Pisane do maści
przeróżnych utworów. Zaczynając od wesołych po smutne. Zależnie od gustu:
Marilyn Manson- Sweet
Dreams [instrumental]
Two Steps From Hell -
Everlasting (Nero)
Two Steps from Hell-
Aweking the Beast
Zack Hemsey - Vengeance
I masa innych,
[Specjalne
podziękowania dla Magdy za Nine Inch Nails!]
Zadowolona ze swego
,,mini dzieła zniszczenia” panna Croft wysiadła z taksówki. Kierowca z impetem
nacisnął pedał gazu. Kobieta odwróciła się w stronę pojazdu, z uśmiechem
poprawiając drobne, czarne okularki na nosie. Poirytowany tym jeszcze bardziej,
odjechał z piskiem opon. Lara zdążyła mu jeszcze pomachać.
- Spierdalaj…-
mruknęła przyjaźnie na pożegnanie, i
szybko powróciła do tego, po co tu przyjechała.
Taksówkarz dowiózł ją
na ,,tyły” Strahova, bocznymi uliczkami, z których nie korzystało zbyt wielu
kierowców. Tak na trzeźwy rozum zrobił to pewno tylko dlatego, by jak
najszybciej dojechać na miejsce i usunąć z pojazdu okropną pasażerkę.
Zwróciła się w stronę
swego celu. Przed nią ku górze pięła się siatka z drutem kolczastym. Za nią rysowała
się sylwetka wysokiego budynku.
- Nasz pieprzony
Strahov… - szepnęła pod nosem i bez większych ceregieli zręcznie wczepiła palce
w siatkę. Pięła się ku górze z ostrożnością, by nie narobić hałasu. Bądź co
bądź nie wiedziała, kto postawił tę cholerną siatkę i czy teren nie jest
strzeżony.
Przed nosem mignęła
jej wczepiona w druty tabliczka.
- Teren skażony
radioaktywnymi odpadami, strefa zamknięta. A więc w taki sposób chcecie
odciągnąć ludzi od swojego zajebistego laboratorium… Tak swoją drogą to
ciekawe, czemu nikt jeszcze nie rozpierdolił tej budy… - mruczała pod nosem.
Dochodziła już do
samej góry. Czubkami palców wyczuwała ostre zakończenia luźno opadających z
góry drucików. Weszła jak tylko najwyżej mogła, i czepiając się kurczowo
siatki, przełożyła nogę nad nią i usadowiła
stopę w przerwie między drutami. Kolczaste zakończenia drutów werżnęły jej się
w udo, jednak zacisnęła zęby. Nie było innego wyjścia, żeby przejść, chyba że
skoczyłaby z wysokości kilku metrów w dół. I prawdopodobnie połamałaby sobie
nogi.
- O, dzięki ci Boże,
że ten pieprzony drut nie jest nazbyt wysoki…- mruknęła, czując spływającą po
zranionym udzie krew. Będąc w tej niezbyt wygodnej pozycji, uniosła tułów do
góry i czepiła się dłońmi drugiej strony siatki. Teraz pozostała jedynie druga
noga. Przełożenie jej na drugą stronę okazało się najłatwiejszą częścią wspinaczki,
gdyż ze swobodą mogła unieść ją do góry. Wkładając drugą stopę między przerwę w
siatce, odetchnęła z ulgą. Zorientowała się, że po czole spływa jej kilka
kropel potu. Mięśnie w zranionej nodze zaczęły jej drżeć. Prędko zeszła na dół
i zasapana przysiadła na ziemi. Z plecaka wyjęła zwój bandażu i niedbale
przewiązała nim zranione udo. Wstając z uwagą obejrzała majaczący przed nią
budynek. Tak niepozorny.
- I pomyśleć, że w
tym zasyfionym skansenie ten blondwłosy skurwielek mógł nas wszystkich odesłać
do piekła… - szepnęła.
W istocie miejsce
niedoszłej apokalipsy wyglądało nad wyraz… komicznie.
Rudera.
Ściany jak nieprzytomne-
ledwo co trzymające się siebie wzajemnie. Bluszcz gęsto oplatający cegłę, wdzierający
się w puste przestrzenie w ścianach, gdzie kiedyś zapewne znajdowały się okna. Croft
spojrzała na tę żałosną ruinę z politowaniem. Mimo takiego stanu budynku
zdawało jej się jednak, że nie jest on do końca opuszczony. ,,No jasne! Pan Trent czeka tam na wpierdol!” –
pomyślała jeszcze, zanim ruszyła przez porośnięty trawą teren w stronę budynku.
Powietrze miało nieprzyjemny zapach. Jakby wylano tam chemikalia.
- Z fascynujących,
starożytnych grobowców do … a, szkoda gadać… Co oni zrobili, że wyrosła tu ta dżungla? -
wciąż mruczała pod nosem, przedzierając się przez kłujące zarośla. Świerszcze
non stop torturowały zmysł słuchu Lary swoim uporczywym cykaniem. Po długim
przedzieraniu się przez tę mini puszczkę, o mało co nie potykając się o
wyrastające zewsząd korzenie, wyszła na udeptaną ścieżkę, prosto pod masywne,
żelazne drzwi. Szczerze się zdziwiła. Czy nie powinny być rozwalone?
