Miałam naprawdę wiele trudności z
napisaniem tego rozdziału, opisy okazały się mnie przerosnąć. Mam więc
nadzieję, że nie okaże się być flakami z olejem i będzie się go mimo wszystko miło
czytało.
Pisałam do kilku utworów. Pierwszą
część do utworu pt. Solace.
Za kolejny chciałabym podziękować
Mustelce, ponieważ bez niego prawdopodobnie utknęłabym w połowie rozdziału. [Asylum]
Oraz ostatni, przy którym napisałam
najwięcej, utwór The Trial
Wokół złoto
i czerń. Zwoje sędziwych pergaminów, pootwierane księgi z nadgryzionymi przez
czas brzegami. I ciche ,,kurwa” pod nosem. Nigdy by nie przypuszczał, że
znalezienie czegokolwiek będzie tak trudnym zadaniem. Paczka Marlboro została
wystawiona na próbę. Wciskał papierosy do ust jeden za drugim, a gdy już
przewertował kilka stron, nagle okazywało się, że gryzie ze złości sam ustnik.
,, Bracia Światła zebrali się dnia
dzisiejszego, by za nakazem woli bożej powstrzymać sprzymierzonego z ciemnością
Alchemika. Nikczemnik wraz z Oblubienicami w proch się obróci, by zakosztować
kary. Innej niż do Piekła dla niego drogi nie ma.
Dopomóż nam, święty Boże w misji
naszej, by to zło z ziemi zetrzeć. Amen.”
Jego wzrok
już automatycznie przesuwał się po kolejnych, wypisanych czarnym atramentem
zdaniach. Nie sprawiało mu żadnej trudności to, że znaczenie każdego z nich
ukrywało się pod zapisem antycznych symboli. Znał je wszystkie na pamięć. Kiedyś powtarzał je wraz z matką. Pamiętał,
jakby to było wczoraj.
Ojciec z zawodem w oczach stanął nad
niskiego wzrostu chłopcem. Mały z pasją coś rysował. Mężczyzna zaglądnął mu
przez ramię. Zamaszysta, pewna kreska zdobiła łzy rysowanej przez niego
kobiety.
,,No. Jak na dziewięciolatka…”- pomyślał z obojętnością.
Talent syna do rysowania go nie obchodził. Przyszedł do niego po co innego.
Kiedy mały wyczuł jego obecność, odrzucił natychmiastowo zbyt duży kaptur szaty
mniszej z czoła i odwrócił się w stronę mężczyzny, by móc z zapytaniem spojrzeć
na niego swoimi przenikliwymi, błękitnymi jak morze oczyma.
- Tato?- tak wiele razy słyszał ten
krótki wyraz. Dzieci zbyt często go używały. Zbyt często dawały sercom rodziców
topnieć bez większego powodu.
- Mógłbym wiedzieć, czemu nie
studiujesz ksiąg?- chłopczyk ze wstydem spuścił wzrok. Wiedział doskonale, że
zostało mu jedynie siedem lat do najwyższej inicjacji zakonnej. Nie chciał
rozgniewać ojca, ale wyczytywał z jego twarzy, że niestety to zrobił.
- Tato… ja…
- Nie obchodzi mnie to ,,ja”. W tej
chwili zacznij się uczyć. Co ty sobie wyobrażasz? Pozostało ci jedyne siedem
lat. Poznanie sekretów zakonnych jest sztuką!- chłopiec przysłuchiwał się z
uwagą każdemu wykrzyczanemu przez ojca wyrazowi. Przedwczoraj z tą samą pasją krzyczał na jego matkę. Płakała.
Gdy ujrzała na framudze drzwi drobną dłoń swego syna, natychmiast odwróciła się do niego plecami. Konstantin-
jego ojciec- zniknął. Być może wyszedł niezauważony przez załzawione oczy żony.
Widział białe dłonie, wyciągnięte w
jego kierunku. Natychmiast wpadł w ciepłe ramiona, wtulając się w miękką suknię
pachnącej piżmem kobiety. Poczuł jej mocniejszy, czulszy uścisk na szyi.
