sobota, 29 grudnia 2012

Nie jesteś obcy. To znaczy...


Pisane do maści przeróżnych utworów. Zaczynając od wesołych po smutne. Zależnie od gustu:
Marilyn Manson- Sweet Dreams [instrumental]
Two Steps From Hell - Everlasting (Nero)
Two Steps from Hell- Aweking the Beast
Zack Hemsey -  Vengeance
I masa innych,
[Specjalne podziękowania dla Magdy za Nine Inch Nails!]

       Zadowolona ze swego ,,mini dzieła zniszczenia” panna Croft wysiadła z taksówki. Kierowca z impetem nacisnął pedał gazu. Kobieta odwróciła się w stronę pojazdu, z uśmiechem poprawiając drobne, czarne okularki na nosie. Poirytowany tym jeszcze bardziej, odjechał z piskiem opon. Lara zdążyła mu jeszcze pomachać.
- Spierdalaj…- mruknęła przyjaźnie na  pożegnanie, i szybko powróciła do tego, po co tu przyjechała.
Taksówkarz dowiózł ją na ,,tyły” Strahova, bocznymi uliczkami, z których nie korzystało zbyt wielu kierowców. Tak na trzeźwy rozum zrobił to pewno tylko dlatego, by jak najszybciej dojechać na miejsce i usunąć z pojazdu okropną pasażerkę.
Zwróciła się w stronę swego celu. Przed nią ku górze pięła się siatka z drutem kolczastym. Za nią rysowała się sylwetka wysokiego budynku.
- Nasz pieprzony Strahov… - szepnęła pod nosem i bez większych ceregieli zręcznie wczepiła palce w siatkę. Pięła się ku górze z ostrożnością, by nie narobić hałasu. Bądź co bądź nie wiedziała, kto postawił tę cholerną siatkę i czy teren nie jest strzeżony.
Przed nosem mignęła jej wczepiona w druty tabliczka.
- Teren skażony radioaktywnymi odpadami, strefa zamknięta. A więc w taki sposób chcecie odciągnąć ludzi od swojego zajebistego laboratorium… Tak swoją drogą to ciekawe, czemu nikt jeszcze nie rozpierdolił tej budy…  - mruczała pod nosem.
Dochodziła już do samej góry. Czubkami palców wyczuwała ostre zakończenia luźno opadających z góry drucików. Weszła jak tylko najwyżej mogła, i czepiając się kurczowo siatki, przełożyła nogę nad nią  i usadowiła stopę w przerwie między drutami. Kolczaste zakończenia drutów werżnęły jej się w udo, jednak zacisnęła zęby. Nie było innego wyjścia, żeby przejść, chyba że skoczyłaby z wysokości kilku metrów w dół. I prawdopodobnie połamałaby sobie nogi.
- O, dzięki ci Boże, że ten pieprzony drut nie jest nazbyt wysoki…- mruknęła, czując spływającą po zranionym udzie krew. Będąc w tej niezbyt wygodnej pozycji, uniosła tułów do góry i czepiła się dłońmi drugiej strony siatki. Teraz pozostała jedynie druga noga. Przełożenie jej na drugą stronę okazało się najłatwiejszą częścią wspinaczki, gdyż ze swobodą mogła unieść ją do góry. Wkładając drugą stopę między przerwę w siatce, odetchnęła z ulgą. Zorientowała się, że po czole spływa jej kilka kropel potu. Mięśnie w zranionej nodze zaczęły jej drżeć. Prędko zeszła na dół i zasapana przysiadła na ziemi. Z plecaka wyjęła zwój bandażu i niedbale przewiązała nim zranione udo. Wstając z uwagą obejrzała majaczący przed nią budynek. Tak niepozorny.
- I pomyśleć, że w tym zasyfionym skansenie ten blondwłosy skurwielek mógł nas wszystkich odesłać do piekła… - szepnęła.
W istocie miejsce niedoszłej apokalipsy wyglądało nad wyraz… komicznie.
Rudera.
Ściany jak nieprzytomne- ledwo co trzymające się siebie wzajemnie. Bluszcz gęsto oplatający cegłę, wdzierający się w puste przestrzenie w ścianach, gdzie kiedyś zapewne znajdowały się okna. Croft spojrzała na tę żałosną ruinę z politowaniem. Mimo takiego stanu budynku zdawało jej się jednak, że nie jest on do końca opuszczony. ,,No  jasne! Pan Trent czeka tam na wpierdol!” – pomyślała jeszcze, zanim ruszyła przez porośnięty trawą teren w stronę budynku. Powietrze miało nieprzyjemny zapach. Jakby wylano tam chemikalia.
- Z fascynujących, starożytnych grobowców do … a, szkoda gadać…  Co oni zrobili, że wyrosła tu ta dżungla? - wciąż mruczała pod nosem, przedzierając się przez kłujące zarośla. Świerszcze non stop torturowały zmysł słuchu Lary swoim uporczywym cykaniem. Po długim przedzieraniu się przez tę mini puszczkę, o mało co nie potykając się o wyrastające zewsząd korzenie, wyszła na udeptaną ścieżkę, prosto pod masywne, żelazne drzwi. Szczerze się zdziwiła. Czy nie powinny być rozwalone?
A tak w ogóle , to  nie powinno ich w ogóle być!
