Od połowy
pisałam pod wpływem Lux Aeterny
Miłego
czytania.
- Zbliż się
jeszcze o krok, a zarobisz w mordę!- warknęła spomiędzy zaciśniętych warg.
Nienawidziła, kiedy komuś udawało się ją podejść. Nie miała zamiaru
powstrzymywać złości. Kurtis odpowiedział na jej humorek szczerym uśmiechem.
- Tak,
Croft. Mnie także jest miło cię widzieć…- na widok iskierki szczęścia w jego
oczach zapłonęła ze złości ze zdwojoną siłą i gdy wyciągnął dłoń w jej
kierunku, aby dotknąć policzka kobiety, cofnęła
się do tyłu i zamachnęła w jego kierunku zaciśniętą pięścią. Jednak tuż przy
jego twarzy dłoń zadrżała i powoli opadła w dół. Kurtis wiedział, że nie
uderzy. Nie miał zbyt wielkiej wiedzy o jej przeszłości, ale domyślał się, że całe
zło które musiała przeżyć w swoich licznych podróżach skutkowało teraz jej agresywną postawą i brakiem
zaufania wobec ludzi.
- Nie
pozwalaj sobie na zbyt wiele, Trent. Mów, czego chcesz i wracaj stamtąd, skąd
przyleciałeś- czego innego mógł się spodziewać? Ciepłego powitania? Zdążył ją poznać na tyle, aby wiedzieć, że
mimo swojego urodzenia nie należy do kulturalnej elity Wielkiej Brytanii. Nabrał
powietrza w płuca.
- …
Praktycznie tutaj jest teraz dziewiętnasta, a ja czekałem na ciebie od naszej
szesnastej*. Bez racjonalnego celu. Więc teraz pozwól mi przynajmniej postawić sobie
kawę. O to proszę.- Odpowiedział półgłosem, ale słyszała go idealnie. Mimo
zgiełku, do jej uszu docierały jedynie jego słowa. Przymknęła oczy, wsłuchując
się w niespokojne bicie swojego serca. Miała wrażenie, że zaraz rozerwie jej
pierś, a narząd wypadnie tuż pod stopy
mężczyzny. Nie chciała odkrzyknąć: ,,nie!”. Przytaknęła więc głową. W końcu sama
zgodziła się, aby przyleciał. Nie mogła odmówić mu tej głupiej kawy. Nie po
tym, jak tłukł się kawał drogi z Pragi publicznym samolotem. Nie była aż tak
wyrodną jędzą. Nie sądziła też, żeby miał wobec niej złe zamiary, zawdzięczał
jej przecież życie. Tak jak i ona jemu.
- … No
dobrze. Strzelam, że nieczęsto bywasz w Londynie, więc i też nie znasz za
bardzo tutejszych lokali…- Trent przytaknął głową. Z tonu jej głosu
wywnioskował, że ma już obcykane miejsce w sam raz do rozmowy.
- Idziemy
więc do ,,Czarnego Mnicha”** na ulicę Królowej Wiktorii *** . To bardziej pub
niż kawiarnia, ale w gruncie rzeczy mają dobrą kawę…- Nie słysząc żadnego sprzeciwu
z jego strony, z niewymuszonym uśmiechem
pociągnęła go w stronę drzwi. Cała jej złość prysła niczym bańka mydlana. Postanowił
się nie odzywać, aby nie zniszczyć tej chwilowej idylli. Niebo poszarzało, zaczął
padać deszcz.
Przemoczona
do suchej nitki kobieta wbiegła do wnętrza lokalu, ruszając od razu do stolika
w odleglejszym kącie. Jej towarzysz natomiast zatrzymał się na krótką chwilę w
drzwiach, rozglądając się po wnętrzu. Wydało mu się zachęcające. Przez idealnie
wypucowane okna sączyła się łuna strug deszczu. Z sufitu zwisało kilka lamp,
jednak światło które dawały zdawało się przytłumione. Postąpił kilka kroków wprzód, drewniana posadzka zaskrzypiała pod jego ciężkimi traperami.
Usiadł przy stoliku, naprzeciwko swej towarzyszki, stawiając niewielkich
rozmiarów walizkę pod ścianą. W tym czasie ona zdjęła wilgotną od wody kurtkę. Spojrzał za siebie. Lokal nie był pusty, ale panowała w nim grobowa cisza.
Z doświadczenia wiedział, że cisza nigdy nie oznacza niczego dobrego. Zresztą
miał wrażenie, że inni klienci ich obserwują. Zupełnie, jakby czekali na ich przybycie. Z obserwacji wyrwała go Lara, dotykając jego ramienia.
