wtorek, 31 lipca 2012

Już do ciebie lecę...



       - Tym razem się przeliczyłeś, Mike...- mruknęła kobieta, upychając wszystkie rzeczy swojego- od pięciu już minut- byłego chłopaka do walizki. Nie było ich zbyt wiele. Odetchnęła głęboko, gdy już skończyła. Nie miała już żadnych wątpliwości- Mike ją zdradzał, a na dodatek był bezrobotnym alkoholikiem, ale to już wiedziała wcześniej. Z przebłyskami wściekłości w zielonych oczach usiadła w skórzanym fotelu, naprzeciwko walizki. Nie musiała długo czekać. Zaraz usłyszała ciche przekręcanie klucza w zamku, a po chwili na podłodze w przedpokoju ujrzała długi cień zataczającego się mężczyzny. Chwilę to potrwało, zanim zdołał doczołgać się do pokoju.
- Witaj, piękna...- mruknął do siedzącej kobiety i podszedł do niej, bez wahania obejmując ją w talii. Próbując ją pocałować, otrzymał mocny cios pięścią w nos. Już dłużej nie miała zamiaru tłumić w sobie złości.
- Nie chcę cię widzieć! Wynoś się z mojego mieszkania i nie pokazuj nigdy więcej na oczy!- wrzasnęła na całe gardło. Jej uczucie w stosunku do mężczyzny prysło w mgnieniu oka- niczym bańka mydlana.  Jak mogła być taka ślepa przez te cztery miesiące ich wspólnego życia? Co w nim widziała? Chyba chwilowo zamąciła jej w głowie zazdrość koleżanek, gdy wybierała się razem z nim na dyskoteki.
A potem wystarczyło, by pewna Pamela zakręciła przed nim dupą, a on już zaczął ją zdradzać. Parszywy gnój, pomyślała.
- Co ci odbiło, Jess?- mruknął, i dopiero teraz zauważył walizkę.- Czy tu są moje rzeczy?- zapytał z niedowierzaniem.
- Owszem. Wynoś się, albo wezwę policję. Jesteś pijany. 
- A czy to pierwszy raz?...- wyszeptał i bez skrupułów ponownie pochylił się nad kobietą. Tym razem wściekła nie wytrzymała, podniosła się z siedzenia i odepchnęła mężczyznę z takim impetem, iż uderzył plecami w przeciwległą ścianę.
- Nie chodzi o to, że jesteś pijany! Zdradzałeś mnie!... I…- Z lśniącymi od łez oczyma wyciągnęła w jego stronę małą, wymiętoloną  karteczkę. Nie musiała mówić, co jest na niej napisane. 
- Znalazłam ją w spodniach, których nigdy nie pozwoliłeś mi zabrać do prania. Po co ci byłam, skoro tak świetnie bawiłeś się z tymi dziwkami?- kontynuowała zrozpaczonym głosem, ciskając w Trenta piorunującym wzrokiem. Oczywiście nie wiedziała, że Mike to nie Mike. Biedna dziewczyna. 
- Tylko nie dziwka… - mruknął pod nosem. Kobieta na moment oniemiała z wściekłości.
- Dziwka…- wysyczała po chwili. Trent jakby otrzeźwiał na ten zarzut.
- Nie… nie Croft...- mimowolnie wypowiedział na głos, co doprowadziło stojącą naprzeciwko niego dziewczynę do szału. 
- A więc tak ma na nazwisko? No, to życzę miłej zabawy. - nie czekając aż pijany Trent wywróci się i zarzyga jej dywan, szarpnęła za rączkę od walizki i wystawiła ją przed drzwi mieszkania. Próbując przez kilka sekund opanować drżenie gniewu na całym ciele, wróciła do pokoju.
- Wyjdź...- to były ostatnie słowa, które od niej usłyszał. Spojrzał jej prosto w oczy. Piękne, okrągłe, szmaragdowe, pełne łez. Pełne złości. Był to ewidentny koniec. Wzruszył więc ramionami, i bez większych ceregieli skierował się do wyjścia. Dziewczyna stanęła w drzwiach, i zanim je zamknęła, rzuciła mu w twarz karteczkę z numerem telefonu do Lary Croft. 
- Żegnaj, Jess...- mruknął obojętnie Trent, i mocno ściskając karteczkę w dłoni, powoli zszedł schodami w dół z walizką zarzuconą na plecy. 

