sobota, 29 grudnia 2012

No to szykuj się, Trent! cz. 1



W dużej mierze pisane do utworu:
 Quest for Freedom- Future World Music
Mam nadzieję, że przypadnie do gustu, a przynajmniej od połowy rozdziału. I nie pozasypiacie przy lekturze ^,^.

Lara ocknęła się. W uszach zadudnił jej warkot silnika, wzmagający ból głowy. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, złapała się za skroń. Dopiero po chwili jej oczy były zdolne rozróżnić złotą barwę igrającego nad jej głową światła, z blado zarysowaną na jego tle dłonią.
Cicho wyszeptane ,,chodź” odbiło się echem w jej świadomości. Uniosła drżące powieki wyżej. Poczuła uścisk na swoim przedramieniu, jednak nie była w stanie go odtrącić. Po prostu poddała się obcej dłoni, wstając za jej rozkazem.
,,Lara… chodź”- znów ten sam, szepczący głos. Starała się zapanować nad swoją ,,chodzącą” na wszystkie strony głową, jednak po kilku nieudanych próbach, w końcu znalazła pomoc w oparciu czoła o twardą, męską pierś. Poczuła uścisk na drugim przedramieniu. Mężczyzna niezwykle delikatnie pociągnął ją do przodu. Z wahaniem postawiła krok w żądanym kierunku.
Usłyszała skrzypnięcie, jakby otwieranej bramy. Za ,,namową” jego dłoni przeszła jeszcze kawałek, aż ją zatrzymał.
Stuki głucho odpowiedziały echem z drugiej strony drzwi. Spod przymkniętych oczu dojrzała długi, wyłaniający się ze światła cień.
Nieznajomi sobie dotychczas panowie stanęli ze sobą twarzą w twarz. Stojący w progu spojrzał z cichym westchnięciem na drugiego, podtrzymującego ledwo co stojącą  na nogach kobietę.
- Dobry wieczór…-  mruknął z przekąsem otwierający. Chyba nie pierwszy raz widział tę ,,damę” zalaną w cztery dupy.
- Dobry. Jak widzisz, przyprowadziłem Larę do domu…- odparł brunet stojący przed nim, pewnie  podtrzymujący dziewczynę.
- No, toś chyba pierwszy, który nie zostawił jej bez ubrań w jakimś parszywym hotelu… - spojrzał na obcego sobie faceta z uznaniem. Nie wyglądał mu na pijaczka. I miał  nadzieję, że to jedna z tych nielicznych subkultur, z którymi Lara raczyła się nie zadawać.
- Wejdź, głupio tak w progu stać!- z serdecznością wręcz wskazał dłonią salon tuż za sobą, ciepło opromieniony ogniem z kominka. Tamten przytaknął, i z nieukrywaną ulgą wprowadził kobietę do pokoju. Lara strzepnęła jego palce z ramion i chwiejnym krokiem dotarła do kanapy.  Opadła na nią, znów zamykając oczy z cichym, typowym dla otumanionych alkoholem pomrukiem. Stojący w dalszym ciągu przy drzwiach z niedowierzaniem potrząsnął głową.
- Z kim ja się do cholery zadaję?..- szepnął pod nosem. No ale cóż, ta kobieta miała urok osobisty. Miała to coś, co przekonało go do odwalania za nią części robót. I do tego, by był jej przyjacielem.
- Komputerowiec Lary. Zip.- odezwał się kolejny raz, podchodząc w stronę siedzącego już na fotelu mężczyzny. Tamten męskim zwyczajem serdecznie wyciągnął w jego kierunku dłoń.