- Zamawiasz
coś, czy oglądasz się za dziewczynami?- zapytała z nutką ironii akurat w
chwili, kiedy podeszła do nich filigranowa kelnerka, pytając czy życzą sobie
czegoś.
- Piwo i
kawa?- Lara spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Dwa piwa.-
Odpowiedział z jednym ze swoich charakterystycznych uśmieszków na twarzy.
Kelnerka zapisała zamówienie w notesie i odeszła.
- Więc…
przyjechałeś tu, ot tak…- Zaczęła kobieta. Czuła się nieswojo, albo po jej głowie
kłębiło się tysiąc własnych odpowiedzi na to pytanie.
- Tak. Niczego
od ciebie nie chcę, Laro. Nie jestem dupkiem, który szuka na siłę zajęcia, nie
myśl o tym w ten sposób…- mężczyzna ułożył dłonie na stole i przechylił się
wprzód, aby móc spojrzeć jej w oczy. Aby mogła wyczytać w nich szczerość tego,
co mówi.
- Możemy po
prostu powspominać, jak to było w Pradze. Bez ciebie jest tam nudno jak nigdy
przedtem…- Zaśmiał się cicho, spuszczając wzrok. Odczuł instynktownie, że
przeciąga strunę. Nie powinien przesadzać, nie wiedział, na ile może sobie
pozwolić. Przynajmniej swoje niewybredne żarty postanowił trzymać jak na razie
przy sobie.
Kelnerka
wróciła z dwoma kuflami piwa. Postawiła je przed nimi, przy okazji z
ciekawością przyglądając się Kurtisowi. Lara chrząknęła. Młoda dziewczyna
natychmiast zwróciła oczy na nią. Croft
z wrogością przeszyła ją wzrokiem. Nie musiała nic mówić, aby kelnereczka z
prędkością światła odeszła z powrotem do swoich zajęć. Brunet prychnął cicho.
- Widzę, że
nie chcesz się z nikim mną dzielić.- Powiedział rozbawiony. Lara wydała z
siebie
głośny
pomruk oburzenia.
- Wypraszam
sobie. Wyświadczyłam ci po prostu przysługę. Już widziałam tą małolatę
szarpiącą cie za koszulkę, błagającą, abyś zabrał ją ze sobą do Czech- wykrzywiła
usta na swojego głupie wyobrażenia. Tym razem to ona przesadziła. Wolała wrócić
do tematu, zanim głupia gadka zajdzie jeszcze dalej.
- A więc
mówisz, że w Pradze nie dzieje się zbyt wiele? Żadnych szaleńców pokroju
Eckhardta? - Teraz i ona przechyliła się wprzód. Odczuwała dziwne napięcie
panujące w knajpie. Starała się nie zwracać na nie uwagi, równocześnie dbając o
to, aby nikt nie słyszał, o czym
rozmawia z Trentem.
- Nic z tych
rzeczy, na mojego nieszczęście. A jeśli już mówimy o Eckharcie… mogłabyś mi
powiedzieć, co tam się stało? Dokładnie, jak go załatwiłaś, wszystko. Nie
mieliśmy okazji o tym porozmawiać… zresztą wiesz… - kobieta z wyraźnym zakłopotaniem spojrzała na
swojego rolexa, byle tylko nie popatrzeć mu w oczy. Doskonale pamiętała, jak
się wtedy zachowała. W hotelu, a potem w szpitalu. Nie chciała do tego wracać i
miała nadzieję, że nie będzie żądał przeprosin. W końcu przeprosiny byłyby przyznaniem mu racji, że to wszystko było jej
winą. Niezbyt wygodne wyjście dla Croft . Nie dla jej dumy i niechęci do słowa
,,przepraszam”.
-… Wiem.
Było już po ósmej. Nagle z głośników sprytnie
ukrytych za barem wypłynęła nastrojowa melodia, a światła zgaszono.
Do każdego
stolika podchodził kelner, zapalając
świece na nich ustawione. Lara widząc to wykrzywiła dolną wargę w
niezadowoleniu.
- Chyba
trafiliśmy na jakiś wieczór dla zakochanych…- stwierdziła z przekąsem, widząc w
półmroku zbliżającego się do nich kelnera. Powiedziałaby mu, żeby spadał z tymi
zapałkami, gdyby nie to, że ledwo co widziała w ciemności.
Usłyszała
cichy trzask odpalanej zapałki tuż przy swoim uchu. Po chwili ciepły płomień
oświetlił łagodnie twarz siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny. W tym
półmroku zdawał jej się jeszcze bardziej intrygujący i tajemniczy niż kiedyś.
Gdy tylko kelner odszedł, wznowił rozmowę.
- Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie. Co stało się na Strahovie?- Zbliżył się do
płomienia, nie spuszczając z niej wzroku. Światło odbijało się w jego
tęczówkach. Lara milczała przez dłuższą chwilę. Może próbowała sobie
przypomnieć, a może usilnie zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. W
końcu jednak uniosła głowę i zaczęła mówić.
- Nie ma
czego opowiadać. Zabiłam go Okruchami, a raczej… ktoś mi ,,pomógł”. Karel. Nie
zauważyłam go, wytrącił mi ostatni Okruch z dłoni, kiedy miałam zadać
decydujący cios. A zrobił to po to, aby samemu dokończyć dzieła. Rozumiesz?
Eckhardt był jedynie marionetką w jego dłoniach. Karel jest, czy raczej był Nephilimem. Odbudowanie rasy było jego planem, a głupi Pieter myślał, że to on trzyma bat w tym cyrku… - z każdym
kolejnym słowem Lary coraz szerzej otwierał oczy ze zdziwienia. W jego wzroku
wyczuła swego rodzaju strach. Zaniepokoiło ją to.
- Wszystko w
porządku?
- Nie… nic
nie jest w porządku… jeśli jest tak, jak mówisz…- następne słowo zakłócił
dźwięk dzwoniącego telefonu. Kurtis nerwowo sięgnął do kieszeni. Nieznany
numer. Przeprosił towarzyszkę i wzrokiem szybko odszukał toaletę męską. Wstał i
poszedł w jej kierunku, aby odebrać telefon.
Pchnął drzwi
i stanął naprzeciw zniszczonego lustra nad umywalką. Wcisnął zieloną słuchawkę.
- Słucham.
- Jeszcze
słowo, a przestrzelę tej dziwce łeb.- Tak bardzo się zdziwił, że nie wiedział co
odpowiedzieć. Odczuł instynktowne zakłopotanie. Rozmówca wyręczył go, sam
podejmując dalszą ,,konwersację”.
- Myślisz,
że masz do czynienia z bandą idiotów? Nasze oczy i uszy są wszędzie,
zwrócone na cztery strony świata. Jeśli powiesz choć słowo więcej o Mistrzu,
będziesz mógł zbierać flaki z tej dziwki.
Już nie będziesz miał czego rżnąć.
- Człowieku,
nie wiem, gdzie w Londynie znajduje się szpital psychiatryczny, ale mniemam, że z niego zwiałeś- spojrzał na
swoją dłoń. Drżała. Drżała z nerwów. Miał ochotę znaleźć tego dowcipnisia i
ukręcić mu łeb. Ale skąd jakiś gówniarz z knajpy miałby jego numer? Miał mętlik
w głowie.
- Mistrz ją
wybrał! Ciekawe, czy będziesz się śmiał, kiedy przerżnie jej spodnie i nie
okaże łaski. Lepiej nie zmuszaj mnie do
tego, abym ją zastrzelił. Ani słowa o Mistrzu. Inaczej i ciebie spotka kara.
- Ani ją
tknijcie! Chcecie dopaść Lux Veritatis dla zemsty? To walczcie ze mną! Proszę
bardzo! Jestem ostatni, skurwysynu!- Jego wściekłość sięgała zenitu. Miał
ochotę roztrzaskać komórkę o ścianę. Zamiast tego uderzył w już i tak roztrzaskane
lustro. Krew z jego zranionej uderzeniem dłoni zmieszała się z drobnymi
okruchami szkła. Szaleniec w słuchawce zaśmiał się.
- Jutrzejszy
,,The Times” należy do ciebie. Wszystkie kurwy zginą!- Rozłączenie. Nie
wiedział, czy on sam z nerwów rozłączył,
czy to druga strona przerwała. Widział tysiące swoich nieprawdopodobnych odbić.
W brudnych, zakrwawionych kafelkach, w rozsianych odłamkach szkła.
- A więc
jednak, blondwłosy skurwysynu.. A tylko ją tknij… - Mruknął sam do siebie. Co
teraz robić?
Wrócić tam i
tak po prostu udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć jej o telefonie, o
Karelu? Miał cichą nadzieję przez te kilka miesięcy, że Nephilim jednak zginął
w wybuchu na Strahovie . Obserwował Pragę jeszcze kilka tygodni potem, jednak
wszystko wskazywało na to, że wszyscy zginęli. Chyba nigdy nie szargały nim tak
ogromne wyrzuty sumienia. On był członkiem Lux Veritatis, ale Lara? Nie miał
prawa, nie chciał jej w to wciągać.
Teraz zrozumiał, że przyjeżdżając do Anglii ściągnął na nią najprawdopodobniej
ogromne niebezpieczeństwo. Być może na to tylko czekali. Po akcji z Eckhardtem
nie mogli przecież ryzykować, Croft była dla nich wariatką, która jest w stanie
zrobić wszystko i jeszcze więcej, aby osiągnąć to, czego chce. Powiedzieć, czy
nie powiedzieć? Był prawie pewny, że chciałaby się wciągnąć w to bagno jeszcze
raz, ale gdyby jej nie wyjawił wszystkich szczegółów. Nephilimowie nawet w nim wzbudzali pewien respekt, bo wiedział, że
potrzeba wiele, aby ich pokonać. Sam być może dałby radę. Ale opuszczać Larę… zostawić ją bez wyjaśnień…
z jednej strony serce, zaufanie do tej kobiety. Zaufanie, że podoła, rzuci się
razem z nim w wir walki o przywrócenie bezpieczeństwa światu. Z drugiej
rozsądek, który podpowiadał, żeby wyjść. Tak po prostu, bez wyjaśnień. Raz nie
zaspokoić jej ciekawości i dać spokój raz na zawsze. Mógł też powiedzieć całą
prawdę, wszystko, co wiedział o Nephilimach, ale Lara i tak żyłaby w
przekonaniu, że nic nie jest w stanie jej zabić i doskonale poradzi sobie ze
wszystkim sama. On też by był tak pewny siebie, gdyby nie wiedział, jaki terror
może przynieść ze sobą ta rasa, jakie szkody i ile cierpień może wyrządzić. Lara
tego wszystkiego nie widziała. Nie czytała świadczących o okrucieństwach
Śpiących kronik.
Zdecydował
się. Obmył zakrwawione ręce i wrócił do niej.
- Całą
wieczność cię nie było! – zmarszczyła
brwi z niezadowoleniem. Ciekawość tego, co chciał jej powiedzieć zanim wyszedł
przewyższała wszelkie inne jej myśli.
- Musimy
stąd jak najszybciej wyjść. Zabierz swoje rzeczy…- odparł zachrypniętym głosem.
Nie było czasu. Nie miał przecież pewności, że wśród klientów nie ma szaleńca,
który do niego dzwonił. I nie miał pewności, że nikt nie celuje właśnie do Lary
ze skutecznego w działaniu pistoletu. Szybko zarzucił na ramię walizkę, z
kieszeni wyrzucił na stolik kilka zielonych banknotów i idąc przed Larą,
równocześnie rozglądając się na boki,
osłaniał ją. Niczego nieświadomą Larę. Przy drzwiach zatrzymał się, aby puścić
kobietę przed siebie. Gdy sam wychodził nie zauważył nawet, jak siedzący przy
barze mężczyzna w kapeluszu obraca się i
badawczym wzrokiem wygląda za szybę. Po pięciu minutach sam opuścił lokal,
wyrzucając przy wyjściu telefon komórkowy do śmietnika.
- Powiesz mi
w końcu, o co chodzi?!- wrzasnęła za idącym szybkim krokiem brunetem. Widziała,
że jest zdenerwowany.
- Kurwa
powiedz! Bez owijania w bawełnę, chcę wiedzieć!
- Prowadź do
najbliższego hotelu…- odparł szybko,
nerwowo oglądając się na boki. W
każdej chwili był gotowy wyciągnąć broń, skrytą w kaburze pod pachą,
niewidoczną dzięki kurtce.
- Ogłuchłeś?
Tak się bawić nie będziemy…-
Zastąpiła mężczyźnie drogę, i
twardo przygwoździła do muru, zagradzając mu drogę z dwóch stron
ramionami.
- Mów!
- Na
miejscu.
- Myślisz,
że jestem głupia? Oj, to żeś się przeliczył!- błyskawicznym ruchem dłoni
wyciągnęła ukryty w rękawie koszuli nóż, podsuwając mu go pod nos.
- Umiem się
bronić, więc nie pierdol, tylko mów!
- Karel
żyje!- wykrzyczał łapiąc ją za ramiona. Kobieta choć zdziwiona, nie straciła
głowy.
- No, to
mamy plan do opracowania. Prowadzę do hotelu. Dzisiaj się porządnie wyśpisz.
- Ty nic nie
rozumiesz… Nie dam ci się narażać.
- Jutro mi
wszystko wytłumaczysz, a teraz nie pierdol. Mamy robotę do zrobienia.
- Jaką
robotę? Jacy my?
- No jak to
jaką? Nasz pierdolony kawałek chleba, ratowanie świata!- Z rękami skrzyżowanymi
na piersi śpiesznym krokiem poszła dalej. Zrównał z nią swój krok.