Była zupełnie zbita z tropu. Zdawało się jej, że Trent wszedłby w tzw. ,,wielkim stylu” , a po drzwiach zostałyby jedynie zawiasy… A tu proszę… Drzwi są, a nawet porządne. A skoro są drzwi… to wbrew pozorom w środku musi być coś zajebistego.
- Nie podoba mi się to…- mruknęła, rozglądając się po okolicy. Nic, tylko szeroka ścieżyna i trawa. I gdzieś w dali dwa jasne, rosnące punkty. Zbliżające się punkty… Światła?!
Croft bez marudzenia z powrotem dała nura w zarośla. W samą porę. Po kilkunastu sekundach pod budynek zajechało srebrne Alfa Romeo 166. Lara zapytała samą siebie, jak mogła nie usłyszeć nadjeżdżającego auta. Odpowiedź nasunęła się sama, kiedy znów w uszach zabrzmiało jej cykanie świerszcza. Przewróciła jedynie oczami i wpatrzyła się w krąg  światła rzucany przez reflektory pojazdu. Kierowca właśnie wyhamował z trudem, widocznie wciskał gaz do dechy, by utorować sobie drogę przez wystające z ziemi korzenie. Drzwiczki auta otworzyły się z obydwu stron. Z jednej wysiadł ubrany w elegancki garnitur wątły, niski mężczyzna. Miał przydługie blond włosy, niedbale sczesane na twarz, a na nosie zbyt duże okulary. Mógłby nawet wydać się przystojny, gdyby nie nieestetyczny zarost pokrywający jego twarz. Z drugiej zaś postać, której płci nie można było stwierdzić. Zarzucony na twarz kaptur długiej szaty przypominającej mniszą nie pozwalał na dostrzeżenie choćby części podbródka. Blondyn z głośnym trzaskiem zamknął drzwiczki ze swojej strony. Natomiast jego towarzysz(ka) z obojętnością minął(a) je, pozostawiając rozwarte na oścież, oświetlone wnętrze auta na pastwę komarów i innego robactwa.
- Miało nie być problemów… - wysyczał męskim głosem osobnik ukryty pod kapturem. Po karku Lary przeszedł mimowolny dreszcz. Zdawało jej się, że w życiu nie słyszała tak pięknego, a jednocześnie przerażającego szeptu. Blondyn także zdawał się być poruszony niezadowoleniem swego towarzysza. Ze zdenerwowaniem poluźnił zbyt ciasno zawiązany krawat.
- Wybacz mi, panie… Ja… Ja nie wiedziałem, że ten człowiek wróci tak szybko do Pragi!- próbował się tłumaczyć, jednak wyniosła osoba w szacie zdawała się  nie słuchać. Podeszła niebezpiecznie blisko, także na twarz przestraszonego okularnika padł cień jego osoby.
- Wy… istoty ludzkie… jesteście tak słabe, takie butne… Czemu niewolnik nie jest w stanie pogodzić się ze swą mizerną, a wręcz zerową wartością w społeczeństwie, którym rządzą Nieśmiertelni… - chłopak wolał na to nie odpowiadać. Jego dłonie drżały ze strachu, a z twarzy można było wyczytać, że z chęcią zaniósłby się łzami. Spuścił jedynie wzrok, jednak niezbyt nisko, tak jakby bał się obrazić tryumfującego nad nim rasisty.
Tamten zdawał się zdegustowany. Nakazał młodemu otworzyć drzwi i zejść mu z oczu. Ten bez sekundy zwłoki wydobył z kieszeni skrojonej elegancko marynarki pęk kluczy. Podszedł do drzwi i przekręcił jeden z nich w zamku ogromnych wrót. Po chwilowym oporze, zaskrzypiały i same otworzyły się przed nim, zalewając jeszcze gęstszą ciemnością pole usiane zielenią. ,,Czarny kaptur” wolnym krokiem wszedł do środka. Gdy blondyn stracił go z oczu, oparł się o maskę auta i z trudem zaczął próbować uspokoić swój oddech. Tak właściwie Lara mogłaby zabić nożem młodego mężczyznę, jednak nadal siedziała w trawie. Sama odczuwała pewien niepokój. Nie wiedziała, z kim miałaby do czynienia, gdyby w ciemności ktoś usłyszał spadające na ziemię krople krwi.
,, Cholera… Przydałoby się teraz to zajebiste, latające kółko Trenta…”- pomyślała z ironią.