- Kurtis. Miło cię poznać, w tych niezbyt miłych okolicznościach… - czarnoskóry facet uścisnął jego dłoń i usiadł z boku podkulonych nóg Lary na kanapie. Trent czuł się niezbyt swojo, widząc te wszystkie idealnie wypucowane, marmurowe podłogi, obrazy, skąpane w ciepłym świetle bijącym z kominka wmurowanego w ścianie naprzeciwko,  błyszczące w półmroku diamentowe sople na pokaźnych rozmiarów żyrandolu na suficie, rzeźbione poręcze u schodów prowadzących na piętro wyżej. Mimo tego bogactwa dom zdawał się pusty, ale powodem mogła być nieco późna już pora.
- Aj,  niemiłych. Grunt, że wróciła. To znaczy, że ją odwiozłeś. Szczęście to ty miałeś, żeś po pysku nie dostał za dotknięcie jej!- Zip szczerze się zaśmiał. Brunet o niebieskich oczach wywarł na nim wrażenie swoją jakże dżentelmeńską postawą.
,,No, przeszedłeś u mnie ten pierwszy poziom, obyś na dalszych się nie skuł!‘’
Kurtis nic nie odpowiedział. Nie był w stanie.
,,Odwiozłeś ją. Świetnie, że ze szczerymi intencjami…” Sumienie? W sprawie kobiety? ,,To śmieszne, panie Trent! Obudźże się w końcu! Tyle razy kłamałeś, plułeś ludziom w twarz. Nie ma czegoś takiego jak sumienie. Ona NIE MOŻE ci pomóc. Jesteś sam. Zawsze byłeś sam…” Ściągnął brwi, rozum w końcu do niego przemówił. Jego rodzice zginęli za sprawą Cabal. Nie mógł pociągnąć za sobą nikogo innego na stracenie. Choćby nie wierzył w pojęcie sumienia, pozostawała moralność.
,, Nawet jeśli wygrasz, to i tak będziesz martwy. Bądź świnią. Tak jak do tej pory.”
Gwałtownie podniósł się z siedzenia. Spojrzał spod półprzymkniętych powiek na zdziwionego Zipa.
-  Lepiej będzie, jeżeli ja już pójdę. Uważaj na nią, Zip. Dzisiaj trochę przeholowała… - rzucił tylko, kierując się do drzwi.
- Zaczekaj!- czarnoskóry natychmiast do niego doskoczył, kładąc mu palce na barku. Trent się odwrócił, choć w duszy tak bardzo chciał, żeby nikt go nie powstrzymywał. Nie mógł spojrzeć na uspokojoną przez sen kobietę, na jej twarz. Zmuszał się do tego, by  nie wyobrażać jej sobie w momencie, kiedy dowie się, że zniknął. Zasznurował wargi, z udawanym opanowaniem patrząc w oczy czarnoskóremu.
- Byłbym ci bardzo wdzięczny,  gdybyś mi powiedział, gdzie zostawiła swój motor. Jak się domyślam nie przywiozłeś jej na nim.
- Nie wiem. Może na lotnisku w Londynie. Naprawdę nie wiem…- wzruszył ramionami, i tym razem już niezatrzymywany doszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Do  jego uszu doszło jeszcze ciche zdanie:
-  I dziękuję za Larę, bo od niej słów wdzięczności raczej nie usłyszysz.- drzwi zatrzasnęły się za brunetem. Przywarł do nich, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Spojrzał na swoje dłonie. Drżały. Ale mimo tego tym razem to on wygrał.
Szybkim krokiem opuścił teren Croft Manoru. Przy bramie zarzucił torbę na ramię, zostawioną tam na jego prośbę przez taksówkarza. Przed oczami mignął mu  jeszcze obraz z hotelu. Jej jedynego, pięknego uśmiechu. Uśmiechu niedoszłej partnerki.