A tak w ogóle ,
to nie powinno ich w ogóle być!
Była zupełnie zbita z
tropu. Zdawało się jej, że Trent wszedłby w tzw. ,,wielkim stylu” , a po
drzwiach zostałyby jedynie zawiasy… A tu proszę… Drzwi są, a nawet porządne. A
skoro są drzwi… to wbrew pozorom w środku musi być coś zajebistego.
- Nie podoba mi się
to…- mruknęła, rozglądając się po okolicy. Nic, tylko szeroka ścieżyna i trawa.
I gdzieś w dali dwa jasne, rosnące punkty. Zbliżające się punkty… Światła?!
Croft bez marudzenia
z powrotem dała nura w zarośla. W samą porę. Po kilkunastu sekundach pod
budynek zajechało srebrne Alfa Romeo 166. Lara zapytała samą siebie, jak mogła
nie usłyszeć nadjeżdżającego auta. Odpowiedź nasunęła się sama, kiedy znów w
uszach zabrzmiało jej cykanie świerszcza. Przewróciła jedynie oczami i
wpatrzyła się w krąg światła rzucany
przez reflektory pojazdu. Kierowca właśnie wyhamował z trudem, widocznie
wciskał gaz do dechy, by utorować sobie drogę przez wystające z ziemi
korzenie. Drzwiczki auta otworzyły się z obydwu stron. Z jednej wysiadł ubrany
w elegancki garnitur wątły, niski mężczyzna. Miał przydługie blond włosy,
niedbale sczesane na twarz, a na nosie zbyt duże okulary. Mógłby nawet wydać
się przystojny, gdyby nie nieestetyczny zarost pokrywający jego twarz. Z
drugiej zaś postać, której płci nie można było stwierdzić. Zarzucony na twarz
kaptur długiej szaty przypominającej mniszą nie pozwalał na dostrzeżenie choćby
części podbródka. Blondyn z głośnym trzaskiem zamknął drzwiczki ze swojej
strony. Natomiast jego towarzysz(ka) z obojętnością minął(a) je, pozostawiając
rozwarte na oścież, oświetlone wnętrze auta na pastwę komarów i innego
robactwa.
- Miało nie być
problemów… - wysyczał męskim głosem osobnik ukryty pod kapturem. Po karku Lary
przeszedł mimowolny dreszcz. Zdawało jej się, że w życiu nie słyszała tak pięknego,
a jednocześnie przerażającego szeptu. Blondyn także zdawał się być poruszony
niezadowoleniem swego towarzysza. Ze zdenerwowaniem poluźnił zbyt ciasno
zawiązany krawat.
- Wybacz mi, panie…
Ja… Ja nie wiedziałem, że ten człowiek wróci tak szybko do Pragi!- próbował się
tłumaczyć, jednak wyniosła osoba w szacie zdawała się nie słuchać. Podeszła niebezpiecznie blisko,
także na twarz przestraszonego okularnika padł cień jego osoby.
- Wy… istoty ludzkie…
jesteście tak słabe, takie butne… Czemu niewolnik nie jest w stanie pogodzić
się ze swą mizerną, a wręcz zerową wartością w społeczeństwie, którym rządzą
Nieśmiertelni… - chłopak wolał na to nie odpowiadać. Jego dłonie drżały ze
strachu, a z twarzy można było wyczytać, że z chęcią zaniósłby się łzami. Spuścił
jedynie wzrok, jednak niezbyt nisko, tak jakby bał się obrazić tryumfującego
nad nim rasisty.
Tamten zdawał się
zdegustowany. Nakazał młodemu otworzyć drzwi i zejść mu z oczu. Ten bez sekundy
zwłoki wydobył z kieszeni skrojonej elegancko marynarki pęk kluczy. Podszedł do
drzwi i przekręcił jeden z nich w zamku ogromnych wrót. Po chwilowym oporze,
zaskrzypiały i same otworzyły się przed nim, zalewając jeszcze gęstszą ciemnością
pole usiane zielenią. ,,Czarny kaptur” wolnym krokiem wszedł do środka. Gdy blondyn
stracił go z oczu, oparł się o maskę auta i z trudem zaczął próbować uspokoić
swój oddech. Tak właściwie Lara mogłaby zabić nożem młodego mężczyznę, jednak
nadal siedziała w trawie. Sama odczuwała pewien niepokój. Nie wiedziała, z kim
miałaby do czynienia, gdyby w ciemności ktoś usłyszał spadające na ziemię
krople krwi.
,, Cholera…
Przydałoby się teraz to zajebiste, latające kółko Trenta…”- pomyślała z ironią.
