Hotel, godz. 23.15.
- Pokój dwuosobowy, z dwoma łóżkami. Jakiś porządny proszę…-- jej czeski wypadał nawet nieźle. W sumie to Trent mógł załatwić pokój, ale
nie chciała mu dać tej satysfakcji. Recepcjonistka zrozumiała, jak się zdawało,
bez trudu. Podała Larze klucz. Pokój nr 24. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła ranę w ramieniu Croft.
Nieznacznie wydęła dolną wargę, co nie uszło uwadze brązowowłosej.
- Coś nie tak?- zapytała ze zgrzytem w głosie. Czeszka od
razu się zreflektowała.
- Nie, nie, skądże! Państwa nazwisko?- kobieta zza biurka
spojrzała najpierw na nią, a potem na stojącego za nią przystojnego bruneta.
Już chciała odwarknąć, że nie są małżeństwem, jednak Kurtis ze stoickim
spokojem ułożył dłoń na jej ramieniu i odpowiedział za nią.
- Spencer- recepcjonistka zapisała nazwisko w komputerze i
popatrzyła na Larę wymownie. Ta zamiast dowodu osobistego podsunęła jej pod nos
zwitek dolarów.
- Na czas nieokreślony…- mruknęła tylko i skierowała się w
stronę schodów, bo na parterze dostrzegła
jedynie numery do czternastki włącznie. Trent jeszcze rzucił okiem na zdziwioną,
trzymającą rulon z pieniędzmi Czeszkę i powoli
udał się w ślad za brązowowłosą.
Usłyszał przekręcanie klucza w zamku. Na korytarzu nie było
zapalonego światła, także szedł z ręką
przyłożoną do ściany.
Mógłby teraz być w szpitalu. Przyjmować leki przeciwbólowe
od ślicznej pielęgniarki. Gdyby nie Croft. Był na nią zły, ale nie chciał się z
nią kłócić. To i tak cud, że zgodziła się z nim pójść dokądkolwiek. Doszedł do uchylonych drzwi dwudziestki
czwórki. Wszedł do środka i od razu zapalił światło. Lara leżała na łóżku z
przymkniętymi oczami. Otworzyła je, kiedy Kurtis zamykał drzwi wejściowe.
Skrzypnęły.
- No, w końcu jesteś, nasz mały bohaterze. A teraz ściągaj
bluzkę i kładź się tutaj…- wstała i wskazała mu łóżko. Zmarszczył brwi.
- A gdzie jest drugie?- Lara wzruszyła ramionami, z nadzwyczajnie
rzadkim u niej spokojem.
- Nie ma, nie widać? Widocznie nie do końca dogadałam się z
tą dziewczyną. Kładź się. – Trent posłusznie wykonał jej polecenie. Usiadła na
skraju łóżka obok niego i poczekała, aż ściągnie górę. Sięgnęła po leżącą na
szafce nocnej reklamówkę . Wyjęła z niej bandaż, igłę z nicią i spirytus.
- A nie lepiej było iść do szpitala?- zapytał. Pokiwała
przecząco głową. Nie wątpił w jej umiejętności, ale na myśl o Croft zszywającej
mu bok zrobiło mu się niedobrze.
- Nie będzie bolało. Obiecuję. - już odkręciła spirytus, kiedy on nagle położył dłoń na jej
nadgarstku.
- A o jadzie pomyślałaś? Może ta suka zaaplikowała mi jakąś małą niespodziankę?
- Dramatyzujesz…- jednak co do tego nie była przekonana. Chyba miał rację… Z wahaniem zakręciła spirytus.
- Może jednak pójdź do tego szpitala…- mruknęła pod nosem,
wstając z łóżka. Splotła ręce na piersi i podeszła do okna. Ulice oświetlały jedynie
lampy uliczne.
- Chwileczka, tylko ja? A co z tobą?- Croft nie odwróciła
głowy. Nie pójdzie i tyle.
- Poradzę sobie…- odrzekła obojętnie. Trent nie dowierzał.
Podenerwowany wstał z łóżka.
- Cholera, czy ty musisz być taka uparta? Chodź!
Natychmiast!- Lara nie wytrzymała. Błyskawicznie obróciła się i do niego
podeszła. Pchnęła mężczyznę na łóżko, nie zważając na boleśnie kłującą ranę w
jego boku. Przycisnęła kolanem klatkę piersiową. Pochyliła się nad nim.
- Ostatni raz powtarzam. Nigdzie… nie… pójdę…- wyszeptała
pozornie spokojnym tonem. Trent zacisnął zęby z bólu. Odsunęła kolano na bok.
- Rozumiesz?- po chwili bezskutecznego wyczekiwania
odpowiedzi wstała. Nic nie mógł powiedzieć. I tak jej nie przekona. Podniósł
się z łóżka i założył bluzkę. Nie oglądając się za siebie wyszedł, nie
trzaskając drzwiami.
,,Zbiegł” po schodach i wyparował z hotelu. Do szpitala nie
było daleko. Postanowił iść wolno. Rana już zakrzepła, więc nie miał co się
martwić o to, że się wykrwawi. Patrzył
na ośnieżone dachy budynków, na mgiełkę wydobywającą się ze swoich ust. Było
zimno, ale nie przeszkadzało mu to.
Szedł spokojnie, pewny siebie. Był ex- legionistą. Żaden
praski opryszek nie miałby z nim szans.
Nagły wybuch, tuż za jego plecami.
Odwrócił się błyskawicznie. Jeden z budynków stał w ogniu.
Dokładniej to hotel, z którego pośpiesznie wyszedł.
,,Lara!”- to jedyne, co zdążył wykrzyknąć, zanim rzucił się
pędem z powrotem do drzwi. Wyważył je, nie było czasu na zabawę z klamką. Z wnętrza
buchnął płomień. Odsunął się, by go nie dosięgnął. Kiedy tylko ogień się cofnął,
Kurtis wbiegł do środka.
Nie wiedział nawet, jak przez szalejące płomienie dostał się
na pierwsze piętro. Wyważył drzwi dwudziestki czwórki.
Croft leżała w gruzach, przytrzaśnięta zwalonymi drzwiami. Nad nią pochylała się postać z czarnym
kapturem zarzuconym na głowę. Spojrzała
na Trenta, warknęła.
Lara widocznie straciła przytomność, gdyż nie zareagowała,
gdy napastnik przycisnął drzwi stopą mocniej do jej pleców.
Kurtis błyskawicznie zaatakował. Wypuścił Chirugai, jednak istota zręcznie uchyliła się
przed ostrzem. Przebiegła obok Trenta z nadzwyczajną prędkością i zniknęła.
Nie było wtedy czasu, żeby zastanawiać się, kim albo czym
owa postać była. Musiał działać szybko. Podbiegł do Lary i uwolnił ją spod masywnych drzwi. Wziął ją na
ręce i skoczył do drzwi. Nie mógł jednak przejść, bo wdzierający się z
korytarza wściekły płomień mógłby teraz strawić ich żywcem. Natychmiast
obrócił się do okna. Stanął na parapecie i zeskoczył na dół. Upadł na kolana i
przechylił się wprzód, jednak zrobił wszystko, aby kobieta nie wypadła mu z
ramion.
Usłyszał oklaski. Ludzie już zdążyli powybiegać ze swoich
domów, żeby zobaczyć, co się stało. Płonący budynek i wyskakujący przez okno mężczyzna z
dziewczyną w ramionach. Kurtis był w ich oczach bohaterem.
Zza zakrętu wyjechał wóz strażacki. Z piskiem opon zatrzymał
się przy palącym hotelu. Ludzie cofnęli się na drugą stronę ulicy, aby
obserwować akcję. Trent również podniósł się z ziemi i poszedł w ich kierunku.
Jakiś mężczyzna zadzwonił po karetkę, patrząc na nieprzytomną Larę na jego
rękach.
Akcja strażacka przebiegła niezwykle sprawnie- jak się na
pierwszy rzut oka wydawało.
Budynek z istniej pochodni powoli ,,przeszedł” w dogasający,
przygnębiający szkielet. I wtedy znów wybuchł, tym razem doszczętnie rozsypując
się jak domek z kart strzepnięty ze
stołu ramieniem.
Ludzie nie wierzyli własnym oczom. Czegoś takiego w Pradze
dawno nie widzieli.
Kurtis wiedział kto
był sprawcą. Zacisnął pięść. Był pewien, że blondwłosy Nephilim nieprzypadkowo
wybrał akurat ten hotel na cel. Ten zakapturzony skurwysyn musiał zostać
wysłany przez niego, aby sprawdzić, czy Croft ostatecznie wyzionęła ducha.
Zanim się obejrzał, zabrano Larę na nosze i wniesiono do
karetki. Sanitariusze poprosili zdezorientowanego bruneta, aby wsiadł do
środka. Byli pewni, że jest kimś
bliskim. Kto obcy narażał by swoje życie, aby ratować tę kobietę?
Kurtis nawet nie chciał patrzeć na poparzoną twarz Lary.
Oczywiście nie był winny, ale mimo tego miał wyrzuty sumienia. Co by to jednak
zmieniło, gdyby został?
Zamyślił się, jednak nie na długo. Karetka zatrzymała się
gwałtownie, podjechali już pod szpital.
Sanitariusze błyskawicznie wynieśli Larę do budynku, prosząc bruneta o to, aby
poczekał na lekarza przy rejestracji. Tak też zrobił. Usiadł naprzeciwko młodej
pielęgniarki, zajmującej się właśnie szukaniem kartotek. Zerknęła na niego raz,
drugi, aż w końcu odłożyła karty pacjentów, aby wbić w niego wzrok na dłuższą
chwilę. W jednej chwili zapomniał o
swoich wyrzutach. Uniósł na nią oczy i
uśmiechnął się zawadiacko. Z przykrością jednak stwierdził, że kobieta
nie wpatruje się w jego twarz, ale ranę w boku.
- Pan…- wskazała na zakrwawioną bluzkę mężczyzny.
- Tak, tak. Krwawię- dokończył za nią bez przejęcia. Spojrzał
z przekąsem na jej wymalowane rzęsy, długie, zadbane paznokcie. Ona pewnie
nigdy w życiu nie dostała kulki ani nie śmierdziała dłużej niż przez godzinę.
On nie dość że cuchnął, to jeszcze
wzbudzał przerażenie przebitym bokiem.
- Może… może ja pójdę po lekarza…- trzęsła się wręcz ze
strachu. Bruneta to bawiło. Słodkie, roztrzęsione, głupiutkie. Nie miał
większych wymagań, w takich gustował.
- Jasne. Leć,
maleńka- puścił do niej oczko. Uśmiechnęła się na ten pieszczotliwy zwrot.
- Ma pan dowód osobisty? Muszę założyć kartotekę.
- Nie, niestety nie. Ukradli mi, staram się o nowy. Nie
martw się o formalności, niedługo i tak stąd znikam…- spojrzał na identyfikator
przypięty do jej białego kitla- Katie…- dziewczyna zarumieniła się i powoli odeszła od stanowiska, aby pójść po
specjalistę. Nie wiedział, czy specjalnie, czy nieumyślnie zadarła tył spódnicy
do góry, odsłaniając przy tym nieco zgrabnych ud.
,,Ah, kobiety”- uśmiechnął się sam do siebie i rozsiadł
wygodniej na krześle. Teraz wystarczyło poczekać.
Wkrótce pielęgniarka wróciła z lekarzem.
- Może pan iść?- wydukał,
patrząc na okropną ranę. Był młody i pewnie jeszcze nie do końca
przyzwyczajony do widoku ,,porozdzieranych” ludzi .
- Oczywiście…- mruknął, wstając z trudem z krzesła.
- Proszę za mną…- lekarz wskazał drżącą dłonią korytarz. Trent
posłał mu ironiczny uśmieszek, gdy się obracał i powoli poszedł za nim. Zdążył
jeszcze puścić oczko dziewczynie w białym kitlu, nim zniknął za ścianą.
,,Sala nr 13. Coś się pewnie zdarzy.” – Trent nie ufał tej
liczbie, chociaż przesądny nie był. Wszedł do środka. Oślepiło go białe
światło, odbijające się od jasnych płytek
na podłodze.
,,Kurwa mać, a na leczenie pieniędzy im szkoda”- zaklął w
myśli, siadając na kozetce. Białe, wszystko do cholery białe. Lekarz usiadł
naprzeciwko niego, zasznurowując wargi.
- Coś nie tak?- zapytał czarnowłosy, patrząc na niego jak na
etatowego idiotę.
- Będę musiał oderwać bluzkę od rany, skleiły się…- Kurtis
westchnął. Takiego barana już dawno nie widział.
- No to na co pan czeka?- beznamiętnie ułożył się na
kozetce, wzdychając głęboko. Kogo się
zatrudniało w tych szpitalach?
Lekarzowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Ubrał lateksowe rękawice i chwycił
z biurka przygotowane wcześniej szczypce. Złapał kraniec bluzki Trenta w ich
zacisk, wolną dłoń kładąc na jej wierzchu. Uniósł koszulkę nieco w górę, ale w tak wolnym
tempie, że zirytowało to Kurtisa.
- Dawaj pan!- krzyknął ochoczo. Tamten przestraszony
błyskawicznie oderwał bluzkę od rany. Zaczęła krwawić. Lekarz zalał obrażenie
spirytusem i przycisnął do niego gazę. Potem nakazał przytrzymywać ,,opatrunek”
Trentowi.
- Jeszcze tylko sprawdzimy, czy nie wdało się jakieś
zakażenie i możemy zakładać szwy-
mruknął doktor, przygotowując strzykawkę. Już z próbką jego krwi wyszedł
z gabinetu aby zanieść ją do laboratorium, po chwili wrócił.
- Wszystko jest w porządku, możemy zszywać ranę- Trent
odetchnął z ulgą. ,,W końcu.”
~*~
Już ,,zszyty” Kurtis został dopadnięty przez lekarza.
Dowiedział się, że oparzenia Lary nie są poważne i może wyjść ze szpitala
lada chwila.
- Ale pan musi jeszcze zostać. Kilka dni pod opieką medyczną
są wręcz konieczne…- mężczyzna się uśmiechnął, widocznie nie zauważył złości w
oczach Trenta. ,,Świetnie, po prostu świetnie!… Ale i tak lepsze to niż
policja.”- pomyślał z sarkazmem. Z twarzą w dłoniach usiadł na krześle. To był
definitywny koniec. Croft przecież nie poczeka na niego kilka dni. Zresztą po
co? Odrobili robotę, uratował ją, więc na co jest jej teraz potrzebny? Przed
oczami śmignął mu biały kitel, z przypiętym do piersi identyfikatorem z napisem
,,Katherine”. Błyskawicznie chwycił kobietę za nadgarstek. Ta zaskoczona odwróciła
się do niego. Trent zmarszczył brwi. To nie była ta sama pielęgniarka, z którą
wcześniej rozmawiał przy rejestracji, albo kiepsko zapamiętał jej twarz. Ta
nieco przypominała mu Larę, jednak jej oczy były inne. Tak… nienaturalne.
Puścił jej nadgarstek.
- Katie?- wolał się upewnić. Ta zdezorientowana pokiwała
twierdząco głową, jakby nie do końca do tego przekonana.
- ..Mogłabyś mi powiedzieć,
na której sali leży Lara Croft? To ta znana archeolog…- spojrzał jej w
oczy, kobieta natychmiast ściągnęła brwi
i odwróciła głowę.
- Nie, nie wiem…- ignorując go, odeszła. To nie była jego sprawa, ale węszył, że coś jest nie
w porządku. Zresztą, to nie było
istotne, skoro Lara była bezpieczna. Pomyślał o niej właśnie wtedy, kiedy
wyszła z jednej z sal. Powoli szła w jego kierunku, z plecakiem zarzuconym na
jedno ramię. Minęła go, nic nawet nie mówiąc. Nie mógł jej dać tak po prostu
odejść. Podniósł się z krzesła i złapał ją za ramię.
- Laro…- wyszeptał. Kobieta niechętnie odwróciła się do
niego.
- Czego chcesz? Puść mnie!- mężczyzna natychmiast ściągnął
dłoń z jej ręki.
- Liczyłem na jakieś pożegnanie…
- Ha, to licz dalej! – zmroziła go wzrokiem i odwróciła się
na pięcie. Coś jednak nie pozwoliło jej odejść. Kłucie w sercu. Nie chciała
tego tak kończyć, nie musiała.
,,Bądź rozsądna, Croft. Po prostu odejdź…” – podszeptywał
jej głos w głowie. Jednak to, co mówiło serce było silniejsze. Znów stanęła z nim twarzą w twarz. Wtuliła roztrzęsione ciało
w bruneta. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, mimo tego objął kobietę. Croft jednak szybko się wyrwała.
- Żegnaj, Trent. Na zawsze- powiedziała, równocześnie wkładając mu jakąś karteczkę do kieszeni w spodniach.
Teraz definitywnie mogła odejść. Odwróciła od niego swoją twarz i wybiegła ze
szpitala.
Kurtis był zbyt oszołomiony, by cokolwiek powiedzieć. Zajrzał
do kieszeni. Na karteczce zapisała swój numer telefonu, pod spodem jednak
przestrzegając przed dzwonieniem do niej. Ścisnął w garści jedyną pamiątkę po
Croft. Nie licząc zapachu tej kobiety w powietrzu.
Usiadł z powrotem na krześle, by móc się otrząsnąć. Nagle
obok niego przebiegł lekarz, a tuż za
nim pielęgniarka.
- Tak, proszę o szybki przyjazd. Jedna z pielęgniarek została zamordowana. Dziękuję- cała sytuacja zaintrygowała Trenta. Postanowił pójść za nimi. Oboje wpadli do
gabinetu ordynatora, czarnowłosy został za drzwiami, chcąc podsłuchać, co mają
mu do powiedzenia.
- Panie ordynatorze…- wyszeptał zdruzgotanym głosem lekarz.
– Pani Katherine Blackwell nie żyje…- zarządca szpitala uniósł na niego brwi.
- To jedna z naszych pielęgniarek, prawda? Jak to nie żyje?!
- Wezwaliśmy już policję. Została odnaleziona w toalecie dla
personelu z rozpłatanym gardłem- Trent poczuł żółć w ustach. Przeczuwał, że coś
się wydarzy. Nie mógł spędzić w tym
miejscu ani sekundy dłużej, skoro ma tu być policja. Nie po tym, co stało się z
Larą. Pospiesznie skierował się w kierunku wyjścia. Nie zauważył nawet
szyderczego uśmiechu pielęgniarki idącej za nim. Rzuciła identyfikator z
wypisanym na nim imieniem,,Katherine” pod biurko. Gdy mężczyzna wyszedł rozpłynęła się
w powietrzu, pozostawiając po sobie zakrwawiony, biały kitel.
~*~
Surrey, 6.40 p.m.
- Lara? Lara!- ktoś z takim impetem uderzył w drzwi, że
Croft poderwała się z miejsca, wybudzając się ze wspomnień. Podeszła do drzwi i
je otworzyła. Do pokoju wszedł Zip.
- Winston prosił przekazać, że jest szósta czterdzieści, a więc że masz dwadzieścia minut do spotkania.
- Dzięki..- mruknęła,
mijając go w progu. Od wspominania rozbolała ją głowa.
- Ejejej! Czekaj, czekaj!- zawołał czarnoskóry.- Gdzie ty
tak właściwie idziesz?
- Jadę. Do Londynu. Mam pewną sprawę.- Nie zamierzała więcej
tłumaczyć. Zresztą nie było czasu. Zbiegła szybko do garażu i odpaliła Ducati
Monstera.
- Dwadzieścia minut.
Wystarczy.- Drzwi się otworzyły, Lara wyjechała jak burza.
,,Zapytasz, o co mu chodzi i wrócisz do domu…” - myślała
wciąż gorączkowo. Spotkanie z Trentem zbliżało się nieubłagalnie. Przyspieszyła. Z Surrey do Londynu
było 40 km drogi, piętnaście minut ze stu pięćdziesięcioma kilometrami na godzinę
na liczniku bez uwagi na ograniczenia
prędkości i z omijaniem korków wystarczyło, aby dojechać na lotnisko w niecałe
15 minut.
Zdążając do drzwi potrąciła kilku przechodniów. Gdy
do nich dotarła, prześlizgnęła się obok wychodzącej właśnie pary.
Przeczesała dłonią
rozmierzwione włosy. Nie miała pojęcia, jak go tutaj znajdzie.
Taką ją zobaczył: stojącą wśród odchodzących i
przychodzących ludzi, bezradnie wyszukującą go w tłumie. Starała się rozglądać
obojętnie, jednak dostrzegł w jej oczach
iskrę pasji. Zupełnie, jakby wypatrywała upragnionego artefaktu. Z walizką zarzuconą na ramię podszedł do niej.
Bezszelestnie. Chciał ją zaskoczyć. Przykrył jedną dłonią jej oczy, stojąc tuż
za nią. Nie zapominała o ostrożności nawet tutaj. Obróciła się błyskawicznie zrywając
męską dłoń z twarzy. Stanęła z nim oko w oko. To był on we własnej osobie. Kurtis Trent.
~Pati-Ann
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 16:12
Witam autorki, zwłaszcza moją imienniczkę Pati. ;-** Co tu dużo mówić, świetnie zaczęłyście, prolog i te dwa rozdziały, to porządny kawał tekstu. Z przyjemnością zagłębiłam się w lekturze. Pierwszy rozdział strasznie podobny do Heavenly-Legend Lilki, tam Nasia wywaliła pijanego Trenta z mieszkania, u Ciebie natomiast kobieta nazywa się Jess. ;-) Widać, skąd czerpiesz inspirację, albo czerpiecie… jest was dwie?;-) Obydwie piszecie rozdziały, czy tylko Pati?;-) Nawiązanie do AoD się pojawia cały czas, domyślałam się tego, gdy spojrzałam na adres Waszego bloga. Super, lubię tę grę, no i bohaterów. Jak już wspomniałam, bardzo przyjemne rozdziały, cieszę się, że pan Trent wybiera się do Lary i, że ta nie zaprotestowała. Nie mogę się doczekać, gdy się spotkają. Podsumowując, wszystko zapowiada się obiecująco, a opowiadanie wciąga i wygląda na razie bardzo ciekawie. Dlatego z przyjemnością będę czytała i komentowała więcej, bardzo proszę o informowanie mnie o nowych rozdziałach. Ja też kiedyś pisałam o Larze, obecnie dwie części opowiadania są zakończone i nie wiem, czy kiedykolwiek napiszę trzecią część. Jednak cieszę się, że istnieją jeszcze tombraiderowi pisarze, którzy zaskakują mnie swoimi niesamowitymi pomysłami. Pozdrawiam serdecznie, miło mi będzie, jeżeli otrzymam jakąś odpowiedź z waszej strony, trzymajcie się ciepło! Pati-Ann newtombraideropowiadania.blog.onet.pl
~pettitka16
OdpowiedzUsuń21 sierpnia 2011 o 20:55
łał , nie wiem dlaczego ale wg nie wiedziałam że ten blog istnieje. wpadłam na niego przypadkiem. zdziwiło mnie że jestem w waszych linkach :D i nic o was nie wiem. przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem zadowolona, zaciekawiona i podniecona ;pp . oczywiście nie mogę nic mówić o błędach bo nigdy na nie nie patrzę no chyba że bardzo się rzucają w oczy :) szata graficzna może być w zasadzie fajna ale brakuje mi tego czegoś. dobra krytykuję twoją a jaką ja mam… XD . no już się nie mogę doczekać tego ‚aktualnego’ spotkania trenta i lary. proszę mnie informować o nowych rozdziałach ! zapraszam na mojego bloga ;** i nowy rozdział < 33storytombraider.bloog.pl
~Nasty
OdpowiedzUsuń30 sierpnia 2011 o 19:03
Wow. Opowiadanie – pierwsza klasa :) super narracja. I retrospekcja w retrospekcji. A najbardziej mi się podoba sposób, w jaki opisujesz (e… opisujecie? :P ) to, co Kurtis myśli o Larze. Jakoś mnie tak to wzrusza :) A piosenka – ta pierwsza – ładna. Pasuje do klimatu. Drugiej jeszcze nie przesłuchałam, ale 30 seconds to Mars, Jared Leto (dziś obejrzałam requiem dla snu :) ) pewnie mi się spodoba. Na koniec dzięki za komentarz na miss-croft.blog.onet.pl. Zapraszam częściej. Dzięki za słowa uznania! Motywują. Informuj koniecznie o nowych rozdziałach, ale wolałabym na gg. Trzymać sie tam i nie tracić na początku roku szkolnego :)