~*~

- Kurwa mać… - cichy jęk Lary wystarczył, aby Zip odszedł od komputera i przyniósł jej z kuchni butelkę wody. Kobieta łapczywie pochwyciła ją w palce i z zachłannością wypiła kilka haustów wody.
- Kurwa…- nadal szumiało jej w głowie. Złapała się za pulsujące skronie. Z otumanieniem spojrzała na przyjaciela, który na powrót zajął się swoim komputerem.
- Co ja tu robię?...- zapytała cicho, z średnią przytomnością w głosie.
- No, w końcu wracasz do świata żywych.. Dotychczas spałaś,  odpowiadając na twoje pytanie… - Croft ściągnęła  brwi. Oczekiwała, że czarnoskóry choć na chwilę oderwie się od swoich super ważnych zajęć i z nią porozmawia, a tu nic. Zdawał się być pochłonięty czymś. A z nerwowego stukania w klawisze wywnioskowała, że owym pochłaniającym zajęciem było granie. Wypuściła powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Zip… Mów, co się wczoraj ze mną działo…
-  Ano, popiłaś trochę. Nie, nie trochę. To za mało powiedziane. Ledwo co na nogach stałaś!- czarnoskóry parsknął śmiechem, nie odrywając oczu od ekranu komputera. Krew w żyłach kobiety zdążyła się już nabuzować. Ze zgrzytem zębów podniosła się z kanapy i z impetem zatrzasnęła ekran laptopa, przy  okazji przytrzaskując mężczyźnie palce. Ten niesamowicie wrzasnął ze zdziwienia i bólu.
- Ała! Lara! Pojebało cię? Co się z tobą dzieje?!- Croft zupełnie obeszły jego słusznie zadane pytania. Uniosła kąciki ust ku górze, uśmiechając się  złośliwie.
- Podmucham może, co?- z ironii przeszła do rzeczy.  Nie lubiła się cackać.- Jeszcze raz powtarzam: Mów, co się wczoraj ze mną działo.- Zip w obawie przed kolejnym atakiem wolał przestać żartować, tym bardziej, że nie było  mu już wcale do śmiechu.
- Byłaś pijana. Przywiózł cię tu jakiś mężczyzna, przedstawił się jako Kur…- nie zdążył dokończyć zdania. Kobieta poderwała się z siedzenia, gwałtownie zagłuszając jego słowa krzykiem.
- Był tu ze mną?! I gdzie teraz jest? Cholera jasna! Natychmiast przynieś mi moją komórkę!- już coś chciał odpowiedzieć, kiedy Lara machnięciem dłoni wskazała mu schody na piętro.
- Bo mnie krew zaleje, idź!
Mężczyzna z nadzwyczajną prędkością podniósł się z kanapy i pobiegł do  jej pokoju. Po chwili wrócił z żądanym telefonem komórkowym. Lara szybko wydarła mu go z rąk. Po kilku sekundach rzuciła nim z hukiem o podłogę.
- Nie mam jego numeru! Boże, chroń tego skurwiela… - wysyczała pod nosem. Zip cały czas patrzył na nią z wyraźnym przerażeniem. Ku swojemu zdziwieniu zauważył, że pewnym momencie wykrzywiona w grymasie twarz kobiety łagodnieje, a oczy zatrzymują się na jednym punkcie. Zdawało się, że intensywnie nad czymś rozmyśla. Po krótkiej chwili w żółwim tempie przeniosła wzrok na czarnoskórego z miną taką, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
,,Muszę jechać do Pragi… kroniki...”- te słowa odbiły się głośnym echem w jej głowie, jak objawienie. Tego właśnie potrzebowała- przypomnienia sobie, co działo się wczoraj. Uspokajając się wzięła głęboki wdech, i wyjąkała:
- Załatw mi natychmiast bilet na lot do Pragi…- zdziwiony Zip pokiwał głową i położył swojego laptopa na kolanach.
- Już się robi… - mruknął. Lara otępiało potrząsnęła głową i podniosła się z siedzenia. Z wahaniem obróciła się na pięcie i powoli skierowała się w kierunku schodów. Zip rzucił na nią okiem znad ekranu.
- Lara, dokąd idziesz?
- Do swojego pokoju… - odpowiedziała ledwie słyszalnym głosem. Zachowywała się jak w transie.
- Po co?
- Muszę się spakować. Ta małpa pożałuje, że ze mną zadarła…- czarnoskóry domyślił się, kogo Lara ma na myśli. Stuknął kilka razy w klawiaturę i oznajmił:
- Loty do Pragi.. najbliższy o godzinie drugiej trzydzieści. Pasuje?
- Pasuje… - odpowiedziała mu już ze szczytu schodów kobieta.