Wkrótce los się do
niej uśmiechnął. Po krótkiej chwili uspakajania rozedrganych dłoni młody wsiadł
do auta, zatrzasnął za sobą drzwiczki i zgasił światło. Lara nie czekając na
to, aż ze strachu znów zaświeci lampkę, szybko wygramoliła się z krzewów i
wbiegła w uchylone lekko wrota. Jak się spodziewała we wnętrzu budynku było
zbyt ciemno, by mogła cokolwiek dojrzeć. Poczekała więc chwilkę, aby jej wzrok
przyzwyczaił się do mroku panującego w pomieszczeniu. Mrużąc oczy powiodła po
ledwie zarysowanych w ciemności ścianach, posunęła się kilka kroków wprzód. Tak
jak i na zewnątrz, tak i tu cuchnęło, jednak inaczej. W jej nozdrza biła
słodkawa woń… Woń rozkładu…
Przycisnęła dłoń do
ust. Odezwał się odruch wymiotny. Nerwowo cofnęła się w tył. Zahaczyła o coś
nogami, jak długa wyłożyła się na prochu pokrywającym całą podłogę. Z
niepokojem zajrzała za ramię. Pod jej długimi, sznurowanymi trepami leżały na
wznak, świecące bielą w ciemności, nagie zwłoki. W niepokoju głośno zaciągnęła
się powietrzem. Spojrzała przed siebie. W kącie naprzeciwko błysły ledwie
dostrzegalne pogruchotane dłonie, zespolone ze sobą drutem kolczastym. Obok
nieskładnie walała się para rozerwanych, ociekających zaschłymi wnętrznościami
korpusów. Lara syknęła przez zęby. Bardziej przyzwyczajona była do rozerwanego
gdzieniegdzie kulami ciała. Bezwiednie zacisnęła pięść na wargach . Wolała nie myśleć,
jaka bestia ściskała tych nieszczęśników w łapskach. Potrząsnęła głową.
- To nie robi na tobie wrażenia… Weszłaś tu, to teraz idź
dalej… - mruknęła na siłę opanowanym głosem, podnosząc się cicho z ziemi.
Podłoga zaskrzypiała. Otworzyła usta, by ciszej oddychać. Z kabury przypiętej
na udzie wyciągnęła berettę. Broń zgrzytnęła cicho w jej dłoni.
Zdawało jej się, że w
ścianie naprzeciwko widzi drzwi. Zmrużyła oczy. Lekki zarys framugi nieznacznie
odznaczał się na czarnym tle. Stąpając lekko po prochu dosunęła się do miejsca,
w którym zdawało jej się, że widzi przejście. Wysunęła dłoń do przodu. Palce
Lary zetknęły się z zimnym metalem. Na drodze stały drzwi. Spodziewała się, że
jeśli je pchnie, wydadzą niemały jęk, jednak nie miała wyboru.
Opuszkami palców
delikatnie przejechała po gładkiej powierzchni drzwi. Następnie, zaciskając
oczy, z ostrożnością wysunęła opuszki do przodu. Metal ustąpił. Coraz wyraźniej
czuła chłód bijący z pomieszczenia za drzwiami. Położyła dłoń na ścianie i
weszła do środka. Przesuwając palcami po odpadającej płatami farbie natrafiła na chłodną, wysoko usadowioną
poręcz. Chwyciła ją mocno prawą dłonią i na ślepo poszła
naprzód. W pewnym momencie poczuła pustkę pod wystawioną naprzód stopą. Postawiła
ją niżej. Domyślała się, że ma przed sobą schody. Ostrożnie więc stawiała stopy
na coraz niższych stopniach, aż w końcu wyczuła chłód ponownie owiewający jej
ciało. Tu poręcz się urywała. Zawierzając swoje bezpieczeństwo dłoni uniosła ją
i wyprostowała palce. Szła naprzód. Po chwili prosta droga znów się urywała,
skręcając w wąski korytarzyk. Musiała przejść nim bokiem. Czuła, jak jej piersi
unoszą się w nieustannym, natarczywym oddechu. Jak kropelki potu zatrzymywały
się na jej brodzie, by po sekundzie rozbić się o proch zaległy na ziemi. Wąski
korytarz zdawał się nie mieć końca.. Nie wiedziała, czy to omamy, ale
wydało jej się, że gdzieś w dali
korytarzyka błysnęło światło. Zmrużyła załzawione oczy. Tak nagły blask
podrażnił je. Zbliżała się coraz bardziej. Pot spływał jej po czole. W
zdrętwiałej dłoni nastąpiły skurcze. Zamknęła oczy. Wprost z ciasnego
korytarzyka runęła na pokrytą płytkami podłogę. Przez zaciśnięte powieki
docierały do niej szybko znikające, pojedyncze błyski światła. Mimo protestu
swojego ciała rozchyliła nieco powieki. Widziała zawieszoną na niskim suficie
żarówkę. Była prawie całkowicie wypalona, co powodowało jej miganie. Lara wstając
z ziemi rozejrzała się po sali, w której się znalazła. Tak jak i w zostawionym
już daleko za sobą parterze budynku, tak i tu na podłodze leżały kości, jednak te
wydawały się nie być zabrudzone krwią, a wręcz sprawiały ułudę wypolerowanych
niczym włoskie lakierki. Z dwóch stron, ku dołowi
opadały dwie karminowe kurtyny, zawieszone na haczykach wkręconych w sufit. Obok obydwu zwisały sznury. Jak na ironię wyglądało
to wszystko tak, jakby światło miało zaraz zgasnąć, kurtyna rozsunąć się, a
orkiestra zacząć grać uwerturę opery. Z wykrzywionymi w uśmieszku
wargami podeszła do jednego ze sznurów. Mocno okręciła sobie jego końcówkę na
dłoni. Odliczyła w myślach do trzech.