Wkrótce los się do niej uśmiechnął. Po krótkiej chwili uspakajania rozedrganych dłoni młody wsiadł do auta, zatrzasnął za sobą drzwiczki i zgasił światło. Lara nie czekając na to, aż ze strachu znów zaświeci lampkę, szybko wygramoliła się z krzewów i wbiegła w uchylone lekko wrota. Jak się spodziewała we wnętrzu budynku było zbyt ciemno, by mogła cokolwiek dojrzeć. Poczekała więc chwilkę, aby jej wzrok przyzwyczaił się do mroku panującego w pomieszczeniu. Mrużąc oczy powiodła po ledwie zarysowanych w ciemności ścianach, posunęła się kilka kroków wprzód. Tak jak i na zewnątrz, tak i tu cuchnęło, jednak inaczej. W jej nozdrza biła słodkawa woń… Woń rozkładu…
Przycisnęła dłoń do ust. Odezwał się odruch wymiotny. Nerwowo cofnęła się w tył. Zahaczyła o coś nogami, jak długa wyłożyła się na prochu pokrywającym całą podłogę. Z niepokojem zajrzała za ramię. Pod jej długimi, sznurowanymi trepami leżały na wznak, świecące bielą w ciemności, nagie zwłoki. W niepokoju głośno zaciągnęła się powietrzem. Spojrzała przed siebie. W kącie naprzeciwko błysły ledwie dostrzegalne pogruchotane dłonie, zespolone ze sobą drutem kolczastym. Obok nieskładnie walała się para rozerwanych, ociekających zaschłymi wnętrznościami korpusów. Lara syknęła przez zęby. Bardziej przyzwyczajona była do rozerwanego gdzieniegdzie kulami ciała. Bezwiednie zacisnęła pięść na wargach . Wolała nie myśleć, jaka bestia ściskała tych nieszczęśników w łapskach. Potrząsnęła głową.
- To nie robi  na tobie wrażenia… Weszłaś tu, to teraz idź dalej… - mruknęła na siłę opanowanym głosem, podnosząc się cicho z ziemi. Podłoga zaskrzypiała. Otworzyła usta, by ciszej oddychać. Z kabury przypiętej na udzie wyciągnęła berettę. Broń zgrzytnęła cicho w jej dłoni.
Zdawało jej się, że w ścianie naprzeciwko widzi drzwi. Zmrużyła oczy. Lekki zarys framugi nieznacznie odznaczał się na czarnym tle. Stąpając lekko po prochu dosunęła się do miejsca, w którym zdawało jej się, że widzi przejście. Wysunęła dłoń do przodu. Palce Lary zetknęły się z zimnym metalem. Na drodze stały drzwi. Spodziewała się, że jeśli je pchnie, wydadzą niemały jęk, jednak nie miała wyboru.
Opuszkami palców delikatnie przejechała po gładkiej powierzchni drzwi. Następnie, zaciskając oczy, z ostrożnością wysunęła opuszki do przodu. Metal ustąpił. Coraz wyraźniej czuła chłód bijący z pomieszczenia za drzwiami. Położyła dłoń na ścianie i weszła do środka. Przesuwając palcami po odpadającej płatami farbie natrafiła na chłodną, wysoko usadowioną poręcz. Chwyciła ją mocno prawą dłonią i na  ślepo poszła  naprzód. W pewnym momencie poczuła pustkę pod wystawioną naprzód stopą. Postawiła ją niżej. Domyślała się, że ma przed sobą schody. Ostrożnie więc stawiała stopy na coraz niższych stopniach, aż w końcu wyczuła chłód ponownie owiewający jej ciało. Tu poręcz się urywała. Zawierzając swoje bezpieczeństwo dłoni uniosła ją i wyprostowała palce. Szła naprzód. Po chwili prosta droga znów się urywała, skręcając w wąski korytarzyk. Musiała przejść nim bokiem. Czuła, jak jej piersi unoszą się w nieustannym, natarczywym oddechu. Jak kropelki potu zatrzymywały się na jej brodzie, by po sekundzie rozbić się o proch zaległy na ziemi. Wąski korytarz zdawał się nie mieć końca.. Nie wiedziała, czy to omamy, ale wydało  jej się, że gdzieś w dali korytarzyka błysnęło światło. Zmrużyła załzawione oczy. Tak nagły blask podrażnił je. Zbliżała się coraz bardziej. Pot spływał jej po czole. W zdrętwiałej dłoni nastąpiły skurcze. Zamknęła oczy. Wprost z ciasnego korytarzyka runęła na pokrytą płytkami podłogę. Przez zaciśnięte powieki docierały do niej szybko znikające, pojedyncze błyski światła. Mimo protestu swojego ciała rozchyliła nieco powieki. Widziała zawieszoną na niskim suficie żarówkę. Była prawie całkowicie wypalona, co powodowało jej miganie. Lara wstając z ziemi rozejrzała się po sali, w której się znalazła. Tak jak i w zostawionym już daleko za sobą parterze budynku, tak i tu na podłodze leżały kości, jednak te wydawały się nie być zabrudzone krwią, a wręcz sprawiały ułudę wypolerowanych niczym włoskie lakierki. Z dwóch stron, ku dołowi opadały dwie karminowe kurtyny, zawieszone na haczykach wkręconych w sufit.  Obok obydwu zwisały sznury. Jak na ironię wyglądało to wszystko tak, jakby światło miało zaraz zgasnąć, kurtyna rozsunąć się, a orkiestra zacząć grać uwerturę opery. Z wykrzywionymi w uśmieszku wargami podeszła do jednego ze sznurów. Mocno okręciła sobie jego końcówkę na dłoni. Odliczyła w myślach do trzech.
Raz…  ,,Co tam może być?”
Dwa… ,, Czy powinnam?
Trzy! ,,Za późno na odwrót!”
Kurtyna uniosła się do góry.
Zobaczyła rząd szklanych kapsuł napełnionych wodą. W ich wnętrzach…
- Nephilimy!- nie zdołała powstrzymać swego krzyku. Żarówka zgasła. Poczuła nagły ból z tyłu głowy. Przechyliła się do przodu. Nim zdążyła choćby wykrzyczeć przekleństwo, upadła na ziemię.