~*~

Gęsty dym, warkot silnika, wolność.
Czarny motor jak cień przejeżdżał przez kolejne wąskie ulice Pragi. Zawrotna liczba kilometrów na godzinę pokazująca się na liczniku nie robiła na kierowcy większego wrażenia.
Posiadaczem maszyny stał się z pięć minut wcześniej, kradnąc ją.
Ale cóż mógł zrobić innego, kiedy ta śliczna  Honda  CBR 60 sama zapraszała go na przejażdżkę?
Nagle kierowca motoru zahamował gwałtownie i z piskiem opon obrócił Hondę o 180 stopni. Stanął przed budynkiem w opłakanym stanie, z załamującym się dachem. Uśmiechnął się pod nosem. Kiedyś porównał go do meliny, dopiero potem uświadamiając sobie, że ten budynek wywołałby odrazę nawet u pijaka. Ściągnął kask z głowy i ustawił go na siedzeniu motoru. Wypuścił powietrze z płuc, kierując się w stronę zawalonych gruzem drzwi.
- Już zapomniałem, jak tam śmierdzi…- mruknął pod nosem, odgarniając stos uniemożliwiających pociągnięcie za klamkę desek. Z hukiem rozsypały się po ziemi. Czarnowłosy mężczyzna strzepnął proch z czoła i rozejrzał się na boki. Cisza, ani jednej żywej duszy. Nie zdziwiło go to. Kto by chciał mieszkać w sąsiedztwie skansenu?
W końcu przedostał się do budynku. Jego wnętrze wyglądało jak po wybuchu bomby- wszędzie na podłodze walały się odłamki cegieł, tynk na słowo honoru trzymał się ścian. Oprócz tego w jego nozdrze bił przyprawiający o mdłości zapach zgnilizny. Nie czekając na odruch wymiotny skierował się na przeciwległą stronę budynku. Odgarnął dłońmi wszystkie zalegające fragmenty załamanego stropu, dopóki spod nich nie wychynęła zapięta na skoblu wmontowanym w śniade drzwiczki w podłodze tytanowa kłódka.
Mężczyzna zamknął oczy i skupił swoje siły na tytanie. Kłódka drgnęła, na jego czole pojawiło się kilka kropel potu. Zacisnął pięści, napinając wszystkie mięśnie. Jego umysł stał się wolny od wszystkich innych myśli. Tylko on i tytan. W końcu kłódka ustąpiła, z głośnym trzaskiem otwierając się. Zdjął ją ze skobla i otworzył drzwiczki prowadzące do podziemnego przejścia. Przytrzymując się ledwo widocznej barierki zszedł na dół. Światło sączące się z pozbawionych szyb okien na parterze  budynku przestało do niego dochodzić. Drzwiczki samoistnie się zatrzasnęły. W ciemności bębnił jedynie  jego oddech, odbijający się od martwych ścian echem niczym pusta materia. Szedł. Doskonale znał drogę. Podziemny tunel zaczął się rozwidlać. Wymacał dłońmi lewy korytarz i postąpił dalej, w coraz to duszniejszą ciemność.
- Cholera… że też nie wziąłem ze sobą latarki… - wyszeptał pod nosem, wodząc palcami po wilgotnej ścianie. Czekało go jeszcze kilka rozwidleń, jednak przy żadnym z nich nie musiał się  na dłużej zatrzymywać. W swoich myślach jak żywą widział mapę, pokazującą wszystkie z  nich. Przemierzył jeszcze kilka korytarzy, kolejno odliczając rozwidlenia w głowie. W końcu zatrzymał się. Choć nic nie czuł, to dokładnie wiedział, że kilkanaście centymetrów przed nim w ziemi znajduje się zapadnia. Wykopana przez jego przodków, być może sięgała do samych czeluści piekła. Nabrał powietrza w płuca i skoczył naprzód. Zanim zdążył się zorientować, ziemia pod jego wycofaną stopą obsunęła się i z głuchym łoskotem runęła w dół przepaści, ale on sam zdążył złapać się wyrwy w ścianie i przesunąć się o kilka kroków wprzód, na bezpieczny grunt. Jego serce zaczęło bić szybciej.