Raz… ,,Co tam może być?”
Dwa… ,, Czy powinnam?”
Trzy! ,,Za późno na
odwrót!”
Kurtyna uniosła się
do góry.
Zobaczyła rząd szklanych
kapsuł napełnionych wodą. W ich wnętrzach…
- Nephilimy!- nie
zdołała powstrzymać swego krzyku. Żarówka zgasła. Poczuła nagły ból z tyłu
głowy. Przechyliła się do przodu. Nim zdążyła choćby wykrzyczeć przekleństwo,
upadła na ziemię.
Jej umysł ogarnął
mrok.
~*~
Wkurwiało go wszystko. Pieczenie oczu, jamy ustnej, głód,
zmęczenie, poczucie przegranej… I ta tajemnicza blondynka. Piękna blondynka. Bez
tuszu na rzęsach i pudru na policzkach.
Dręczyło go jedno. Kim ona tak właściwie była? Albo też za
kogo się uważała?
Próbując zachować trzeźwy umysł przecinał zimne powietrze
niezawodną, ale wciąż kradzioną Hondą CBR 60 s.
Strahov. To było jedyne miejsce, które zdawało mu się
odpowiednie na poszukiwanie Lary.
Może i było to szaleństwem, ale chciał mieć czyste sumienie.
Kolejny powód wkurwienia. Lara.
- Bo się zachciało pannie Croft wycieczek, kurwa mać… -
zaklął pod nosem. Ściągnął jedną rękę z kierownicy motoru i sięgnął do spodni.
- Kurwa!- krzyk desperacji rozwiał się na wietrze.
Zapomniał, że wypalił wszystkie Marlboro w podziemiach. Gdyby tylko nie
prowadził, jego głowa wylądowałaby z rezygnacją na asfalcie.
Skręcił z drogi głównej w boczną. Strahov był już niedaleko. Tak właściwie miał
pewne obawy. Co tam zobaczy? Rozwalony budynek- taki, jakim go zostawili z
Croft? Szczerze w to wątpił. Już miał dość tego całego syfu. Znów niechcący
wpakował się w ratowanie świata. A mógł ustatkować się przy pewnej pięknej
brunetce. Jennifer. Musiał dostać w dupsko, żeby zrozumieć, jak królewskie
życie miał przy niej. ,,Bo płynie we mnie ta zajebista krew poszukiwacza
przygód”- pomyślał z ironią. Gdyby nie był aż tak wkurzony, zapewne
powiedziałby, że to wspaniała okazja do nabicia komuś guza i przeżycia czegoś
nowego. Ale był zmęczony. Cholernie zmęczony całą sytuacją. Może byłoby
inaczej, gdyby nie Lara. Wynająłby pokój w hotelu i spokojnie przespał tę noc,
gdyby nie jej nadpobudliwość.
Nagle z zaskoczeniem wyhamował, jednak za późno. Koło motoru zaryło w pnącej
się ku górze siatce z drutem kolczastym na szczycie. Niedbale przyczepiona do
drutów czerwona tabliczka spadła mu pod nogi.
- Zespół fabryk
chemiczno-geologicznych kompleksu Strahov – przeczytał na głos Trent. Za
siatką na ogromnej przestrzeni faktycznie dostrzegał kilka monumentalnych
fabryk. Oczywiście po laboratorium Eckhardta nie widział śladu. Zbity z tropu
zdjął kask i potarł dłonią czoło, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Wokół
nie zauważył nikogo. Dlatego też bez obaw wyjął zza paska Chirugai i swoją wolą
pokierował je na siatkę. Pod naporem ostrzy powstało w niej prostokątne
przejście. Trent przeszedł przez nie na ,,drugą stronę”.
Owionął go nieznośny zapach chemikaliów. Był on tak
odpychający, iż automatycznie cofnął się o krok w tył.
Ale ktoś musiał znaleźć przecież tą wariatkę.
Z cichym westchnięciem poszedł naprzód. Zdziwiło go to, że
teren nie jest pilnowany. Zdziwiło go to, że wcześniej nie słyszał o
wybudowaniu na Strahovie zespołu fabryk
chemicznych.
Wyczuwał swój własny niepokój w powietrzu.
Nogawka jego spodni zahaczyła o źdźbło trawy. Trawa? W takim
smrodzie nie chciałaby wzrastać żadna roślina. Papierowo wyglądający rządek
ceglanych budynków, a wśród nich echo…
,,Przykrywka”- nasunęło mu się na myśl.