Zęby mocniej
wcisnęły się w ustnik ostatniego Marlboro. Wraz z tym miejscem powróciły
wspomnienia. Tyle lat w ukryciu i w podziemnej walce, aby teraz pozostał tylko
on. Samotny, nad opasłymi tomami ukrytych za szyfrem informacji. Już miał
przewrócić kolejną kartę, kiedy nagle w jej rogu dostrzegł krótki ciąg cyfr,
napisany maleńkim druczkiem. Przyjrzał im się dokładniej.
Liczba 1431.
Odłożył
księgę na bok i wstał. Po numerach wypisanych na szafkach z archiwami odnalazł
XV w. wyciągnął całą szufladkę i ponownie usiadł z nią na podłodze.
W stercie
wyglądających na całkiem ,,młode”, co go zdziwiło, dokumentów, odnalazł
niemalże rozsypujący się pergamin. Z niezwykłą delikatnością rozdzielił w
palcach wiążącą go bibułkę i pociągnął za zwinięty rulon, przytrzymując
równocześnie jego brzeg. Niespodziewanie usłyszał cichy trzask. To dokument
popękał pod dotykiem jego palców. Kurtis wzniósł oczy ku górze, z westchnięciem
wypuszczając powietrze z ust.
Wypowiedziane
przez niego ,,cholera jasna” i ,,szlag” odbiły się echem w martwej sali. Jeden
człowiek i te cholerne książki.
Czarnowłosy
z rezygnacją ułożył trzymany rulon na ziemi i ponownie spróbował go rozwinąć,
już nie zważając na trzaski starego papieru. Był tak suchy, iż nie miał już
nawet kaprysu zawijać się z powrotem. W końcu oczom bruneta ukazał się cały,
popękany tekst. Zdjął opuszki palców z karty, by nie skruszyć jej jeszcze
bardziej przez dotyk.
Dzień maja, roku Pańskiego 1431
A jednak, moje obawy w zupełności się
potwierdziły..
Dziewica z wizjami została spalona w
Rouen.
Bracia uznali ją za Amazonkę i
wpisali na kartę Autorytetek.
Panie, chroń tą, którą sam
zesłałeś na Ziemię, nad jej uwolnionym
ze zła świata duchem.
Jednak lepiej jej było w proch się
obrócić, niźli by została wybrana przez tego, z którym walczymy.
Bóg im powiedział: ,,Amazonki w
potępieniu i w wodzie płonąć będą. A jeśli na którejś Oko Złego spocznie, ta
nie zazna spokoju i miłosierdzia mojego, potępiona będzie jej uroda i płodność!
A jeśliby która chroniła cnót swych i
w ogniu oczyszczenia zmarła, ta wejdzie do mego Królestwa w Niebie i tą chronić
przed Złym będę.
Niech się stanie wedle słowa Bożego.
Amen. „
Historia
nie była jego mocną stroną. Poczuł
niespodziewane ukłucie we wnętrzu serca.
,,Ona… ona z pewnością by wiedziała,
co stało się w 1431 roku w Rouen…”- myśl zabolała jeszcze bardziej.
Był zbyt
zaabsorbowany drżeniem swoich dłoni, by móc dostrzec.
By móc
zauważyć, że stojąca naprzeciwko niego, wyrzeźbiona w kamieniu kobieta powoli
odwraca głowę w jego kierunku.
Maleńkie okruchy
skały z jej kamiennej sukni stoczyły się w dół. Płomień świec z lekka się
zachwiał. Dopiero wtedy mężczyzna uniósł głowę ku górze.
Cichy szept
damskiego głosu. Usłyszał. Pomruk.
,,Czego się boisz? Cienia? Nie
przyniosłam ciemności. To… płomień… zachwiał się…”.
Nie
wiedział, czy głos zabrzmiał w jego głowie, czy naprawdę ktoś do niego
przemawiał. Dotknął pulsującej skroni.
,,Rok 1431”.
Znów cichy
trzask. Spojrzał w dół. Pergamin. Napis załamywał się do środka, pozostawiając
wcięcia w papierze.
,,Amazonka, Rouen.”
Słowa
blakły. Załamywały się.
,,Kim jesteś, by tu przychodzić? Nie
masz prawa czytać o przeszłości. Przyniosłeś ciemność. Odejdź! Odejdź!”
Krzyk we
wnętrzu jego głowy wzmógł się. Kobieta przyklękła naprzeciwko niego. Przepasane
krwawiącą chustą oczy pojawiły się tuż przed nim. Huk. Usłyszał huk. Jakby w
podziemnej komnacie rozpętała się burza. Światło zamarło.
,,Odejdź!”
Krzyk.
Szkarłatna
przepaska zsunęła się z twarzy kamiennej postaci. Serce mężczyzny zamarło.
Wszystko
ucichło, zniknęło uczucie zimna bijącego od posadzki pod opuszkami jego palców.
Poczuł jedynie spływającą po swoim
policzku ciecz. Spłynęła strugą, kapiąc
na jego drżące ramiona, po piersiach, uderzała w marmur.
Posadzka pod jego ciałem pękła. Upiorna postać
zepchnęła go w przepaść.
Tonął. Tonął
w ciemności. Czuł, jak spada. Rozpaczliwie wyciągnął dłonie ku górze. Nic,
czego mógłby się chwycić. Daleko w dole ujrzał błyszczącą, rozognioną taflę
ognia. Zacisnął oczy. Krzyknął.
Nic. Nie
poczuł swędu palącego się ciała. Nic. Ze strachem i ciekawością otworzył
ponownie oczy.
Ogień
zniknął. Komnata. Był ponownie w komnacie. Przycisnął dłoń do swojego policzka.
Nie krwawił. Głośno oddychając zerwał się z ziemi. Czuł zmęczenie.
,,Koszmar… Cholera jasna.”
Usłyszał
trzask pod stopą. Nadepnął na dokument, powodując jego pęknięcie.
- Co tu się
do cholery dzieje?!
Odpowiedziała
mu cisza. Z narastającym niepokojem podniósł rozgnieciony papier.
,, Procesy Czarownic w XV w.”
Z
ironicznym, pełnym złości uśmiechem cisnął dokument o podłogę.
- Co to za
gra? Jakie kurwa czarownice? Dobrze się bawisz?- jego gwałtowny krzyk rozbił
się głucho o ściany. Poczuł zimny pot spływający z czoła. Zerknął na
kamienne rzeźby przed sobą. Te na szczęście nie świdrowały go wzrokiem. Wziął
kilka głębszych wdechów, uspokajając się. Przetarł czoło. Jeśli chciał
cokolwiek znaleźć, to potrzebował przede wszystkim jasności umysłu.
,, To tylko to miejsce… jest takie
urocze…”- próbował
wmówić sobie, choć instynkt nakazywał mu być czujnym. Z ostatnim głębokim westchnięciem
sięgnął po otwartą, leżącą nieopodal księgę.
Na karcie nie było żadnej liczby 1431.
~*~
Godz. 22.50. Centrum Pragi.
Kobieta z
czarnymi, przeciwsłonecznymi okularami na nosie z niecierpliwością wyglądała za
szybę pojazdu. Za szkłem panowała noc.
Z coraz mniejszą cierpliwością wystukiwała
rytm sobie tylko znanej melodii na kolanie. Nie spodziewała się korków o tej
porze. Tak właściwie wcale nie myślała o komplikacjach, zajęta jedną myślą.
Dorwać Trenta.
Pierwszy raz
od dłuższego czasu ogarnęła ją taka chęć zemsty. Spojrzała z zażenowaniem na
zegarek od Tissota na swoim przegubie. Dochodziła jedenasta w nocy. Nie
wytrzymała.
- Do
cholery, moglibyśmy w końcu przebyć kilka pieprzonych metrów bez zatrzymywania
się?! – kierowca z oburzeniem spojrzał w jej kierunku, wyjmując z ust trzymaną
między zębami zapałkę.
- A co ja
pani poradzę? Korki są!
- Gówno mnie
to obchodzi! Przejedź po tych z przodu, zrób coś pan! Byle szybko!
- Jak coś
nie pasuje, to może pani wysiąść i iść piechotą!- mężczyzna także był
rozdrażniony tą sytuacją. Lara mrugnęła w oburzony sposób i pozwoliła mu
obrócić się do przodu w przekonaniu, iż już jest spokojna.
Zamiast
kolejnego ataku na swoją osobę usłyszał
cichy szczęk przeładowywanej broni. Nim zdążył odwrócić się do tyłu, poczuł pocałunek
chromowanej stali na swojej skroni.
- Jeśli nie
ma innego wyjścia, to przejdź po pojazdach przed nami… Nie mam zamiaru marnować
więcej czasu…- wysyczane przez kobietę słowa rozeszły się dreszczem po jego
kręgosłupie. Głośno przełknął ślinę. Spojrzał w lusterko. Widział swoje zalane
potem czoło i lśniącą lufę pistoletu, a ponad nią parę brązowych oczu. Źle
patrzących oczu.
Zebrał się w
sobie i nacisnął pedał gazu, gwałtownie obracając kierownicę o 180 stopni.
Taksówka wykonała manewr między dwoma
autami i wjechała na niebezpiecznie wąski pas między nimi.
Lara
odsunęła swoją niezawodną berettę od jego skroni dopiero wtedy, gdy na liczniku
pojawiło się 200 km na godzinę. Była pewna, że kierowca jest na tyle
przestraszony, by nie ośmielić się zwolnić, równocześnie będąc na tyle
spokojnym, by nie wpieprzyć ich pod ciężarówkę.
- A widzisz…
dla chcącego nic trudnego… - mruknęła po
chwili, obserwując zostające w tyle pojazdy. Taksówkarz nie
odpowiedział. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
Lara
rozłożyła nogi na całą szerokość tylnych siedzeń i spojrzała na profil
kierowcy. Niespodziewanie zaśmiała się.
- Nie
denerwuj się tak! Trochę adrenaliny nigdy nie zaszkodzi!- w chwili, gdy to
powiedziała, taksówka otarła się o bok jadącego obok Mercedesa. Pojazd
zakołysał się na wąskim pasie. Ocierając się o kolejne wozy stracił oba
lusterka.
- To może ja
posiedzę cicho… Niezbyt rozmowy pan jesteś… - mruknęła jeszcze z ironią,
świetnie się bawiąc zdenerwowaniem mężczyzny. Oparła czoło o szybę. Ziewnęła. Wcześniej
nie zważała na to, że jest zmęczona, a w tamtej chwili mogła pozwolić sobie na
krótką drzemkę. Przymknęła oczy, odłączając się od warkotu silnika i
zdenerwowanego taksówkarza.
~*~
Nie miał
siły. Najzwyczajniej w świecie zalewała go krew. Stracił rachubę czasu, ale był
pewien, że spędził co najmniej kilkanaście godzin na wertowaniu opasłych tomów.
- Błagam…
Proszę…- szeptał suchym tonem. W żołądku ściskało go z głodu. Organizm domagał
się wody.
,,Bezowocne
szukanie. Gdyby ktoś mi pomógł… La…”- bezustanna, bezskutecznie powstrzymywana
myśl. Wciąż ta sama.
Naprawdę zaczął
żałować, że jej przy sobie nie ma.
Kolejna
karta, kolejna, kolejna. Dochodził do wieku XVIII. Zero jakichkolwiek wzmianek
o Joachimie Karelu. Zero konkretów- same średniowieczne legendy. Jedyne, co
zdawało się mieć jakiś sens, zniknęło wraz z koszmarem. Czuł się jak zawieszony
między snem a rzeczywistością. Odczytywał dokumenty, następnie nie mógł ich
znaleźć. Trzymał je w dłoni, a po chwili zauważał, że trzyma inne.
Nie
wiedział, czy to tylko jego zmęczony umysł płata mu te wszystkie figle, czy
jednak to to miejsce sprawiało, że czuł się tak dziwnie. W każdym razie
dotychczas się nie poddawał. Teraz już miał dość.
Obrócił się
wokół własnej osi. Ból głowy, oczu i zmęczenie były niczym w porównaniu do
uczucia porażki. Wokół piętrzyły się setki ksiąg. Setka luźnych kartek walała
się po posadzce. Musiał w końcu to przyznać i oświadczyć na głos:
- Mam już
dość!- zabębniło mu w uszach. Zachwiał się. Upadł na stertę dokumentów.
Szmer
przypominający dziewczęcy głos dotarł do jego uszu.
- Mówiłam, byś odszedł… Mówiłam….
- To znów
ty, ty suko?- nie miał siły krzyczeć. Przekleństwo wymruczał. Drżące powieki powoli
opadały mu w dół.
- Nie śpij!-
znów usłyszał głos.
- Mam tego
dość!- jego zrezygnowany ton mówił sam za siebie. Leżał tak chwilę w milczeniu,
dopóki nie poczuł dotyku. Czyjeś dłonie badały
jego kilkudniowy zarost. Strach ogarnął
jego zdrętwiałe ciało.
,,To…
nie może… naprawdę… dziać się
naprawdę…”- myśli nie pomagały. Ze strachem oczami swojej wyobraźni widział
kobietę z krwawiącymi oczodołami z koszmaru. Dłoń zbliżała się do jego powieki.
Domyślał się, że zamierzała ją rozchylić.
Wolał być
szybszy. Nie było czasu na wahanie.
Otworzył oczy.
Otworzył oczy.
Zaskoczenie!
Spotkał się z
parą niebieskich tęczówek, wpatrujących się w niego badawczo. Widział
opadające na czoło bladolicej kobiety niesforne loki.
- Prosiłam,
byś nie zasypiał…- szepnęła z wyrzutem. Trent był w szoku. Prawdziwa kobieta. Bardziej
spodziewał się kolejnego koszmaru.
- Nie śpię.
- Więc chodź
ze mną! Potrzebuje cię!- kobieta zerwała się z podłogi i chwyciła jego dłoń,
tym samym zmuszając go do wstania.
- Do czego
ci jestem potrzebny?- dziewczyna zdawała się zdziwić tym pytaniem.
- … Ale nie mi. Jesteś potrzebny jej.
- Komu?
- Jej. Nie
wiem, jak ma na imię…- Kurtis zakłopotał
się. Nie wiedział nawet, skąd ta kobieta się wzięła. Jedno było pewne- już nie
spał.
- Nie wiesz,
czy ta ,,ona” nie nazywa się Lara?
- Nie wiem.
Ale bądź czujny! Idź i nigdy więcej jej nie zostawiaj samej!- ścisnęła dłonie
na jego ramionach, wodząc po jego twarzy
rozbieganym wzrokiem. W tym miejscu czuł się totalnie jak wariat. Przytaknął
głową, choć nadal nie wiedział, co tak naprawdę się dzieje.
- A teraz
idź! Idź i nie trać czasu!
- Ale.. skąd
ty?
- W swoim
czasie. Idź już!- z niedowierzaniem otworzył oczy szerzej. Wolał już o nic
więcej nie pytać. Czuł się już i tak dostatecznie dziwnie.
Z wahaniem
obrócił się w kierunku drzwi, nie spuszczając jednak wzroku z dziewczyny. Ona
również patrzyła na niego uważnie. Gdy już znalazł się przy rozsuniętej
ścianie, wykonała nieznany mu gest dłonią i pobiegła w kierunku ołtarzu.
Zniknęła za nim. Usłyszał zgrzyt. Ściana zaczęła się zasuwać z powrotem.
- No, to
wygląda na to, że wracamy na powierzchnię… - szepnął z nadal szeroko otwartymi
oczami. Musiał otrząsnąć się z wciąż trwającego szoku, nim skierował się
ciemnym tunelem w drogę powrotną.
Jak zwykle nie mam siły przeczytać
całości, by posprawdzać błędy, więc wybaczcie.
Chciałabym podziękować szczególnie
czterem osobom.
Przede wszystkim tobie, Jack. Za to,
że każdego dnia dręczyłaś mnie pytankiem, kiedy będzie nowy rozdział. Za to, że
wspierałaś mnie w pisaniu, a także
pomagałaś, kiedy nie mogłam się odnaleźć. Oraz za szczerą i otwartą krytykę. Za
wszystkie kiedyś spędzone ,,pogodziny” w szkole, na których pisałyśmy własne
opowiadania. Pamiętasz? Jesteś największym skarbem, jaki los mógł mi dać.