     Wychodząc z bloku zerknął jeszcze na jego okna. W jednym z nich stała kobieta, przypatrując mu się z obojętnością. Gdy zauważyła, że już stoi na zewnątrz,  prędko cofnęła się w tył mieszkania i zgasiła światło.
- Żegnaj, Jess- powtórzył sam do siebie i westchnąwszy powoli ruszył przed siebie. Postanowił zatrzymać się w jakimś hoteliku, a następnego dnia kupić bilet na lot do Surrey. Tak, do Surrey. Ścisnął jeszcze mocniej w garści numer telefonu do Lary. Wspomnienia wróciły. Przez bluzkę dotknął swej pamiątki po walce z Boaz. Cały czas sunąc powoli ulicami Pragi, wspominał wydarzenia sprzed kilku miesięcy.
- Laro, czemu nie pozwoliłaś mi dzwonić?...- szepnął z wyrzutem, wyobrażając sobie, że kobieta stoi obok niego.
- Ponieważ dziwkarz z ciebie! Od kiedy jesteś taki sentymentalny, co, Trent?- uniosła jedną brew ku górze, patrząc na niego ze swą charakterystyczną, wyniosłą miną.- A może raczej Cornel?
- No tak, nawet ci nie powiedziałem... - odrzekł do swego odbicia w wystawie sklepowej. Zupełnie jak gdyby chciał zobaczyć w niej swoją panią archeolog.
- Już do ciebie lecę. Czy tego chcesz czy nie, Croft... Muszę trochę namieszać w twoim życiu. Zbyt długo siedzisz na dupie w swoim Surrey.- sam nie wiedział, w jakim celu chce się z nią spotkać. Czyżby zatęsknił do jej obelg, celnie wymierzonych w jego osobę?
,,Żegnaj, Trent. Na zawsze."- powiedziała cztery miesiące wcześniej, ale mimo tego wcisnęła mu do kieszeni karteczkę ze swoim numerem telefonu. Tą samą, którą teraz tak zapamiętale ściskał w garści.
- Już do ciebie lecę!- powiedział znów, tym razem pewniejszym tonem. Dopiero teraz zauważył obok swego odbicia inne- przechodzących obok ludzi ze zdziwionymi minami. ,,Pewnie myślą, że jestem wariatem."- pomyślał, ale wcale teraz nie miało to dla niego znaczenia. Uśmiechnął się pod nosem, i teraz już bez zatrzymywania się ruszył do pierwszego z dwóch aktualnych celów. 
Po chwili spacerku trafił do nieźle wyglądającego hoteliku. Z recepcji wychyliła się blondynka o zalotnym spojrzeniu, zapraszając go do siebie nachalnym wzrokiem. Ruszył z zawadiackim uśmieszkiem w stronę kobiety. Rzucił prędko prośbę o pokój jednoosobowy i od razu zapłacił. Klucz z numerkiem dwudziestym pierwszym. Poszedł schodami na górę, które wskazała mu recepcjonistka i zaczął szukać tegoż pokoiku. Znajdował się na końcu korytarza. Podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku. 
Gdy już znalazł się we wnętrzu pokoju, mruknął coś o tym, że jest dość przytulny. Zrzucił walizkę z ramienia pod stolik i skierował się do łazienki. Wziął szybki prysznic i zmęczony ,,ciężkim dniem" rzucił się na łóżko, nawet się nie ubierając. Już po chwili śnił o tym, jak to uciera pannie Croft nosa.

~*~

     Lara poruszyła się niespokojnie pod pierzyną.  Od kilku dni wciąż śniła ten sam koszmar: 
Najpierw Bouchard, później Luddick... i on. Brunet.
,,Możesz mi zaufać, Laro Croft"- wyciągnął w jej stronę dłoń. Oniemiała cofnęła się w tył. ,,To niemożliwe..."- pomyślała w szoku. Obraz się zmienił. Teraz stała nad kałużą krwi, która ją samą przerażała rozmiarem. Zanurzyła w niej koniuszki palców. Kilka sekund później znalazła się w długim, białym korytarzu, przyciskając roztrzęsione ciało do bruneta. Przez ułamek sekundy zamiast jego twarzy widziała twarz upadłego anioła- Joachima Karela. ,, To ty!..."- zdążyła wykrzyknąć, nim podjęła ucieczkę. Na jej dłoniach znikąd  pojawiła się krew. Nagły błysk oślepił ją we śnie. Wówczas obudziła się, odruchowo krzycząc.
Po chwili ktoś zaczął szarpać klamką od drzwi do jej pokoju
- Lara? Lara!- usłyszała krzyk zza nich. Były zamknięte na klucz. Nie chciała, aby ją uspakajali. Nie chciała pokazać, że jest zdjęta strachem. Wolała uporać się z tym samotnie. 
- Spierdalaj!- wrzasnęła w końcu, nieadekwatnie do sytuacji. Natychmiast usłyszała oddalające się kroki zrezygnowanego człowieka. Z westchnięciem opadła na poduszkę, próbując ponownie zasnąć.
- To wszystko jego wina… - wyszeptała jeszcze, nim ponownie zapadła w sen.