Nagle się zatrzymał. Za dwoma kolejnymi fabrykami zauważył
ledwo zarysowany na tle czarnego nieba niski budynek. Rozcierając przesadnie
głośno zimne dłonie przeszedł przez przerwę między dwoma wysokimi budynkami i
stanął w pewnej odległości od swojego celu.
- Tak… Tu jest nasze laboratorium- mruknął pod nosem. Już
miał iść dalej, jednak wytężając wzrok w ciemności dostrzegł zaparkowane pod
uchylonymi nieco drzwiami budynku auto. Zakładał, że nikogo w pojeździe nie ma,
jednak na wszelki wypadek doszedł pod drzwiczki mocno pochylony. Dotarłszy już
do samochodu zajrzał ostrożnie do wnętrza przez szybę. Nikogo w środku nie było. Rozejrzał się
jeszcze po okolicy, jednak nie dostrzegając niczego oprócz bujnej trawy i
siatki po swojej lewej stronie, głęboko odetchnął i bez wahania wślizgnął się
do niegdysiejszego laboratorium Eckhardta. Nie widząc zbyt wiele w ciemności
ułożył dłonie na ścianie i przesuwał się wzdłuż niej. Po chwili szukania
wejścia w głąb budynku po omacku, natrafił na coś nogą. Coś, co z powodu
miękkości i smrodu, jaki panował w pomieszczeniu, zdawało się być mu workiem ze
śmieciami. Schylił się i odnalazł dłonią swoją przeszkodę. Wyczuł pod palcami
coś, co przypominało mu w dotyku skórę. Wodząc palcami przez dłuższą chwilę po
powierzchni tajemniczego przedmiotu ze zdziwieniem stwierdził, że był to oderwany od reszty ciała korpus pokryty jakąś mazią. Dopiero teraz słodkawy odór w
pomieszczeniu zaczął mu tak naprawdę przeszkadzać. Wstając poczuł bolesny
skurcz żołądka. Od zwrócenia całej jego zawartości wolał jak najszybciej
znaleźć coś, co poprowadziłoby go dalej. Teraz z większym zacięciem szukał
drzwi w ścianach. W końcu z ulgą znalazł je. Zaczął nawet z ironią uważać się
za farciarza , bo były już otwarte. Wszedł z ostrożnością, by nie narobić
hałasu, w uchylone drzwi. W pomieszczeniu, w którym się znalazł, panował
niezwykły chłód. Znów zdając się na swoje dłonie, szukał po ścianie czegoś, co ułatwiłoby mu pójście
naprzód. Odnalazł wysoko usadowioną poręcz. Czuł, że ta droga doprowadzi go do
Lary.
- Musi, albo zdechnę tu z głodu…- mruknął zły i dał się
pokierować poręczy dopóty nagle się nie zakończyła. Nie mógł tego wiedzieć, ale
tę samą drogę przemierzała jeszcze godzinę temu pewna pani archeolog.
W końcu dotarł do
tego samego, wąskiego korytarzyka co ona. Z trudem się przez niego przecisnął,
przeklinając przy tym jego ogromną długość. W końcu z ulgą stwierdził, że
znajduje się już w jakiejś przestrzennej sali, choć nie był do końca pewny, czy
aby na pewno, czy to wrażenie spowodowane przez chłód bijący od ścian. Wysunął
dłonie do przodu. Idąc ostrożnie i uważając pod nogi dotarł do przeciwległej
ściany i odnalazł w niej drzwi. Co dziwne, te były zamknięte. Z pewnym
niepokojem nacisnął delikatnie klamkę. Rozchylił ostrożnie drzwi, wpuszczając
do sali snop światła. Przeklinał tę
ciemność. Przez długie wytężanie w niej wzroku
nie mógł spojrzeć w szparę w drzwiach, by upewnić się, że w drugim
pomieszczeniu nie ma żadnych chętnych na dostanie w mordę. Tak czy siak, jeśli
ktoś tam był, to już niewątpliwie dowiedział się o jego obecności. Zastanawiał
się tylko, dlaczego po niego nie przychodził. Nagle do jego uszu dotarł cichy
szept. Zbliżył się natychmiast do drzwi, uważając, żeby nie uchylić ich
przypadkiem jeszcze bardziej.
- Mistrzu… Mój panie… tam chyba ktoś jest!- jąkał się ktoś
mocno przestraszony. Trent usłyszał cichy, przenikliwy syk.
- Ach, ty idioto! Mogłeś sam to sprawdzić!- brunetem
wstrząsnęło. Tak przeszywającego głosu jeszcze w życiu nie słyszał. Mógłby się
założyć, że nie należy do człowieka.
Następnym, co usłyszał, były szybko zbliżające się ku
drzwiom kroki. Natychmiast wyciągnął zza paska Chirugai i uskoczył w tył.