Miał serdeczne dość tej duchoty, ale chciał czy nie chciał- nie miał wyboru. Cieszył się jedynie z tego, że było już niedaleko do celu. Po kilku minutach drogi wyczuł w końcu chropowatość pod palcami. Stary zawór. Na tyle stary, że nie dało by się go przekręcić dłońmi, gdyż pękłby. Mężczyzna ponownie się skupił. Cisza pozwalała mu na to w stu procentach. Skronie zapulsowały, umysł starł się z ogromnym wysiłkiem psychicznym. Zawór zaskrzypiał, drgnął, a następnie z oporem wykonał obrót wokół własnej osi. Po chwili ściana przed mężczyzną zadygotała. Z ziemi uniósł się szczypiący w oczy kurz. Spomiędzy ścian błysnęła wąska smuga światła. Czarnowłosy przymknął oczy, by go nie raziło. Z towarzystwem skrzypów ściana powoli odsuwała się w prawą stronę, wpuszczając do ciemnego korytarza coraz więcej światła. W końcu skrzyp ustał, a z sufitu upadły ostatnie ziarenka pyłu.
Mężczyzna przeszedł przez próg. Z wilgotnej ziemi stanął na marmurowe płyty, pozostawiając na nich odciski podeszew brudnych butów.
- Tak dawno tu nie byłem… - mruknął pod nosem, rozglądając się po przestronnej sali. Jej bogactwo zachwyciło go na nowo. Czuł się wręcz nieswojo w towarzystwie kunsztownie rzeźbionych, pnących się ku górze kolumn, oplecionych liśćmi i kwiatami wykonanymi ze złota. W oknach widniały nasycone czerwienią witraże, jednakże ich piękno zakłócała znajdująca się z ich zewnętrznej strony ziemia. Na ścianach gorącym złotem paliły się świeczki w kandelabrach. Zdawało się, że ich płomień nigdy nie gaśnie. Jego wzrok w końcu spotkał się z ołtarzem przy północnej ścianie. Kilka rzeźbionych postaci pozbawionych oczu wyciągało w jego kierunku dłonie trzymające  różnej maści artefakty. Dwie z nich wznosiły ku górze puste, filigranowe pochwy, w których dawniej trzymano dwa Okruchy z Periaptu.
Mężczyzna podszedł bliżej ołtarza. Miał wrażenie, że zewsząd obserwują go oczy postaci namalowanych na wiszących na ścianach obrazach. Wyjął z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Czuł, że nikotyna to jedyna rzecz, która go może teraz uratować przez zdenerwowaniem. Mijając rzeźbę trzymającą jedną z pustych pochew zaciągnął się pierwszy raz. Szary dym uniósł  się z jego warg ku górze. Kaszlnął.
- Cholera jasna… wszystko pięknie ładnie, gdybym tylko nie  był pod ziemią… - mruknął pod nosem. Za rzeźbami stały piętrzące się ku górze szafeczki. Mężczyzna zakasał rękawy, rozsunął pierwszą z brzegu i wyjął wszystkie znajdujące się w niej dokumenty i księgi. Usiadł z nimi po turecku na ziemi i kolejny raz zaciągnął się papierosem.
- No… to czeka  mnie ciężki dzień…

