać o jakiś balach albo innych imprezach!;) Długo na Ciebie czekaliśmy, Pati, ale było warto!;) Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się niebawem! Ale miałaś wenę, super kawał tekstu!;) Mam nadzieję, że Lara z Kurtisem dalej będą współpracować razem, że się nie pokłócą albo coś innego!;)

    Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam serdecznie!;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu... znaczy wiem, że tekst wyszedł wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam te kilkanaście minut... i nie żałuję, że poświęciłam czas na ten tekst! Tęskniłam za tym stylem!

    Godzina... 14? W Surrey? Wiesz, że Cię kocham :) Ale Nasty Ci powie, że jak dostrzegę minimalny błąd, zaraz go wypomnę, jak to ja jej, a ona mi :D Anglia- dwunastogodzinny tryb - czyli nie 14, a 2p.m xD
    A innych w ogóle nie zauważyłam :D

    Lara w gorsecie, o zgrozo! Co ona, biedna musiała przeżywać :) Ale Kurtis na pewno był wniebowzięty faktem, że może jej pomóc <3 jaki on pocieszny i w ogóle słodki ^^ świetnie mi się o nim czyta :D normalnie zabrałabym go Larze i już nie oddała, zamieniła Surrey na Kędzierzyn i nie wypuszczałabym go z mojej dwupokojowej rezydencji xD

    Chciał zabić? Albo przynajmniej postrzelić... to mnie rozbroiło :D niegrzeczny... a kobiety kochają czarne charaktery! Turkusowa bombka blondynka mnie wkurza od samego pierwszego zdania, że tańczy z Trentem. Co za suka xD I jeszcze jak można pomylić takiego przystojniaka Trenta z jakimś menadżerem. A on jeszcze się podszywa, bezczelny! A Lara... mogłabym myśleć, że rozbierała się specjalnie dla niego, no ale wiadomo, że byli w czasie akcji i nie mieli czasu na przyjemności. Wiadomo, jak w Legendzie, że zawsze, nawet w kiecce jest gotowa do boju :D Tylko jak ona musiała wyglądać, mając pod sukienką gatki ^^ Trentowi z zainteresowania pewnie szczęka opadła z wrażenia, uwielbiam sobie wyobrażać sceny, które opisujesz ^^ <3b
    Naiwny Turek :D zachowuje się jakby Lara była jego guru, no... moim też trochę jest, nie powiem, że nie, uwielbiam ją, chociaż mi nigdy życia nie uratowała xD
    Szkoda, że wszystko działo się tak szybko. A może ja tak szybko czytałam, a teraz po prostu żałuję, że nie delektowałam się tym tekstem, ale połknęłam go z prędkością światła i ... chcę więcej!

    Przepraszam za taki nieokrzesany, niepoukłądany komentarz, piszę, co mi ślina na język przyniesie i przenoszę to na palce, z palców na klawiaturę... ach, piszę pod wpływem chwili i ciągle w głowie mam tę imprezę :D uwielbiam te klimaty.

    Paczuszka poświąteczna rusza pierwszego, bo akurat skonczę ją na weekend przygotowywać :D a będziesz miała, co robić jak ją dostaniesz ^^ ciii. to niespodzianka, już nic więcej nie zdradzę!
    Kocham Cię, buziaki!
    Twoja Lilka!




    OdpowiedzUsuń
  4. widzę, że Lara gra na uczuciach Trenta, wcale się nie dziwi, że się wkurzył, nie mogę się doczekać następnego zapraszam też do mnie

    OdpowiedzUsuń