Ali. Alu kochana, chyba nikt tak jak
ty mnie nie zainspirował do pisania. Jestem ci ogromnie wdzięczna za wszystko,
co dla mnie zrobiłaś- za pomoc, za rady. Nie da się ocenić słowami, jak wiele
dla mnie to wszystko znaczy.
Magdzie. Ogółem. Za wszystkie miłe
słowa, inspirację i cudowne AoD 2.
Pati-Ann. Za to, że mogę poopowiadać ci o swoich
szalonych pomysłach i chwilowych szaleństwach, i za to, że zawsze tego
wysłuchasz.
Dziękuję wam wszystkim. Jesteście
nieocenione!
~Nasty
OdpowiedzUsuń12 grudnia 2011 o 13:45
Cooo?! Taka rewelacja, a ja jestem dopiero drugą komentującą?! Ludzie naprawdę nie wiedzą, co dobre. Zatem dopatrzyłam się błędu, który mnie rozśmieszył: chusta nie może krwawić. Krwawiące oczodoły brzmią też jakoś dziwnie, ale logiczniej Po przeczytaniu tego rozdziału czuję, że masz talent nie tylko do opisywania relacji Lara-Kurtis, ale też akcji i nadal twierdzę, że fabuła mi dużo zaoferuje. Szczególnie ciekawa wizja Kurta, ta tajemnicza kobieta… i generalnie nadal mnie ciągnie do tej podziemnej komnaty. jest taka mega-aodowa. I jeszcze jedna sprawa, która mnie zafascynowała w tym rozdziale: relacje w rodzinie Kurtisa. Zgadzam się z Tobą, ze to, iż jego ojciec był członkiem Lux Veritatis, wpłynęło nie tylko na to, że sam Trent Junior wstąpił do zakonu, ale też na to, jak się zachowywał w stosunku to niego bezwzględnie, surowo, nie pozwalając sobie na okazanie miłości dziecku, bo „nauczy się sentymentów” lub „jeszcze mi na głowę wejdzie”.Tak, TRAoD 2.. To ja Ci muszę podziękować – za wysłuchiwanie moich narzekań w sprawie tego kurtiso-podobnego gościa. I nasze rozmowy i różnych ważnych sprawach. Pozdrawiam!
~Jackuine
OdpowiedzUsuń13 grudnia 2011 o 15:31
Jejku. Jak zwykle rozdział świetny:) Fantastyczna rzecz mieć taki talent jaki masz ty. Pat czytanie twojego bloga jest przyjemnością dla moich ślepych oczu. Rozbrajasz mnie swoimi pomysłami. Jak to czytałam to mi szczena opadła i chyba mi sie w niej zawiasy zepsuły z wrażenia. Podziwiam cię za twoją pomysłowość. Szacun za wykorzystanie postaci historycznej do własnych celów mrrr… już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Zapewne znowu będę cie dręczyła:) i dzięki za dedykacje:*
~Ryuku
OdpowiedzUsuń27 stycznia 2012 o 14:58
nie jestem za bardzo fanem Tomb Raidera ale gra jest niezła. Tego bloga poleciła mi dziewczyna ona ma ogólnie jakieś schizy na tym punkcie. Obiecałem że przeczytam i nie mogłem złamać słowa. Pomyślałem że szybko przeczytam kilka rozdziałów i dam sobie spokój. Niestety. Wciągną mnie bardzo. Totalny podziw dla kogoś kto to pisze. Myślałem że czytam jakąś dobrą nie co ja pisze bardzo dobrą książkę przygodową! Nie ma romansu między Trentem a Croft. Ktoś ma pojęcie co pisze. Nie mogłem się powstrzymać przed napisaniem tego komentarza. Polecam wszystkim nieświadomym przeczytanie. Pytanie do twórcy: Kiedy następny rozdział??Kim jest niebieskooka kobieta w głowie Trenta?
~Pati.