Jednak postać, która zaraz potem otworzyła szeroko drzwi, wypuszczając zza
siebie kolejne snopy światła, nie dałaby
mu i tak szansy na skrycie się w pół cieniu zalegającym salę.
- Nie zbliżaj się, albo będziesz musiał uciekać, ale już bez
łba!- krzyknął do niego Trent, na co
tamten parsknął i bez cienia strachu zbliżył się do niego na odległość kroku.
- A cóż to? Przywiało Romea do Julii?- mężczyzna z wyraźną
lubością górował nad nim. Miał co najmniej dwa metry wzrostu i nawet mimo cieni padających na jego twarz
można było dostrzec, że mimo groźby nie obawia się jej, a nawet go ona bawi. Nim
Trent zdążył się obejrzeć, mężczyzna jednym ruchem dłoni uniósł go ku górze i z
impetem ,,przerzucił” do oświetlonego pomieszczenia. Kości w jego plecach
trzasnęły o kraty, w które uderzyły, a on sam był porażony ogromną mocą
przeciwnika. Nawet w takiej chwili nie mógł się bronić umiejętnością władania
telekinezą, ponieważ był na to zbyt
osłabiony. Dlatego ciężko dysząc wstał tylko, nie próbując nawet ataku. Poczuł
drobne palce na swoim przedramieniu. Z siłą zacisnęły się na nim i przyciągnęły
ponownie do kraty. Obrócił się szybko, błyskawicznie zaciskając pięść,
przygotowany do ciosu. Jednak obróciwszy się, nie napotkał przeciwnika, a parę
surowo patrzących oczu kobiety. Natychmiastowo też dostrzegł, że znajduje się
ona w celi.
- Lara!- wyszeptał zdyszany. Wykrzywiła jedynie usta w coś
na kształt uśmiechu i patrząc na coś za nim nagle krzyknęła. Schyliła głowę, a
jednocześnie wciąż trzymała przedramię Trenta, więc zgięła też jego kark. Kurtis
uniósł oczy do góry. Nad nim spoczywała wbita w żelazne kraty pięść. Mężczyzna
o dotąd nieskalanej żadnymi emocjami twarzy zawył z bólu, jednak nie wznowił
ataku.
Z kieszeni elegancko skrojonej marynarki wydobył natomiast
klucz i otworzył nim drzwi do celi, w której zamknięta była Lara. Wtrącił do
niej Trenta z taką siłą, że nie był w stanie oprzeć się jego działaniom. Próbował
wyskoczyć z celi, jednak przeciwnik zatrzasnął z impetem jej drzwi i zręcznie
zamknął na klucz. Rzucił go pod nogi towarzysza, który przez cały czas siedział
w kącie skulony, przerażony tym, że i on może oberwać.
- Powiadomię o tym wszystkim Joachima. Musi tu przyjechać w
przeciągu jednej godziny, albo inaczej sam
ich zabiję!- zdawało się, że wściekłość eleganckiego mężczyzny już
minęła. Przez moment Trentowi wydało się, że w miejscu jego oczu widzi czarne,
puste oczodoły. Coraz bardziej wątpił w to, że jest człowiekiem.
- Pilnuj ich!- krzyknął jeszcze do swojego pomagiera, nim
wyszedł z pomieszczenia. Cichnące coraz bardziej kroki świadczyły o tym, że
mężczyzna przeciska się przez tunel i prawdopodobnie chce dostać się na
powierzchnię. Gdy jego kroki już całkowicie ucichły, Lara niespodziewanie kopnęła
leżącego na ziemi Kurtisa w podudzie. Mężczyzna syknął z bólu i pod wpływem
zdenerwowania wstał. Chwycił Larę za oba przedramiona i z impetem
przycisnął ją do krat.
- Co ty kurwa robisz?!- wrzasnął, potrząsając nią. Kobieta z
wściekłością odepchnęła mężczyznę kolanem, jednak on uparcie szargał ją za
ręce. W końcu mu się wyrwała i wycofała się do przeciwległego kąta celi.
- To wszystko twoja wina, skurwysynu!- krzyknęła z taką
mocą, że na moment go ogłuszyła, a już
na pewno samą siebie.
- Gdybyś za mną wszędzie nie chodził, nie jeździł, nie latał, to nie doszłoby do
tego, że jestem w tym popieprzonym, zakratkowanym pudle!
- Moja?! Kiedy tu wleciałem, to jakoś już tu byłaś bez mojej pomocy!
- Zamknij pysk!-
niespodziewanie Lara rzuciła się na
niego. Próbowała go okładać pięściami, jednak starał się zatrzymywać od niej
stały dystans, co było nie lada wyczynem w tak ciasnej celi. W końcu zmęczona
bezowocnym machaniem pięściami Croft zaczęła drzeć się wniebogłosy. Przestraszony
strażnik tych obydwojga podszedł do drzwi i złapał za kraty krzycząc bez
przekonania, żeby się uspokoiła. Akurat wtedy Lara stała oparta o przeciwległą
do drzwi ścianę wykrzykując swoje przekleństwa, a naprzeciwko niej stał Kurtis prosząc,
żeby się przymknęła. Jednak gdy strażnik zacisnął dłonie na prętach i starał
się ją przekrzyczeć, błyskawicznie skoczyła ku niemu i oplotła swoje dłonie na
jego szyi. Zaskoczony, niski mężczyzna zawisł w powietrzu.