Jej umysł ogarnął mrok.

~*~

        Wkurwiało go wszystko. Pieczenie oczu, jamy ustnej, głód, zmęczenie, poczucie przegranej… I ta tajemnicza blondynka. Piękna blondynka. Bez tuszu na rzęsach i pudru na policzkach.
Dręczyło go jedno. Kim ona tak właściwie była? Albo też za kogo się uważała?
Próbując zachować trzeźwy umysł przecinał zimne powietrze niezawodną, ale wciąż kradzioną Hondą CBR 60 s.
Strahov. To było jedyne miejsce, które zdawało mu się odpowiednie na poszukiwanie Lary.
Może i było to szaleństwem, ale chciał mieć czyste sumienie. Kolejny powód wkurwienia. Lara.
- Bo się zachciało pannie Croft wycieczek, kurwa mać… - zaklął pod nosem. Ściągnął jedną rękę z kierownicy motoru i sięgnął do spodni.
- Kurwa!- krzyk desperacji rozwiał się na wietrze. Zapomniał, że wypalił wszystkie Marlboro w podziemiach. Gdyby tylko nie prowadził, jego głowa wylądowałaby z rezygnacją na asfalcie. 
Skręcił z drogi głównej w boczną. Strahov był już niedaleko. Tak właściwie miał pewne obawy. Co tam zobaczy? Rozwalony budynek- taki, jakim go zostawili z Croft? Szczerze w to wątpił. Już miał dość tego całego syfu. Znów niechcący wpakował się w ratowanie świata. A mógł ustatkować się przy pewnej pięknej brunetce. Jennifer. Musiał dostać w dupsko, żeby zrozumieć, jak królewskie życie miał przy niej. ,,Bo płynie we mnie ta zajebista krew poszukiwacza przygód”- pomyślał z ironią. Gdyby nie był aż tak wkurzony, zapewne powiedziałby, że to wspaniała okazja do nabicia komuś guza i przeżycia czegoś nowego. Ale był zmęczony. Cholernie zmęczony całą sytuacją. Może byłoby inaczej, gdyby nie Lara. Wynająłby pokój w hotelu i spokojnie przespał tę noc, gdyby nie jej nadpobudliwość.

Nagle z zaskoczeniem wyhamował,  jednak za późno. Koło motoru zaryło w pnącej się ku górze siatce z drutem kolczastym na szczycie. Niedbale przyczepiona do drutów czerwona tabliczka spadła mu pod nogi.
 - Zespół fabryk chemiczno-geologicznych kompleksu Strahov – przeczytał na głos Trent. Za siatką na ogromnej przestrzeni faktycznie dostrzegał kilka monumentalnych fabryk. Oczywiście po laboratorium Eckhardta nie widział śladu. Zbity z tropu zdjął kask i potarł dłonią czoło, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Wokół nie zauważył nikogo. Dlatego też bez obaw wyjął zza paska Chirugai i swoją wolą pokierował je na siatkę. Pod naporem ostrzy powstało w niej prostokątne przejście. Trent przeszedł przez nie na ,,drugą stronę”.
Owionął go nieznośny zapach chemikaliów. Był on tak odpychający, iż automatycznie cofnął się o krok w tył.
Ale ktoś musiał znaleźć przecież tą wariatkę.
Z cichym westchnięciem poszedł naprzód. Zdziwiło go to, że teren nie jest pilnowany. Zdziwiło go to, że wcześniej nie słyszał o wybudowaniu  na Strahovie zespołu fabryk chemicznych.
Wyczuwał swój własny niepokój w powietrzu.
Nogawka jego spodni zahaczyła o źdźbło trawy. Trawa? W takim smrodzie nie chciałaby wzrastać żadna roślina. Papierowo wyglądający rządek ceglanych budynków, a wśród nich echo…
,,Przykrywka”- nasunęło mu się na myśl.
Nagle się zatrzymał. Za dwoma kolejnymi fabrykami zauważył ledwo zarysowany na tle czarnego nieba niski budynek. Rozcierając przesadnie głośno zimne dłonie przeszedł przez przerwę między dwoma wysokimi budynkami i stanął w pewnej odległości od swojego celu.
- Tak… Tu jest nasze laboratorium- mruknął pod nosem. Już miał iść dalej, jednak wytężając wzrok w ciemności dostrzegł zaparkowane pod uchylonymi nieco drzwiami budynku auto. Zakładał, że nikogo w pojeździe nie ma, jednak na wszelki wypadek doszedł pod drzwiczki mocno pochylony. Dotarłszy już do samochodu zajrzał ostrożnie do wnętrza przez szybę. Nikogo w środku nie było. Rozejrzał się jeszcze po okolicy, jednak nie dostrzegając niczego oprócz bujnej trawy i siatki po swojej lewej stronie, głęboko odetchnął i bez wahania wślizgnął się do niegdysiejszego laboratorium Eckhardta. Nie widząc zbyt wiele w ciemności ułożył dłonie na ścianie i przesuwał się wzdłuż niej. Po chwili szukania wejścia w głąb budynku po omacku, natrafił na coś nogą. Coś, co z powodu miękkości i smrodu, jaki panował w pomieszczeniu, zdawało się być mu workiem ze śmieciami. Schylił się i odnalazł dłonią swoją przeszkodę. Wyczuł pod palcami coś, co przypominało mu w dotyku skórę. Wodząc palcami przez dłuższą chwilę po powierzchni tajemniczego przedmiotu ze zdziwieniem stwierdził, że był to oderwany od reszty ciała korpus pokryty jakąś mazią. Dopiero teraz słodkawy odór w pomieszczeniu zaczął mu tak naprawdę przeszkadzać. Wstając poczuł bolesny skurcz żołądka. Od zwrócenia całej jego zawartości wolał jak najszybciej znaleźć coś, co poprowadziłoby go dalej. Teraz z większym zacięciem szukał drzwi w ścianach. W końcu z ulgą znalazł je. Zaczął nawet z ironią uważać się za farciarza , bo były już otwarte. Wszedł z ostrożnością, by nie narobić hałasu, w uchylone drzwi. W pomieszczeniu, w którym się znalazł, panował niezwykły chłód. Znów zdając się na swoje dłonie, szukał po  ścianie czegoś, co ułatwiłoby mu pójście naprzód. Odnalazł wysoko usadowioną poręcz. Czuł, że ta droga doprowadzi go do Lary.
- Musi, albo zdechnę tu z głodu…- mruknął zły i dał się pokierować poręczy dopóty nagle się nie zakończyła. Nie mógł tego wiedzieć, ale tę samą drogę przemierzała jeszcze godzinę temu pewna pani archeolog.
 W końcu dotarł do tego samego, wąskiego korytarzyka co ona. Z trudem się przez niego przecisnął, przeklinając przy tym jego ogromną długość. W końcu z ulgą stwierdził, że znajduje się już w jakiejś przestrzennej sali, choć nie był do końca pewny, czy aby na pewno, czy to wrażenie spowodowane przez chłód bijący od ścian. Wysunął dłonie do przodu. Idąc ostrożnie i uważając pod nogi dotarł do przeciwległej ściany i odnalazł w niej drzwi. Co dziwne, te były zamknięte. Z pewnym niepokojem nacisnął delikatnie klamkę. Rozchylił ostrożnie drzwi, wpuszczając do sali snop światła. Przeklinał tę ciemność. Przez długie wytężanie w niej wzroku  nie mógł spojrzeć w szparę w drzwiach, by upewnić się, że w drugim pomieszczeniu nie ma żadnych chętnych na dostanie w mordę. Tak czy siak, jeśli ktoś tam był, to już niewątpliwie dowiedział się o jego obecności. Zastanawiał się tylko, dlaczego po niego nie przychodził. Nagle do jego uszu dotarł cichy szept. Zbliżył się natychmiast do drzwi, uważając, żeby nie uchylić ich przypadkiem jeszcze bardziej.
- Mistrzu… Mój panie… tam chyba ktoś jest!- jąkał się ktoś mocno przestraszony. Trent usłyszał cichy, przenikliwy syk.
- Ach, ty idioto! Mogłeś sam to sprawdzić!- brunetem wstrząsnęło. Tak przeszywającego głosu jeszcze w życiu nie słyszał. Mógłby się założyć, że nie należy do człowieka.
Następnym, co usłyszał, były szybko zbliżające się ku drzwiom kroki. Natychmiast wyciągnął zza paska Chirugai i uskoczył w tył. Jednak postać, która zaraz potem otworzyła szeroko drzwi, wypuszczając zza siebie kolejne snopy światła, nie dałaby mu i tak szansy na skrycie się w pół cieniu zalegającym salę.
- Nie zbliżaj się, albo będziesz musiał uciekać, ale już bez łba!- krzyknął do niego  Trent, na co tamten parsknął i bez cienia strachu zbliżył się do  niego na odległość kroku.
- A cóż to? Przywiało Romea do Julii?- mężczyzna z wyraźną lubością górował nad nim. Miał co najmniej dwa metry wzrostu i  nawet mimo cieni padających na jego twarz można było dostrzec, że mimo groźby nie obawia się jej, a nawet go ona bawi. Nim Trent zdążył się obejrzeć, mężczyzna jednym ruchem dłoni uniósł go ku górze i z impetem ,,przerzucił” do oświetlonego pomieszczenia. Kości w jego plecach trzasnęły o kraty, w które uderzyły, a on sam był porażony ogromną mocą przeciwnika. Nawet w takiej chwili nie mógł się bronić umiejętnością władania telekinezą, ponieważ  był na to zbyt osłabiony. Dlatego ciężko dysząc wstał tylko, nie próbując nawet ataku. Poczuł drobne palce na swoim przedramieniu. Z siłą zacisnęły się na nim i przyciągnęły ponownie do kraty. Obrócił się szybko, błyskawicznie zaciskając pięść, przygotowany do ciosu. Jednak obróciwszy się, nie napotkał przeciwnika, a parę surowo patrzących oczu kobiety. Natychmiastowo też dostrzegł, że znajduje się ona w celi.
- Lara!- wyszeptał zdyszany. Wykrzywiła jedynie usta w coś na kształt uśmiechu i patrząc na coś za nim nagle krzyknęła. Schyliła głowę, a jednocześnie wciąż trzymała przedramię Trenta, więc zgięła też jego kark. Kurtis uniósł oczy do góry. Nad nim spoczywała wbita w żelazne kraty pięść. Mężczyzna o dotąd nieskalanej żadnymi emocjami twarzy zawył z bólu, jednak nie wznowił ataku.
Z kieszeni elegancko skrojonej marynarki wydobył natomiast klucz i otworzył nim drzwi do celi, w której zamknięta była Lara. Wtrącił do niej Trenta z taką siłą, że nie był w stanie oprzeć się jego działaniom. Próbował wyskoczyć z celi, jednak przeciwnik zatrzasnął z impetem jej drzwi i zręcznie zamknął na klucz. Rzucił go pod nogi towarzysza, który przez cały czas siedział w kącie skulony, przerażony tym, że i on może oberwać.
- Powiadomię o tym wszystkim Joachima. Musi tu przyjechać w przeciągu jednej godziny, albo inaczej sam  ich zabiję!- zdawało się, że wściekłość eleganckiego mężczyzny już minęła. Przez moment Trentowi wydało się, że w miejscu jego oczu widzi czarne, puste oczodoły. Coraz bardziej wątpił w to, że jest człowiekiem.
- Pilnuj ich!- krzyknął jeszcze do swojego pomagiera, nim wyszedł z pomieszczenia. Cichnące coraz bardziej kroki świadczyły o tym, że mężczyzna przeciska się przez tunel i prawdopodobnie chce dostać się na powierzchnię. Gdy jego kroki już całkowicie ucichły, Lara niespodziewanie kopnęła leżącego na ziemi Kurtisa w podudzie. Mężczyzna syknął z bólu i pod wpływem zdenerwowania wstał. Chwycił Larę za oba przedramiona i z impetem przycisnął  ją do  krat.
- Co ty kurwa robisz?!- wrzasnął, potrząsając nią. Kobieta z wściekłością odepchnęła mężczyznę kolanem, jednak on uparcie szargał ją za ręce. W końcu mu się wyrwała i wycofała się do przeciwległego kąta celi.
- To wszystko twoja wina, skurwysynu!- krzyknęła z taką mocą, że na  moment go ogłuszyła, a już na pewno samą siebie.
- Gdybyś za mną wszędzie nie chodził,  nie jeździł, nie latał, to nie doszłoby do tego, że jestem w tym popieprzonym, zakratkowanym pudle!
- Moja?! Kiedy tu wleciałem, to  jakoś już tu byłaś bez mojej pomocy!
-  Zamknij pysk!- niespodziewanie  Lara rzuciła się na niego. Próbowała go okładać pięściami, jednak starał się zatrzymywać od niej stały dystans, co było nie lada wyczynem w tak ciasnej celi. W końcu zmęczona bezowocnym machaniem pięściami Croft zaczęła drzeć się wniebogłosy. Przestraszony strażnik tych obydwojga podszedł do drzwi i złapał za kraty krzycząc bez przekonania, żeby się uspokoiła. Akurat wtedy Lara stała oparta o przeciwległą do drzwi ścianę wykrzykując swoje przekleństwa, a naprzeciwko niej stał Kurtis prosząc, żeby się przymknęła. Jednak gdy strażnik zacisnął dłonie na prętach i starał się ją przekrzyczeć, błyskawicznie skoczyła ku niemu i oplotła swoje dłonie na jego szyi. Zaskoczony, niski mężczyzna zawisł w powietrzu.
- Lara, co ty do cholery, co ty kurwa wyprawiasz?! -  krzyknął do niej Kurtis, błyskawicznie reagując na jej akcję. Próbował zdjąć jej palce z szyi purpurowego już na twarzy strażnika,  jednak nie dawała za wygraną. Po kilku sekundach jednak udało mu się odczepić jedną z jej dłoni od szyi bezbronnego. Wówczas wykorzystała tą jedną dłoń, by przyciągnąć jego podbródek do siebie i pocałować jego ucho. Trent jeszcze bardziej zaskoczony, nie protestował. Nie poczuł nawet, jak dopiero co odciągnięta od człowieczyny druga ręka znów zaciska się na jego szyi. Wówczas, gdy tamten wydawał ostatnie tchnienie, Lara zbliżała się do pocałowania ust bruneta. Jednak gdy już miała to zrobić poczuła, że strażnik przestał stawiać swój prowizoryczny opór i rozluźnił swoje śmiesznie zaciśnięte na znak protestu mięśnie. Wówczas zdjęła obie dłonie z jego szyi i pozwoliła mu upaść bezładnie na podłogę i odsunęła się od Kurtisa. Przykucnęła i z dłoni umarłego wyciągnęła klucz zamykający ich celę.
- Czyli … to było na pokaz, tak?- usłyszała nad sobą pełen zawodu szept. Westchnęła cicho i wstała. Z uśmiechem przekręciła kluczyk w zamku i kiedy tylko otworzyła drzwi, od razu podbiegła do przeciwległej ściany i podniosła z ziemi zabrany jej wcześniej plecaczek.
Nie oglądając się za siebie wyszła z sali.