Nie mógł jej
przejrzeć, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Strachu, zdziwienia. Czuł, że
tą walkę na wytrzymałość z kobietą przegrał. Jednak prawda była odwrotna. Choć
nie było tego widać, wewnątrz Croft toczyła walkę sama ze sobą. Walkę swojej
przeszłości i teraźniejszości.
,,Znów
złączymy swoje siły, Trent. Tylko ty i ja…”
-----------------------------------------------------
*[…],, od
naszej szesnastej…”[…]- chodzi tu o strefy czasowe- Londyn GMT 0, Praga GMT+1
(przyp. autorki)
** ,,Czarny
Mnich”- W oryginalne nazwa pubu brzmi : ,,The Black Friar”, tłumaczenie
autorki.
*** ulica
Królowej Wiktorii- W oryginale 174 Queen
Victoria Street, tłumaczenie autorki.
~Lilka11
OdpowiedzUsuń25 września 2011 o 00:08
Cudnie po prostu :D Za takimi rozdziałami, typowo AoD’owymi tęskniłam od sierpnia! Jak zwykle w przypadku Lary i Kurtisa (<3) dialog mistrzowski. Jest tak cięty i dokładny, że wyobrażenie rozmawiającej tej dwójki miałam, jak żywe, przed oczami. Najlepsza gadka o kelnerce ^^Jak Kurtis szedł odebrać telefon, coś mi już świtało, że coś jest „nie hola”. Ale żeby Karel przeżył, no to pięknie to wszystko sobie obmyśliłaś :D Tylko nie popełniaj mojego błędu, nie zabijaj pana Trenta. Za bardzo ocieka swoją zaje.bis.tością, szczególnie w Twoim opowiadaniu, w Twoich dialogach… Jest taki, jakiego go sobie zawsze wyobrażałam i o jakim sama uwielbiam pisać :D Końcówka rozdziału, a przede wszystkim ostatnie zdanie dało mi takiego kopa, taki strzał weny, że sama mam ochotę napisać coś swojego! W końcu razem, w końcu praca… Ach, aż nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału.!Buziaki :* Rozdział cud miód i orzeszki! Fenomenalny wręcz! Pozdrowionka!
elwira456@poczta.onet.eu
OdpowiedzUsuń12 października 2011 o 19:42
Kurde jak ja się stęskniłam za tym blogiem dawno nie czytałam przez to że komputer mi się zepsuł a co do rozdziału jest świetnyNie znałam Lary od tej strony udaje że między nią a Trentem nic nie ma a tak naprawdę kto wie może jest w nim zabujanaczekam na nexti zapraszam też do mnie nowy rozdział mam nadzieję że trochęciekawsz niż tamten http://lara-croft-i-kurtis-trent-love.blog.onet.pl/
~Pati-Ann
OdpowiedzUsuń15 października 2011 o 13:02
No Pati, dajesz do ognia coraz więcej! Twój styl pisania coraz bardziej zaczyna mi przypominać Lilki11, jej opowiadania też miały zawsze ten swój specyficzny klimat, jakiego nigdy jeszcze nie spotkałam w żadnym opowiadaniu. Teraz mam was dwie. Wasze opowiadania mają w sobie „to coś”. Może dlatego, że opieracie się na grze AoD?;) Tak czy siak, ja już uwielbiam Twoje opowiadanie, Patrycjo, mimo że to dopiero piąty rozdział. Obyś dalej pisała tak jak teraz, a będzie super. Fajne dialogi, zwłaszcza cała rozmowa w restauracji. No i te zgaszenie świateł i zapalenie świeczek, bardzo nastrojowo. Widziałam ten moment przed oczami normalnie! Jaka szkoda, że ten telefon popsuł całą tę magiczną chwilę! Biedny Kurtis! Zaplątał siebie i Larę w niebezpieczeństwo. Na szczęście, Lara jest nastawiona bojowo, więc chyba nie powinno być problemu. ;) I jaka muzyka do tego! Po prostu wow! Szalejesz, kobieto. ;) PS: Dziękuję za ostatnią rozmowę na gg – naprawdę mi pomogła. ;-*** PS2: Dzisiaj będę montowała filmik na projekt roczny z historii, pokazałam koleżance z grupy piosenki, jakie mi przesłałaś, bardzo jej się podobały, tak samo jak mi. Chciałabym wykorzystać je wszystkie, może jakoś połączę jedno do drugiego… prześle Ci jak skończymy i oczywiście jak będziesz chciała. ;-) Pozdrawiam cieplutko! ;-)