- Rezydencja Croftów w Surrey, przy telefonie Winston Smith, słucham? – Kurtis Trent zawahał się, nim odpowiedział.
- Dzień dobry, czy zastałem Lady Croft?- serce waliło mu jak młot. Nie wiedział nawet, czy zadał pytanie na głos. Kamerdyner na szczęście zrozumiał niewyraźny bełkot i zawołał panią domu do telefonu. Ta akurat spodziewała się bardzo ważnego telefonu z  Londynu, dlatego też szybko niczym żbik zeskoczyła ze schodów na parter swej rezydencji. Zręcznie przejęła słuchawkę z rąk lokaja i potwierdziła swoją obecność przy telefonie.
Trent w odpowiedzi spróbował wyjąkać jej imię. Było to  jednak trudniejsze,  niż się spodziewał. Jak zawsze, kiedy dzwoni się do osób dawno niewidzianych. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Była zniecierpliwiona. To chyba nie z Londynu, pomyślała. Szybko przerwała bełkot mężczyzny.
- Wyraźniej i bez owijania w bawełnę proszę.- ,,Trent, weź się w garść, do cholery jasnej!"- skarcił sam siebie w myślach i usiadł na krześle.
- Z tej strony Trent. Nudzi mi się.-  usłyszał niezadowolone mruknięcie, ale postanowił nie przerywać. Teraz albo nigdy!
- Chciałbym do ciebie przylecieć, dzisiaj wieczorem już mogłabyś się mnie spodziewać w Surrey, gdybym tylko znał dokładny adres...- z drugiej strony odpowiedziała mu nieznośna cisza. Już chciał zapytać, czy wszystko w porządku, ale w końcu Lara zdecydowała się odpowiedzieć:
- ... Nie wiem, czy to dobry pomysł... Ale przylatuj, jeśli tak bardzo chcesz, Trent. Przyjadę na lotnisko Heathrow  około dziewiętnastej. Nie spóźnij się i nie racz mnie tam wkurwić- zanim zdążył odetchnąć, rozłączyła się. Trent nie czekając ani chwili wpakował nieskładnie kilka rzeczy do walizki.
- Już do ciebie lecę...- wyszeptał ostatni raz tego dnia, i gdy już był spakowany, wyparował z hotelu.

czwartek, 19 lipca 2012

Prolog.


.Blask. Oślepiający blask. I nagle... cisza.

To był już koniec. Alchemik pokonany, Von Croy pomszczony, a rasa Nephilimów zniszczona. Czegóż więcej mogła chcieć Lara Croft?

Nie myślała teraz o zwycięstwie, choć w duchu tryumfowała. Myśli jej skupiły się na wspólniku, który został na ,,arenie", aby walczyć z Boaz. Doszła powolnym krokiem do wylotu jasnego tunelu, i dalej powłóczyła na środek miejsca walki. Uklękła przy plamie krwi na jej środku, i uniosła z niej broń swego towarzysza, Chirugai.

- Cholerny Trent- pomyślała w duchu, i uniosła ją do góry. Ostrza wysunęły się, prowadzone siłą telekinetyczną swego właściciela, i pokierowały dłonią Lary w stronę wyjścia. Uśmiechnęła się pod nosem. Przecież nie mogło mu się nic stać. Pewnym, jednak nadal powolnym krokiem weszła w kolejny tunel, wskazany przez Chirugai.

Usłyszała echo swego oddechu w ciemności. Dusznym korytarzem, po omacku, szła prosto. Nagle usłyszała cichy dźwięk, jakby upadku, i zamarła w bezruchu. Rzuciła odruchowo wzrokiem na boki,  jednak nie była w stanie niczego dojrzeć. Chwilę nasłuchiwała, po czym znów ruszyła szybszym, żwawszym tempem.
- O nie, nie pozwolę, aby jakaś cholera mnie dziabnęła, właśnie teraz, kiedy je...- nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż zahaczyła o coś nogą i przewróciła się jak długa do przodu. Chirugai wypadło z jej dłoni i z brzękiem potoczyło się wzdłuż korytarza. Lara szybko wyjęła z kabury Scorpiona i poturlała się na bok przeszkody, celując w ciemność.

- Czym , albo i kim jesteś?- szepnęła, a echo jej słów odbiło się w mroku.
- ... Croft?- zapytał ktoś cichym, zduszonym głosem. Ujrzała nagły błysk w oddali tunelu. Chirugai błyskawicznie przyfrunęło pod jej twarz, kierowane dłonią swojego pana.
- Trent... - odparła zawiedziona. - myślałam, że Boaz cię zżarła.
- Cieszę się, że jesteś tak przyjemna... - wydukał z trudem.
Lara kompletnie nie wiedziała co ma teraz z nim zrobić. Co powiedzieć. Patrzyła na krwawiącego Trenta i zastanawiała się czy zaproponować mu wsparcie.
- ...Może ci pomóc?- mruknęła w końcu.
Kurtis popatrzył na nią, po czym spuścił głowę. Zebrał siły i spróbował wstać. Jednak rana była głęboka, upadł. Złapał kilka głębszych oddechów. Nic dziwnego, w końcu Boaz przekłuła mu bok. Spojrzał na kobietę, która stała nad nim obojętnie z miną, która mówiła: "Twój wybór, mi nie zależy na twoim życiu".
- Pomóż mi- odparł w końcu Kurt.

Lara cmoknęła głośno, z tryumfem wypisanym na twarzy. Podała mu rękę. Trent po raz ostatni spojrzał jej w oczy i chwycił wyciągniętą dłoń.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Witajcie! Na tym blogu będę kontynuowała historię znaną wam z  tr-aod-return.blog.onet.pl
Wkrótce pojawią się tu stare notki, a gdy już je opublikuję, zabiorę się za rozdział kolejny. 

Pozdrawiam ciepło :*
Patrycja