- Dumna suka…- szepnął Trent pod  nosem, kucając nad zwłokami strażnika. Właściwie to nie wiedział dlaczego, ale zapragnął uczynić znak krzyża nad umarłym. Ponoć niewinnym umarłym powinno się takie składać. Jednak nie zdążył nawet przyłożyć dłoni do czoła, ponieważ jego wzrok przykuła uwagę wysunięta z marynarki strażnika biała karteczka. Wysunął ją z jego kieszeni i zobaczywszy, że jest to wizytówka, wsunął ją do kieszeni swoich spodni i wybiegł do drugiego pomieszczenia. Wbrew tego co myślał, Lara nie poszła wąskim korytarzem z powrotem na górę, ale stała bardzo blisko ściany po prawej wychodzącego. Czując, że ją obserwuje szybko cofnęła się do tyłu i beznamiętnie wyjęła z plecaczka swoją berettę. Na oślep wystrzeliła cały magazynek w prawą ścianę. Oboje usłyszeli tylko brzęk szkła i zobaczyli rozpryskujące się jego fragmenty wraz z bryzgającą z uszkodzonych kapsuł wodą. Jak się domyślała, Trent nic nie wiedział o tym, że tam stały. Postanowiła ignorować jego wszelkie pytania i odpowiedzieć na nie dopiero kiedy znajdą się na powierzchni i w bezpieczniejszym miejscu. O ile jeszcze zechce się do niego odezwać.
Teraz już bez zatrzymywania się weszła w szczelinę prowadzącą do wąskiego korytarza. Kurtis bezzwłocznie poszedł za nią. Mimo ścisku, jaki niewątpliwie im obojgu dawał w kość kolejny raz, postanowił nie zmarnować okazji, kiedy Lara jest tak blisko. I co najważniejsze, nie jest w stanie przed nim uciec. Odetchnął najgłębiej, jak to tylko było możliwe i przeszedł do rzeczy:
- No a więc… teraz powiesz mi, co się stało. I czy zrobiłaś to tylko po to, by móc go udusić.
- Ale co takiego?- rzuciła jedynie w odpowiedzi, nie zwracając większej uwagi na zadawane przez niego pytania.
- Jak to możliwe, że znalazłaś się w celi? I czy zawsze pocałowanie obcego faceta uznajesz za nic, tak jak teraz?
- To nie była moja wina! Gdyby nie ty, nigdy bym nie przyszła tutaj, ty idioto! – o to mu właśnie chodziło. Sprowokowanie jej było  najwidoczniej najlepszym sposobem na dowiedzenie się od niej czegokolwiek.  
-  Nie jesteś obcy. To znaczy… Jesteś! Trafiłeś! Zrobiłam to tylko dlatego, że wiedziałam, że jesteś na tyle głupi, by uwierzyć w moją małą gierkę.
- Przecież wiesz, że nie mówisz prawdy.
- Nie muszę się spowiadać.
- Owszem. Ale jesteśmy wspólnikami, pamiętasz?- Lara westchnęła, jak tylko mogła najgłębiej.
- Zamknij się i idź!- odpowiedziała.
- Nie mogę się zamknąć, bo nawet nie wiem, dokąd potem zamierzamy iść.
- Lecieć. Do Surrey.
- To wspaniale się składa, bo mam ci do pokazania co najmniej interesującą karteczkę.  I mam zamiar w końcu się wyspać.
- Dobrze. Ale teraz zamknij się i idź!- Trent jedynie przewrócił oczyma i jak nakazała, tak szedł.


Uff!! Jest… prawie szósta nad ranem! Z tego względu dedykacji szczególnych nie ma ;p. A potem napisać nie napiszę, bo mi Onet poskleja literki.
Mogę tylko powiedzieć, że rozdział poświęcam ,,Jackuine”, Ali, Pati-Ann, Magdzie, Adzie.
Jesteście wspaniałe! :*

I na koniec. Muszę przyznać, że jestem z siebie bardzo zadowolona, gdyż obiecałam mojej Muszce, że skończę to cholera w tym tygodniu, no i skończyłam! :>
I jest najdłuższy rozdział na blogu [jak na razie]?? JEST! :D
Planuję wprowadzić nowy wygląd na blogu, jednak jak widać ostatnio  mi wszystko zajmuje sporo czasu (4 miesiące temu ostatni rozdział dodałam x.x).
No i to wszystko kochani, miłego dnia i do następnego ;*.