- Lara, co ty do cholery, co ty kurwa wyprawiasz?! - krzyknął do niej Kurtis, błyskawicznie
reagując na jej akcję. Próbował zdjąć jej palce z szyi purpurowego już na
twarzy strażnika, jednak nie dawała za
wygraną. Po kilku sekundach jednak udało mu się odczepić jedną z jej dłoni od
szyi bezbronnego. Wówczas wykorzystała tą jedną dłoń, by przyciągnąć jego
podbródek do siebie i pocałować jego ucho. Trent jeszcze bardziej zaskoczony,
nie protestował. Nie poczuł nawet, jak dopiero co odciągnięta od człowieczyny
druga ręka znów zaciska się na jego szyi. Wówczas, gdy tamten wydawał ostatnie
tchnienie, Lara zbliżała się do pocałowania ust bruneta. Jednak gdy już miała to
zrobić poczuła, że strażnik przestał stawiać swój prowizoryczny opór i
rozluźnił swoje śmiesznie zaciśnięte na znak protestu mięśnie. Wówczas zdjęła
obie dłonie z jego szyi i pozwoliła mu upaść bezładnie na podłogę i odsunęła
się od Kurtisa. Przykucnęła i z dłoni umarłego wyciągnęła klucz zamykający ich
celę.
- Czyli … to było na pokaz, tak?- usłyszała nad sobą pełen
zawodu szept. Westchnęła cicho i wstała. Z uśmiechem przekręciła kluczyk w
zamku i kiedy tylko otworzyła drzwi, od razu podbiegła do przeciwległej ściany
i podniosła z ziemi zabrany jej wcześniej plecaczek.
Nie oglądając się za siebie wyszła z sali.
- Dumna suka…- szepnął Trent pod nosem, kucając nad zwłokami strażnika. Właściwie
to nie wiedział dlaczego, ale zapragnął uczynić znak krzyża nad umarłym. Ponoć
niewinnym umarłym powinno się takie składać. Jednak nie zdążył nawet przyłożyć
dłoni do czoła, ponieważ jego wzrok przykuła uwagę wysunięta z marynarki
strażnika biała karteczka. Wysunął ją z jego kieszeni i zobaczywszy, że jest to
wizytówka, wsunął ją do kieszeni swoich spodni i wybiegł do drugiego
pomieszczenia. Wbrew tego co myślał, Lara nie poszła wąskim korytarzem z
powrotem na górę, ale stała bardzo blisko ściany po prawej wychodzącego.
Czując, że ją obserwuje szybko cofnęła się do tyłu i beznamiętnie wyjęła z
plecaczka swoją berettę. Na oślep wystrzeliła cały magazynek w prawą ścianę.
Oboje usłyszeli tylko brzęk szkła i zobaczyli rozpryskujące się jego fragmenty
wraz z bryzgającą z uszkodzonych kapsuł wodą. Jak się domyślała, Trent nic nie
wiedział o tym, że tam stały. Postanowiła ignorować jego wszelkie pytania i
odpowiedzieć na nie dopiero kiedy znajdą się na powierzchni i w
bezpieczniejszym miejscu. O ile jeszcze zechce się do niego odezwać.
Teraz już bez zatrzymywania się weszła w szczelinę prowadzącą
do wąskiego korytarza. Kurtis bezzwłocznie poszedł za nią. Mimo ścisku, jaki
niewątpliwie im obojgu dawał w kość kolejny raz, postanowił nie zmarnować
okazji, kiedy Lara jest tak blisko. I co najważniejsze, nie jest w stanie przed
nim uciec. Odetchnął najgłębiej, jak to tylko było możliwe i przeszedł do
rzeczy:
- No a więc… teraz powiesz mi, co się stało. I czy zrobiłaś
to tylko po to, by móc go udusić.
- Ale co takiego?- rzuciła jedynie w odpowiedzi, nie
zwracając większej uwagi na zadawane przez niego pytania.
- Jak to możliwe, że znalazłaś się w celi? I czy zawsze
pocałowanie obcego faceta uznajesz za nic, tak jak teraz?
- To nie była moja wina! Gdyby nie ty, nigdy bym nie
przyszła tutaj, ty idioto! – o to mu właśnie chodziło. Sprowokowanie jej
było najwidoczniej najlepszym sposobem
na dowiedzenie się od niej czegokolwiek.
- Nie jesteś obcy. To
znaczy… Jesteś! Trafiłeś! Zrobiłam to tylko dlatego, że wiedziałam, że jesteś
na tyle głupi, by uwierzyć w moją małą gierkę.
- Przecież wiesz, że nie mówisz prawdy.
- Nie muszę się spowiadać.