Usuń28 stycznia 2012 o 13:24
Nie mogę wyrazić, jak bardzo się cieszę z powodu tak pozytywnego komentarza, i że przekonuje cię moje opowiadanie!Następny rozdział pojawi się w przeciągu dwóch, najbliższych tygodni. A kobietą jest…… Tego dowiemy się wkrótce :3.
~Mustelka
OdpowiedzUsuń11 lutego 2012 o 13:24
Przeczytałam wszystko, mimo że chciałaś mnie przed tym powstrzymać :> I wiesz co? WIESZ CO? Niedobra jesteś. Toż to perełka, a ty mi wyskoczyłaś z „nie czytaaj xD”Fabuła dopiero się rozwija, a twoje opo już wciąga :D Podoba mi się styl, w jakim piszesz. Jest w nim coś takiego… nie wiem… nostalgicznego? No po prostu ma to nieokreślone „coś”, co sprawia, że jest interesujący i czyta się go z wypiekami na twarzy :) Standardowo znalazłam kilka błędów, ale chyba żadne opowiadanie nie jest w stanie tego uniknąć xD Także nie będę ci ich tu wytykać, bo było ich niewiele, a poza tym ich nie pamiętam xDSama fabuła – robi się ciekawie, bardzo spodobał mi się fragment z rozdziału bodajże 6. (5., jeśli nie liczyć prologu), gdzie Kurtis rozmawia przez telefon z tajemniczym osobnikiem – ekstra! <3Cały klimat opowiadania przypadł mi do gustu – mroczny, tajemniczy. Mustelka lubić :3Wracając jeszcze do stylu – nosz kurde, zazdrość mnie zżera. Kiedy ja byłam w twoim wieku (jakiż to oklepany zwrot), pisałam wtedy TNS, mogłam co najwyżej pomarzyć o pisaniu tak jak ty! I piszesz coraz lepiej :D Tendencja wzrostowa, że tak się wyrażę. Jak będziesz szła w tym kierunku, to wkrótce nas wszystkich przebijesz wyrobionym, niesamowitym stylem!No i na koniec pomarudzę – kiedy Kurt i Lara się w końcu na siebie rzucą z namiętnością, pożądaniem i jeszcze większą namiętnością, ja się pytam. Oczekuję miłosnej sceny i coś czuję, że w twoim wydaniu będzie zaje*bista :D Co by tu jeszcze dodać… ah, tak. CZEKAM NA NEXTA!Pozdrawiam :*
~Pati-Ann
OdpowiedzUsuń17 lutego 2012 o 14:38
Przepraszam, że tak długo się tu nie odzywałam, obowiązki, szkoła, dopiero dzisiaj znalazłam dość czasu, by zagłębić się w lekturę Twojego rozdziału. Dziękuję Ci za napisanie go, bardzo miło spędziłam czas mogąc czytać coś tak dobrego. Strasznie podoba mi się klimat – taki tajemniczy, aż chwilami ciarki po mnie przebiegały. Domyślam się, kim jest ta tajemnicza niebieskooka kobieta, która rozmawiała z Kurtisem ( bo znam Twoje zafascynowanie pewnym filmem i konkretną postacią xD), ale oczywiście zachowam to dla siebie, by nie psuć niespodzianki innym. ;) Natomiast ciekawi mnie, czy Trent miał tylko schizy, czy ta kamienna figura rzeczywiście mu groziła i ożyła w klasztorze. ;) Co do Lary, to jak zwykle pewna siebie i ironiczna dąży do celu. Mieli szczęście, że faktycznie ta taksówka nie wrąbała się pod jakąś ciężarówkę albo do rowu. xD Nie mogę się doczekać spotkania bohaterów ze sobą. Kurtis zgodnie z nakazem ma jej nie opuszczać, więc nie wiem, jak to się dalej potoczy. Widzę, że rozdział ten dodałaś już dawno Patrysiu, dlatego niedługo powinien być już nowy, prawda? Poinformuj mnie jak tylko wrzucisz. ;) Na koniec jeszcze dodam, chociaż już chyba wspominałam na gg, że ustawiłaś świetny szablon, bardzo pasuje i bardzo mi się podoba. ;* Pozdrawiam ciepło! ;-**