5 komentarzy:

  1. ~croftingsmile
    15 kwietnia 2012 o 14:02
    Bardzo ładnie napisane Patuś! ;3 Dziękuję za dedy ^_^ Jedyne co mnie wkurzało to słabość Lary w pewnych momentach, ale… każdy ma inny gust oraz spojrzenie na gry :P

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Jackuine
    17 kwietnia 2012 o 19:44
    uf, ostro!! zrobiłaś z Larci nie lada mendę:P Kurtuś natomiast strzela zajebistymi tekstami (będą w moim rankingu zaraz po tygrysku:D). Jestem z ciebie dumna że dotrzymałaś słowa wiesz że nie mogłam się tego doczekać!!! (odłączyłaś mnie od Lary i Kurtisa przez 4 miesiące). Rozdział jest świetny hehe! Miałam niezły ubaw jak to czytałam jednakże w niektórych momentach wieje grozą. Ciekawe czy ta wizytówka to to o czym myślę…Dziękuję za dedykację słońce. Wiesz że będę cię jutro męczyć w sprawie rozdziału. Już zacieram ,,zbyt głośno zziębnięte dłonie” (czy jakoś tak)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Pati-Ann
    16 maja 2012 o 00:37
    O, dziękuję za dedykację, już nie pamiętam czym sobie zasłużyłam, wybacz moją długą nieobecność, jednak tak jak wspominałam Ci na gg, napisałam komentarz i go nie opublikowało, więc dzisiaj dopiero powtarzam drugi raz. ;) A więc hehe dziewczyny przede mną dobrze gadają, teksty były powalające, czasami śmiałam się w głos, zwłaszcza przy Lary: „Stul pysk!” co mnie jakoś bardzo rozbawiło, nie wiedzieć czemu, bo wiem, że ona gorzej potrafi naubliżać. xD No i te przekleństwa! xD Oj, zgorszyłaś się, Patuś! xD hehe oczywiscie żartuje, przekleństwa w wykonaniu Lary i Kurtisa były świetne! ;-) O w ogóle fajnie się wyzywali w tej celi, strasznie mi się podobały te ich konwersacje. ;) Co by tu jeszcze… ogólnie fajnie, bo lubię taki klimacik, wiało grozą i tajemniczością aż miło. ;) A tego w kapturze stwora z głosem z piekła rodem to sama się bałam. ;) hehe tyle ode mnie, trzymaj się ciepło, publikuj nowy rozdział, buziaki od Pati-Ann! ;-*

    OdpowiedzUsuń
  4. ~pettitka16
    1 czerwca 2012 o 17:26
    hahaha , te twoje (Lary i Kurtisa) teksty :D wymiatają po prostu. rozdział się przyjemnie czytało zresztą jak każdy twój. jest tajemniczo, groźnie ale śmiesznie. dużo przekleństw ale przeżyję :D pozdro. jeśli masz gg to poprosze o info o nowym rozdziale mój numer : 26333322

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Mustelka
    10 lipca 2012 o 13:41
    Na początek powiem, że jest mi wstyd i nie rozumiem samej siebie, dlaczego tak długo zwlekałam z przeczytaniem tego rozdziału.Kurde. Nie no. Szacun. Naprawdę. Opis Lary przechodzącej przez płot tak wciągający jakbym czytała opis jakiejś epickiej walki dwóch armii zbrojnych. Jak ty to robisz, powiedz mi? Lara przecież tylko przechodziła przez płot! xDA opis tego kompleksu fabryk, no miodzio! Pobudziłaś moją wyobraźnię, jej oczami widziałam dosłownie wszystko. Rosnącą gdzieniegdzie trawę, w oddali budynki, w głowie czułam ten zapach chemikaliów… cudne opisy!No i Lara. Jest taka… taka zajebiście pyskata :D Taka fajna taka. Te jej dosadne komentarze, i jak pocałowała Trenta w ucho xD Wybitną kreację Croftówny nam tu stworzyłaś, nie ma co :) A Kurtis naiwny, dał się Larce podpuścić.No, i ta zakapturzona postać… intrygująca, sama byłam trochę przerażona, ale i zaciekawiona…Już nie wiem, co jeszcze komentować, wszystko tak niesamowicie napisane, że aż jestem skołowana…Choć, było trochę błędów, to fakt. Były powtórzenia i też jedno zdanie „ponieważ jego wzrok przykuła uwagę wysunięta z marynarki strażnika biała karteczka”, powinno być „jego uwagę przykuła”, niepotrzebnie dodałaś do tego wzrok ;) Ale się nie przejmuj, błędy popełnia każdy, a jak będziesz dalej pisać, to z czasem takowych błędów będzie coraz mniej :D Nota bene, widzę, że podobna gafa, co u mnie, a mianowicie z nazwą papierosów! Tylko, że ja chyba gorszą fuszerkę odstawiłam, bo pisałam „Marbolo” xD A powinno być „Marlboro”. Eh, jak się papierosów nie pali, to takie są efekty potem xDCo do muzyki, postanowiłam sobie odpalić ostatni utwór, „Vengeance” i genialnie uwydatnił klimat twojego rozdziału! I w rezultacie otrzymałam kilkanaście minut błogostanu, o. Tak właśnie. Jak będę potrzebowała jakiejś epickiej muzyki do pisania rozdziału, to chyba będę się zwracać do ciebie :3Także wciąż zadaję sobie pytanie „Mustelko… jakim prawem nie chciało ci się tej perełki przeczytać?”. Ale widzę, że tak długo jak nie komentowałam, tak też nic nowego nie napisałaś. I jest to skandal i hańba! Proszę mi natychmiast przystąpić do intensywnego spisywania akcji w rozdziale 10! To jest rozkaz!Także czekam na nexta, a przy okazji proponuję też, żebyś się przeniosła jednak na blogspota (co mam nadzieję chyba robisz, bo się mnie ostatnio pytałaś o tą zmianę wyglądu szablonu), onet dziczeje coraz bardziej, strony się wolno ładują a i czasem jak się nawet załaduje, to bezczelnie twierdzi, że nie ma na blogu żadnych postów. Oszaleć można.U mnie jak wiesz są nowe rozdziały, ale już ci nie będę marudzić, żebyś przeczytała, zrobisz to jak cię ochota najdzie ;) Choć lepiej zrobić to prędko, bo ci się za dużo tego nazbiera i w ogóle ci się nie będzie chciało, o! xD Bo rozdział 8 już gotowy, tylko sprawdzić błędy i można publikować.Dobra, nie marudzę, pozdrawiam, pisz dalej i nie przestawaj! :*

    OdpowiedzUsuń