~*~

- Proszę pani… -
Kobieta została zbudzona przez potrząśnięcie ramieniem. Powoli rozwarła oczy. Nad nią stała stewardesa z farbowanymi na heban włosami.
- Proszę pani, już jesteśmy w Pradze. Zaraz lądujemy- słowa kobiety z trudem dotarły do panny Croft.
- Dziękuję…- szepnęła pod nosem, patrząc w szybę. Stewardesa odeszła. Lara zaczęła zastanawiać się, jak długo spała i po czym mogła czuć się zmęczona. Nerwy nie działały  na nią zbyt pozytywnie. Ale była silna. Nawet we śnie obmyślała plan zemsty na Kurtisie.
,,Mnie się tak panie Trent nie traktuje. Pożałujesz tego gorzko…”- jej myśli cały czas krążyły wokół tego samego, nieustannie. Nie brała pod uwagę możliwości, że mężczyzna zostawił ją dla jej dobra. Tego typu argumenty nie przemawiały do niej. W jej oczach stał się kimś, kogo musi ukarać.
Zemsta teraz stała się dla niej ważniejsza niż uratowanie świata przed Czarnymi Aniołami.
,,Niech się świat wali w posadach, ja go muszę dorwać!”- odpychała od siebie myśl, że zachowuje się jak dziecko.
Kolejny potok rozważań przerwało lądowanie samolotu. Lara jak najśpieszniej zabrała plecak ze swoimi rzeczami i wybiegła z pokładu, przepychając się przez tłum ludzi.
Z lotniska chciała jak najsprawniej dostać się na Strahov. Nie wyobrażała sobie, aby Trent mógł być gdzie indziej. Jeśli miał szukać informacji, to tylko tam.
Musiała tylko znaleźć postój taksówek, co i tak w dużej mierze było utrudnione. Wyszła zza zakrętu węższej uliczki. Przed nosem przeszła jej jakaś kobieta.
- Przepraszam!- powiedziała, starając się zachować czeski akcent. Kobieta obróciła się w jej stronę.
- Słucham.
 - Wie pani, gdzie tu jest postój taksówek?- Czeszka zmarszczyła  brwi, próbując zrozumieć pytanie Lary.
- Taksówki?
- Tak- na to pytanie kobieta wskazała palcem ulicę za plecami Lary. Ta obróciła się do tyłu i z uśmiechem stwierdziła, że dostrzega zarys żółtych samochodów.
- Dziękuję… - powiedziała i szybkim krokiem skierowała się w górę ulicy. Po chwili dotarła do postoju. Z ulgą uchyliła drzwiczki żółtego pojazdu i usiadła na tylnym siedzeniu.
- Dokąd?
- Na Strahov- taksówkarz powoli odwrócił głowę w jej stronę. Świeżo zapalony papieros wypadł mu z ust. Lara spodziewała się takiej reakcji. Zręcznie wyjęła z portfela kilkaset dolarów i ułożyła na swoich kolanach.
- Dostaniesz je wszystkie, kiedy dotrzemy na miejsce- mężczyźnie nie trzeba było powtarzać dwa razy. Zdziwienie go opuściło. Błyskawicznie przekręcił kluczyki w stacyjce i nacisnął pedał gazu.
,,No to szykuj się, Trent!”

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za tak późne dodanie rozdziału! Nie wiem, jak to jest, ale nie potrafię wyrabiać się z nimi szybciej. Mam nadzieję, że długość jakoś zrekompensuje długi czas oczekiwania. I jeszcze jedno- nie zanudziłam was, prawda?!

Dedykuję przede wszystkim Magdzie. Za to, że z taką niecierpliwością czekała i pytała. Dziękuję ci bardzo ;*.

Należy się zresztą wam wszystkim. Dedykuję wszystkim : D.

4 komentarze:

  1. ~Lilka11
    20 listopada 2011 o 19:33
    Oj, tak się zaklinałaś, że długie i nudne. Długie? Może się wydaje. Ale czyta się tak sprawnie, wciąga tak masakrycznie, że zanim się obejrzałam, to już skończyłam :( I chcę więcej. Nudne? No nie wiem. Zakłopotany Kurtis, pijana Lara. A potem wkurzona Lara. Uwielbiam wściekłą Larę! (A kto nie lubi? xD) Tym bardziej, że poleciała od razu za Trentem. To znaczy, że znowu się spotkają, a każda Twoja (ich, ale pisana przez Ciebie) rozmowa jest niesamowita, jak gdyby wyjęta z filmu. Już nie raz wspominałam, że chciałabym, aby na Twojej fabule oparli się twórcy Tomb Raider w kolejnej części obojętnie czy gry czy filmu. Jest to po prostu godny materiał, który świetnie by można było wykorzystać. Uwielbiam ten styl, taki dosadny. „Dzisiaj trochę przeholowała” – uśmiechnęłam się przy tym zdaniu, fakt. Lara przesadziła. Nie musiała pić nawet dużo, po prostu pije za rzadko i nie zna umiaru :D Wiesz, niby się w rozdziale nic nie dzieje, ale opis skansenu, wrażenia Kurtisa po wejściu do niego – naprawdę wartościowe, na wysokim poziomie. Ogólnie dobrze opisujesz. A opisy plus dialogi równa się mistrzowskie opowiadanie. Z matmy jestem słaba, ale dodawać akurat potrafię :D Z resztą do tego już sie przyzwyczaiłam, nie karmisz czytelników byle czym, wszystko dopracowane i pozapinane na ostatnie guziki. Jest świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Pati-Ann
    22 listopada 2011 o 16:30
    Nadrabiam dzisiaj wszystkie zaległości w tym naszym tombariderowym świecie, trochę go ostatnimi czasy zaniedbałam… ale powracam i zawsze będę powracać, wcześniej czy później, bo bez Waszych opowiadań już się nie da chyba normalnie żyć. ;-) Pijaną Larę opisałaś przecudnie, że się tak wyrażę, te jej pomruki i ogółem zachowanie były bardzo życiowe. ;-) Widziałam ją po prostu przed swoimi oczami.;-) Co do Kurtisa, w oczach mieszkańców Croft Manoru rzeczywiście wypadł na dżentelmena z klasą, niestety, prawda jest trochę inna, wcale się nie dziwię, że nie mógł już tych pochwał dalej znieść. Też bym wyszła. ;-) Nie mogę się już doczekać tego, gdy Lara spotka się ponownie z Trentem i spuści mu łomot, to na pewno będzie warte przeczytania, zresztą – jak wszystko na tym blogu. Gratuluję tak wspaniałych rozdziałów, czekam na więcej! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Nasty
    30 listopada 2011 o 15:17
    Czy nie zanudziłaś? Starała, mogę zapewnić, ze nie! Właśnie przed chwilą przypomniałam sobie, że nie grałam przed chwilą w TRAoD, a tym bardziej nie stałam z boku przyglądając się zalanej w pestkę Larze, nie przeglądałam archiwów Lux Veritatis ani nie przyleciałam dopiero co do Pragi. Że siedzę na swojej uczelni, w aneksie i czytam opowiadanie. Innymi słowy – ależ się wciągnęłam! Lektura miała być dla mnie pretekstem do niemyślenia o znanych Ci, osobistych, ostatnio ciężkich i niejednoznacznych sprawach. Nawet dzisiaj czytana przeze mnie Agatha Christie nie była w stanie tak zaabsorbować i uporczywie wracałam myślami do jednego tematu. To była bardzo miła chwila zapomnienia. Pomijając to, co od dawna doceniam – Twój realny pomysł na opowiadanie + umiejętność jego opisania – przypadł mi najbardziej do gustu opis podziemnej sali. Mam bardzo wyraźną wizję przed oczyma i normalnie czuję się, jakbym przed chwilą nie wróciła ze spaceru, lecz właśnie z tej tajnej siedziby. Nie wolno Ci dziękować za to, ze się niecierpliwię i jestem natrętna. Moją zasługą moze być ewentualnie to, że przyśpieszam Twoje prace nad tym dziełem. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~pettitka6
    1 grudnia 2011 o 21:21
    o mamusiu , nie mam czasu na napisane swojego rozdziału a co dopiero na czytanie utworów innych ( nawet kompa mi odebrali ) , no ale znalazłam chwilkę ;) trent jaki dżentelmen :D , lara i wielki kac , to nie codzienny widok ;) fajne , fajne . wspominając tytuł ‚ no to szykuj się, trent’ jestem ciekawa co tam się będzie działo . pisz dalej , dobrze sie czyta :) pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń