sobota, 29 grudnia 2012

Retrospekcja cz.2


Hotel, godz. 23.15.

- Pokój dwuosobowy, z dwoma łóżkami.  Jakiś porządny proszę…-- jej czeski wypadał nawet nieźle. W sumie to Trent mógł załatwić pokój, ale nie chciała mu dać tej satysfakcji. Recepcjonistka zrozumiała, jak się zdawało, bez trudu. Podała Larze klucz. Pokój nr 24. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła ranę w ramieniu Croft. Nieznacznie wydęła dolną wargę, co nie uszło uwadze brązowowłosej.
- Coś nie tak?- zapytała ze zgrzytem w głosie. Czeszka od razu się zreflektowała.
- Nie, nie, skądże! Państwa nazwisko?- kobieta zza biurka spojrzała najpierw na nią, a potem na stojącego za nią przystojnego bruneta. Już chciała odwarknąć, że nie są małżeństwem, jednak Kurtis ze stoickim spokojem ułożył dłoń na jej ramieniu i odpowiedział za nią.
- Spencer- recepcjonistka zapisała nazwisko w komputerze i popatrzyła na Larę wymownie. Ta zamiast dowodu osobistego podsunęła jej pod nos zwitek dolarów.
- Na czas nieokreślony…- mruknęła tylko i skierowała się w stronę  schodów, bo na parterze dostrzegła jedynie numery do czternastki włącznie. Trent jeszcze rzucił okiem na zdziwioną, trzymającą rulon z pieniędzmi Czeszkę i powoli udał się w ślad za brązowowłosą.
Usłyszał przekręcanie klucza w zamku. Na korytarzu nie było zapalonego światła, także szedł  z ręką przyłożoną do ściany.
Mógłby teraz być w szpitalu. Przyjmować leki przeciwbólowe od ślicznej pielęgniarki. Gdyby nie Croft. Był na nią zły, ale nie chciał się z nią kłócić. To i tak cud, że zgodziła się z nim pójść dokądkolwiek.  Doszedł do uchylonych drzwi dwudziestki czwórki. Wszedł do środka i od razu zapalił światło. Lara leżała na łóżku z przymkniętymi oczami. Otworzyła je, kiedy Kurtis zamykał drzwi wejściowe. Skrzypnęły.
- No, w końcu jesteś, nasz mały bohaterze. A teraz ściągaj bluzkę i kładź się tutaj…- wstała i wskazała mu łóżko. Zmarszczył  brwi.
- A gdzie jest drugie?- Lara wzruszyła ramionami, z nadzwyczajnie rzadkim u niej spokojem.
- Nie ma, nie widać? Widocznie nie do końca dogadałam się z tą dziewczyną. Kładź się. – Trent posłusznie wykonał jej polecenie. Usiadła na skraju łóżka obok niego i poczekała, aż ściągnie górę. Sięgnęła po leżącą na szafce nocnej reklamówkę . Wyjęła z niej bandaż, igłę z nicią i spirytus.
- A nie lepiej było iść do szpitala?- zapytał. Pokiwała przecząco głową. Nie wątpił w jej umiejętności, ale na myśl o Croft zszywającej mu bok zrobiło mu się niedobrze.
- Nie będzie bolało. Obiecuję. - już odkręciła  spirytus, kiedy on nagle położył dłoń na jej nadgarstku.
-  A o jadzie pomyślałaś? Może ta suka zaaplikowała mi jakąś małą niespodziankę?
- Dramatyzujesz…- jednak co do tego nie  była przekonana. Chyba miał rację…  Z wahaniem zakręciła spirytus.
- Może jednak pójdź do tego szpitala…- mruknęła pod nosem, wstając z łóżka. Splotła ręce na piersi i podeszła do okna. Ulice oświetlały jedynie lampy uliczne.
- Chwileczka, tylko ja? A co z tobą?- Croft nie odwróciła głowy. Nie pójdzie i tyle.
- Poradzę sobie…- odrzekła obojętnie. Trent nie dowierzał. Podenerwowany wstał z łóżka.
- Cholera, czy ty musisz być taka uparta? Chodź! Natychmiast!- Lara nie wytrzymała. Błyskawicznie obróciła się i do niego podeszła. Pchnęła mężczyznę na łóżko, nie zważając na boleśnie kłującą ranę w jego boku. Przycisnęła kolanem klatkę piersiową. Pochyliła się nad nim.
- Ostatni raz powtarzam. Nigdzie… nie… pójdę…- wyszeptała pozornie spokojnym tonem. Trent zacisnął  zęby z bólu. Odsunęła kolano na bok.
- Rozumiesz?- po chwili bezskutecznego wyczekiwania odpowiedzi wstała. Nic nie mógł powiedzieć. I tak jej nie przekona. Podniósł się z łóżka i założył bluzkę. Nie oglądając się za siebie wyszedł, nie trzaskając drzwiami.
,,Zbiegł” po schodach i wyparował z hotelu. Do szpitala nie było daleko. Postanowił iść wolno. Rana już zakrzepła, więc nie miał co się martwić o to, że się wykrwawi.  Patrzył na ośnieżone dachy budynków, na mgiełkę wydobywającą się ze swoich ust. Było zimno, ale nie przeszkadzało mu to.
Szedł spokojnie, pewny siebie. Był ex- legionistą. Żaden praski opryszek nie miałby z nim szans.
Nagły wybuch, tuż za jego plecami.
Odwrócił się błyskawicznie. Jeden z budynków stał w ogniu. Dokładniej to hotel, z którego pośpiesznie wyszedł.
,,Lara!”- to jedyne, co zdążył wykrzyknąć, zanim rzucił się pędem z powrotem do drzwi. Wyważył je, nie było czasu na zabawę z klamką. Z wnętrza buchnął płomień. Odsunął się, by go nie dosięgnął. Kiedy tylko ogień się cofnął,  Kurtis wbiegł do środka.  
Nie wiedział nawet, jak przez szalejące płomienie dostał się na pierwsze piętro. Wyważył drzwi dwudziestki czwórki.  
Croft leżała w gruzach, przytrzaśnięta zwalonymi drzwiami.  Nad nią pochylała się postać z czarnym kapturem zarzuconym na  głowę. Spojrzała na Trenta, warknęła.
Lara widocznie straciła przytomność, gdyż nie zareagowała, gdy napastnik przycisnął drzwi stopą mocniej do jej pleców.
Kurtis błyskawicznie zaatakował. Wypuścił  Chirugai, jednak istota zręcznie uchyliła się przed ostrzem. Przebiegła obok Trenta z nadzwyczajną prędkością i zniknęła.
Nie było wtedy czasu, żeby zastanawiać się, kim albo czym owa postać była. Musiał działać szybko. Podbiegł do Lary i  uwolnił ją spod masywnych drzwi. Wziął ją na ręce i skoczył do drzwi. Nie mógł jednak przejść, bo wdzierający się z korytarza wściekły płomień mógłby teraz strawić ich żywcem. Natychmiast obrócił się do okna. Stanął na parapecie i zeskoczył na dół. Upadł na kolana i przechylił się wprzód, jednak zrobił wszystko, aby kobieta nie wypadła mu z ramion.
Usłyszał oklaski. Ludzie już zdążyli powybiegać ze swoich domów, żeby zobaczyć, co się stało.  Płonący budynek i wyskakujący przez okno mężczyzna  z dziewczyną w ramionach. Kurtis był w ich oczach  bohaterem.
Zza zakrętu wyjechał wóz strażacki. Z piskiem opon zatrzymał się przy palącym hotelu. Ludzie cofnęli się na drugą stronę ulicy, aby obserwować akcję. Trent również podniósł się z ziemi i poszedł w ich kierunku. Jakiś mężczyzna zadzwonił po karetkę, patrząc na nieprzytomną Larę na jego rękach.
Akcja strażacka przebiegła niezwykle sprawnie- jak się na pierwszy rzut oka wydawało.
Budynek z istniej pochodni powoli ,,przeszedł” w dogasający, przygnębiający szkielet. I wtedy znów wybuchł, tym razem doszczętnie rozsypując się jak domek z kart strzepnięty ze  stołu ramieniem.  
Ludzie nie wierzyli własnym oczom. Czegoś takiego w Pradze dawno nie widzieli.
 Kurtis wiedział kto był sprawcą. Zacisnął pięść. Był pewien, że blondwłosy Nephilim nieprzypadkowo wybrał akurat ten hotel na cel. Ten zakapturzony skurwysyn musiał zostać wysłany przez niego, aby sprawdzić, czy Croft ostatecznie wyzionęła ducha.
Zanim się obejrzał, zabrano Larę na nosze i wniesiono do karetki. Sanitariusze poprosili zdezorientowanego bruneta, aby wsiadł do środka.  Byli pewni, że jest kimś bliskim. Kto obcy narażał by swoje życie, aby ratować  tę kobietę?
Kurtis nawet nie chciał patrzeć na poparzoną twarz Lary. Oczywiście nie był winny, ale mimo tego miał wyrzuty sumienia. Co by to jednak zmieniło, gdyby został?
Zamyślił się, jednak nie na długo. Karetka zatrzymała się gwałtownie, podjechali już  pod szpital. Sanitariusze błyskawicznie wynieśli Larę do budynku, prosząc bruneta o to, aby poczekał na lekarza przy rejestracji. Tak też zrobił. Usiadł naprzeciwko młodej pielęgniarki, zajmującej się właśnie szukaniem kartotek. Zerknęła na niego raz, drugi, aż w końcu odłożyła karty pacjentów, aby wbić w niego wzrok na dłuższą chwilę.  W jednej chwili zapomniał o swoich wyrzutach. Uniósł na nią oczy i  uśmiechnął się zawadiacko. Z przykrością jednak stwierdził, że kobieta nie wpatruje się w jego twarz, ale ranę w boku.
- Pan…- wskazała na zakrwawioną bluzkę mężczyzny.
- Tak, tak. Krwawię- dokończył za nią bez przejęcia. Spojrzał z przekąsem na jej wymalowane rzęsy, długie, zadbane paznokcie. Ona pewnie nigdy w życiu nie dostała kulki ani nie śmierdziała dłużej niż przez godzinę. On nie dość że cuchnął, to  jeszcze wzbudzał przerażenie przebitym bokiem.
- Może… może ja pójdę po lekarza…- trzęsła się wręcz ze strachu. Bruneta to bawiło. Słodkie, roztrzęsione, głupiutkie. Nie miał większych wymagań, w takich gustował.
- Jasne.  Leć, maleńka- puścił do niej oczko. Uśmiechnęła się na ten pieszczotliwy zwrot.
- Ma pan dowód osobisty? Muszę założyć kartotekę.
- Nie, niestety nie. Ukradli mi, staram się o nowy. Nie martw się o formalności, niedługo i tak stąd znikam…- spojrzał na identyfikator przypięty do jej białego kitla- Katie…- dziewczyna zarumieniła się  i powoli odeszła od stanowiska, aby pójść po specjalistę. Nie wiedział, czy specjalnie, czy nieumyślnie zadarła tył spódnicy do góry, odsłaniając przy tym nieco zgrabnych ud.
,,Ah, kobiety”- uśmiechnął się sam do siebie i rozsiadł wygodniej na krześle. Teraz wystarczyło poczekać.
Wkrótce pielęgniarka wróciła z lekarzem.
- Może pan iść?- wydukał,  patrząc na okropną ranę. Był młody i pewnie jeszcze nie do końca przyzwyczajony do widoku ,,porozdzieranych” ludzi .
- Oczywiście…- mruknął, wstając z trudem z krzesła.
- Proszę za mną…- lekarz wskazał drżącą dłonią korytarz. Trent posłał mu ironiczny uśmieszek, gdy się obracał i powoli poszedł za nim. Zdążył jeszcze puścić oczko dziewczynie w białym kitlu,  nim zniknął za ścianą.
,,Sala nr 13. Coś się pewnie zdarzy.” – Trent nie ufał tej liczbie, chociaż przesądny nie był. Wszedł do środka. Oślepiło go białe światło, odbijające się od jasnych płytek  na podłodze.
,,Kurwa mać, a na leczenie pieniędzy im szkoda”- zaklął w myśli, siadając na kozetce. Białe, wszystko do cholery białe. Lekarz usiadł naprzeciwko niego, zasznurowując wargi.
- Coś nie tak?- zapytał czarnowłosy, patrząc na niego jak na etatowego  idiotę.
- Będę musiał oderwać bluzkę od rany, skleiły się…- Kurtis westchnął. Takiego barana już dawno nie widział.
- No to na co pan czeka?- beznamiętnie ułożył się na kozetce, wzdychając głęboko. Kogo się  zatrudniało w tych szpitalach?
Lekarzowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Ubrał lateksowe rękawice i chwycił z biurka przygotowane wcześniej szczypce. Złapał kraniec bluzki Trenta w ich zacisk, wolną dłoń kładąc na jej wierzchu.  Uniósł koszulkę nieco w górę, ale w tak wolnym tempie, że zirytowało to Kurtisa.
- Dawaj pan!- krzyknął ochoczo. Tamten przestraszony błyskawicznie oderwał bluzkę od rany. Zaczęła krwawić. Lekarz zalał obrażenie spirytusem i przycisnął do niego gazę. Potem nakazał przytrzymywać ,,opatrunek” Trentowi.
- Jeszcze tylko sprawdzimy, czy nie wdało się jakieś zakażenie i możemy zakładać szwy-  mruknął doktor, przygotowując strzykawkę. Już z próbką jego krwi wyszedł z gabinetu aby zanieść ją do laboratorium, po chwili wrócił.
- Wszystko jest w porządku, możemy zszywać ranę- Trent odetchnął z ulgą. ,,W końcu.”

~*~

  Już ,,zszyty” Kurtis został dopadnięty przez lekarza. Dowiedział się, że oparzenia Lary nie są poważne i może wyjść ze szpitala lada chwila.
- Ale pan musi jeszcze zostać. Kilka dni pod opieką medyczną są wręcz konieczne…- mężczyzna się uśmiechnął, widocznie nie zauważył złości w oczach Trenta. ,,Świetnie, po prostu świetnie!… Ale i tak lepsze to niż policja.”- pomyślał z sarkazmem. Z twarzą w dłoniach usiadł na krześle. To był definitywny koniec. Croft przecież nie poczeka na niego kilka dni. Zresztą po co? Odrobili robotę, uratował ją, więc na co jest jej teraz potrzebny? Przed oczami śmignął mu biały kitel, z przypiętym do piersi identyfikatorem z napisem ,,Katherine”. Błyskawicznie chwycił kobietę za nadgarstek. Ta zaskoczona odwróciła się do niego. Trent zmarszczył brwi. To nie była ta sama pielęgniarka, z którą wcześniej rozmawiał przy rejestracji, albo kiepsko zapamiętał jej twarz. Ta nieco przypominała mu Larę, jednak jej oczy były inne. Tak… nienaturalne. Puścił jej nadgarstek.
- Katie?- wolał się upewnić. Ta zdezorientowana pokiwała twierdząco głową, jakby nie do końca do tego przekonana.
- ..Mogłabyś mi powiedzieć,  na której sali leży Lara Croft? To ta znana archeolog…- spojrzał jej w oczy,  kobieta natychmiast ściągnęła brwi i odwróciła głowę.
- Nie, nie wiem…- ignorując go, odeszła. To nie  była jego sprawa, ale węszył, że coś jest nie w porządku. Zresztą, to nie  było istotne, skoro Lara była bezpieczna. Pomyślał o niej właśnie wtedy, kiedy wyszła z jednej z sal. Powoli szła w jego kierunku, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię. Minęła go, nic nawet nie mówiąc. Nie mógł jej dać tak po prostu odejść. Podniósł się z krzesła i złapał ją za ramię.
- Laro…- wyszeptał. Kobieta niechętnie odwróciła się do niego.
- Czego chcesz? Puść mnie!- mężczyzna natychmiast ściągnął dłoń  z jej ręki.
- Liczyłem na jakieś pożegnanie…
- Ha, to licz dalej! – zmroziła go wzrokiem i odwróciła się na pięcie. Coś jednak nie pozwoliło jej odejść. Kłucie w sercu. Nie chciała tego tak kończyć, nie musiała.
,,Bądź rozsądna, Croft. Po prostu odejdź…” – podszeptywał jej głos w głowie. Jednak to, co mówiło serce było silniejsze. Znów stanęła z  nim twarzą w twarz. Wtuliła roztrzęsione ciało w bruneta. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, mimo tego objął kobietę.  Croft jednak szybko się wyrwała.
- Żegnaj, Trent. Na zawsze- powiedziała,  równocześnie wkładając  mu jakąś karteczkę do kieszeni w spodniach. Teraz definitywnie mogła odejść. Odwróciła od niego swoją twarz i wybiegła ze szpitala.
Kurtis był zbyt oszołomiony, by cokolwiek powiedzieć. Zajrzał do kieszeni. Na karteczce zapisała swój numer telefonu, pod spodem jednak przestrzegając przed dzwonieniem do niej. Ścisnął w garści jedyną pamiątkę po Croft. Nie licząc zapachu tej kobiety w powietrzu.
Usiadł z powrotem na krześle, by móc się otrząsnąć. Nagle obok niego przebiegł  lekarz, a tuż za nim pielęgniarka.
- Tak, proszę o szybki przyjazd. Jedna z pielęgniarek została zamordowana. Dziękuję- cała sytuacja zaintrygowała Trenta. Postanowił pójść za nimi. Oboje wpadli do gabinetu ordynatora, czarnowłosy został za drzwiami, chcąc podsłuchać, co mają mu do powiedzenia.
- Panie ordynatorze…- wyszeptał zdruzgotanym głosem lekarz. – Pani Katherine Blackwell nie żyje…- zarządca szpitala uniósł na niego brwi.
- To jedna z naszych pielęgniarek, prawda? Jak to nie żyje?!
- Wezwaliśmy już policję. Została odnaleziona w toalecie dla personelu z rozpłatanym gardłem- Trent poczuł żółć w ustach. Przeczuwał, że coś się wydarzy. Nie  mógł spędzić w tym miejscu ani sekundy dłużej, skoro ma tu być policja. Nie po tym, co stało się z Larą. Pospiesznie skierował się w kierunku wyjścia. Nie zauważył nawet szyderczego uśmiechu pielęgniarki idącej za nim. Rzuciła identyfikator z wypisanym na nim imieniem,,Katherine” pod biurko. Gdy mężczyzna wyszedł rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając po sobie zakrwawiony, biały kitel.

~*~

Surrey, 6.40 p.m.

- Lara? Lara!- ktoś z takim impetem uderzył w drzwi, że Croft poderwała się z miejsca, wybudzając się ze wspomnień. Podeszła do drzwi i je otworzyła. Do pokoju wszedł Zip.
- Winston prosił przekazać, że jest szósta czterdzieści, a więc  że masz dwadzieścia minut do spotkania.
 - Dzięki..- mruknęła, mijając go w progu. Od wspominania rozbolała ją głowa.
- Ejejej! Czekaj, czekaj!- zawołał czarnoskóry.- Gdzie ty tak właściwie idziesz?
- Jadę. Do Londynu. Mam pewną sprawę.- Nie zamierzała więcej tłumaczyć. Zresztą nie było czasu. Zbiegła szybko do garażu i odpaliła Ducati Monstera.
-  Dwadzieścia minut. Wystarczy.- Drzwi się otworzyły, Lara wyjechała jak burza.
,,Zapytasz, o co mu chodzi i wrócisz do domu…” - myślała wciąż gorączkowo. Spotkanie z Trentem zbliżało się  nieubłagalnie. Przyspieszyła. Z Surrey do Londynu było 40 km drogi, piętnaście minut ze stu pięćdziesięcioma kilometrami na  godzinę  na liczniku  bez uwagi na ograniczenia prędkości i z omijaniem korków wystarczyło, aby dojechać na lotnisko w niecałe 15 minut.
Zdążając do drzwi potrąciła kilku przechodniów. Gdy do nich dotarła, prześlizgnęła się obok wychodzącej właśnie pary.
 Przeczesała dłonią rozmierzwione włosy. Nie miała pojęcia, jak go tutaj znajdzie.
Taką ją zobaczył: stojącą wśród odchodzących i przychodzących ludzi, bezradnie wyszukującą go w tłumie. Starała się rozglądać obojętnie,  jednak dostrzegł w jej oczach iskrę pasji. Zupełnie, jakby wypatrywała upragnionego artefaktu.  Z walizką zarzuconą na ramię podszedł do niej. Bezszelestnie. Chciał ją zaskoczyć. Przykrył jedną dłonią jej oczy, stojąc tuż za nią. Nie zapominała o ostrożności nawet tutaj. Obróciła się błyskawicznie zrywając męską dłoń z twarzy. Stanęła z nim oko w oko.  To był on we własnej osobie. Kurtis Trent.

3 komentarze:

  1. ~Pati-Ann
    17 sierpnia 2011 o 16:12
    Witam autorki, zwłaszcza moją imienniczkę Pati. ;-** Co tu dużo mówić, świetnie zaczęłyście, prolog i te dwa rozdziały, to porządny kawał tekstu. Z przyjemnością zagłębiłam się w lekturze. Pierwszy rozdział strasznie podobny do Heavenly-Legend Lilki, tam Nasia wywaliła pijanego Trenta z mieszkania, u Ciebie natomiast kobieta nazywa się Jess. ;-) Widać, skąd czerpiesz inspirację, albo czerpiecie… jest was dwie?;-) Obydwie piszecie rozdziały, czy tylko Pati?;-) Nawiązanie do AoD się pojawia cały czas, domyślałam się tego, gdy spojrzałam na adres Waszego bloga. Super, lubię tę grę, no i bohaterów. Jak już wspomniałam, bardzo przyjemne rozdziały, cieszę się, że pan Trent wybiera się do Lary i, że ta nie zaprotestowała. Nie mogę się doczekać, gdy się spotkają. Podsumowując, wszystko zapowiada się obiecująco, a opowiadanie wciąga i wygląda na razie bardzo ciekawie. Dlatego z przyjemnością będę czytała i komentowała więcej, bardzo proszę o informowanie mnie o nowych rozdziałach. Ja też kiedyś pisałam o Larze, obecnie dwie części opowiadania są zakończone i nie wiem, czy kiedykolwiek napiszę trzecią część. Jednak cieszę się, że istnieją jeszcze tombraiderowi pisarze, którzy zaskakują mnie swoimi niesamowitymi pomysłami. Pozdrawiam serdecznie, miło mi będzie, jeżeli otrzymam jakąś odpowiedź z waszej strony, trzymajcie się ciepło! Pati-Ann newtombraideropowiadania.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. ~pettitka16
    21 sierpnia 2011 o 20:55
    łał , nie wiem dlaczego ale wg nie wiedziałam że ten blog istnieje. wpadłam na niego przypadkiem. zdziwiło mnie że jestem w waszych linkach :D i nic o was nie wiem. przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem zadowolona, zaciekawiona i podniecona ;pp . oczywiście nie mogę nic mówić o błędach bo nigdy na nie nie patrzę no chyba że bardzo się rzucają w oczy :) szata graficzna może być w zasadzie fajna ale brakuje mi tego czegoś. dobra krytykuję twoją a jaką ja mam… XD . no już się nie mogę doczekać tego ‚aktualnego’ spotkania trenta i lary. proszę mnie informować o nowych rozdziałach ! zapraszam na mojego bloga ;** i nowy rozdział < 33storytombraider.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Nasty
    30 sierpnia 2011 o 19:03
    Wow. Opowiadanie – pierwsza klasa :) super narracja. I retrospekcja w retrospekcji. A najbardziej mi się podoba sposób, w jaki opisujesz (e… opisujecie? :P ) to, co Kurtis myśli o Larze. Jakoś mnie tak to wzrusza :) A piosenka – ta pierwsza – ładna. Pasuje do klimatu. Drugiej jeszcze nie przesłuchałam, ale 30 seconds to Mars, Jared Leto (dziś obejrzałam requiem dla snu :) ) pewnie mi się spodoba. Na koniec dzięki za komentarz na miss-croft.blog.onet.pl. Zapraszam częściej. Dzięki za słowa uznania! Motywują. Informuj koniecznie o nowych rozdziałach, ale wolałabym na gg. Trzymać sie tam i nie tracić na początku roku szkolnego :)

    OdpowiedzUsuń