- Owszem. Ale jesteśmy wspólnikami, pamiętasz?- Lara
westchnęła, jak tylko mogła najgłębiej.
- Zamknij się i idź!- odpowiedziała.
- Nie mogę się zamknąć, bo nawet nie wiem, dokąd potem
zamierzamy iść.
- Lecieć. Do Surrey.
- To wspaniale się składa, bo mam ci do pokazania co
najmniej interesującą karteczkę. I mam
zamiar w końcu się wyspać.
- Dobrze. Ale teraz zamknij się i idź!- Trent jedynie
przewrócił oczyma i jak nakazała, tak szedł.
Uff!! Jest… prawie szósta nad ranem! Z tego względu
dedykacji szczególnych nie ma ;p. A potem napisać nie napiszę, bo mi Onet
poskleja literki.
Mogę tylko powiedzieć, że rozdział poświęcam ,,Jackuine”,
Ali, Pati-Ann, Magdzie, Adzie.
Jesteście wspaniałe! :*
I na koniec. Muszę przyznać, że jestem z siebie bardzo
zadowolona, gdyż obiecałam mojej Muszce, że skończę to cholera w tym tygodniu,
no i skończyłam! :>
I jest najdłuższy rozdział na blogu [jak na razie]?? JEST!
:D
Planuję wprowadzić nowy wygląd na blogu, jednak jak widać
ostatnio mi wszystko zajmuje sporo czasu
(4 miesiące temu ostatni rozdział dodałam x.x).
No i to wszystko kochani, miłego dnia i do następnego ;*.
~croftingsmile
OdpowiedzUsuń15 kwietnia 2012 o 14:02
Bardzo ładnie napisane Patuś! ;3 Dziękuję za dedy ^_^ Jedyne co mnie wkurzało to słabość Lary w pewnych momentach, ale… każdy ma inny gust oraz spojrzenie na gry :P
~Jackuine
OdpowiedzUsuń17 kwietnia 2012 o 19:44
uf, ostro!! zrobiłaś z Larci nie lada mendę:P Kurtuś natomiast strzela zajebistymi tekstami (będą w moim rankingu zaraz po tygrysku:D). Jestem z ciebie dumna że dotrzymałaś słowa wiesz że nie mogłam się tego doczekać!!! (odłączyłaś mnie od Lary i Kurtisa przez 4 miesiące). Rozdział jest świetny hehe! Miałam niezły ubaw jak to czytałam jednakże w niektórych momentach wieje grozą. Ciekawe czy ta wizytówka to to o czym myślę…Dziękuję za dedykację słońce. Wiesz że będę cię jutro męczyć w sprawie rozdziału. Już zacieram ,,zbyt głośno zziębnięte dłonie” (czy jakoś tak)
~Pati-Ann
OdpowiedzUsuń16 maja 2012 o 00:37
O, dziękuję za dedykację, już nie pamiętam czym sobie zasłużyłam, wybacz moją długą nieobecność, jednak tak jak wspominałam Ci na gg, napisałam komentarz i go nie opublikowało, więc dzisiaj dopiero powtarzam drugi raz. ;) A więc hehe dziewczyny przede mną dobrze gadają, teksty były powalające, czasami śmiałam się w głos, zwłaszcza przy Lary: „Stul pysk!” co mnie jakoś bardzo rozbawiło, nie wiedzieć czemu, bo wiem, że ona gorzej potrafi naubliżać. xD No i te przekleństwa! xD Oj, zgorszyłaś się, Patuś! xD hehe oczywiscie żartuje, przekleństwa w wykonaniu Lary i Kurtisa były świetne! ;-) O w ogóle fajnie się wyzywali w tej celi, strasznie mi się podobały te ich konwersacje. ;) Co by tu jeszcze… ogólnie fajnie, bo lubię taki klimacik, wiało grozą i tajemniczością aż miło. ;) A tego w kapturze stwora z głosem z piekła rodem to sama się bałam. ;) hehe tyle ode mnie, trzymaj się ciepło, publikuj nowy rozdział, buziaki od Pati-Ann! ;-*
~pettitka16
OdpowiedzUsuń1 czerwca 2012 o 17:26
hahaha , te twoje (Lary i Kurtisa) teksty :D wymiatają po prostu. rozdział się przyjemnie czytało zresztą jak każdy twój. jest tajemniczo, groźnie ale śmiesznie. dużo przekleństw ale przeżyję :D pozdro. jeśli masz gg to poprosze o info o nowym rozdziale mój numer : 26333322
~Mustelka
OdpowiedzUsuń10 lipca 2012 o 13:41
Na początek powiem, że jest mi wstyd i nie rozumiem samej siebie, dlaczego tak długo zwlekałam z przeczytaniem tego rozdziału.Kurde. Nie no. Szacun. Naprawdę. Opis Lary przechodzącej przez płot tak wciągający jakbym czytała opis jakiejś epickiej walki dwóch armii zbrojnych. Jak ty to robisz, powiedz mi? Lara przecież tylko przechodziła przez płot! xDA opis tego kompleksu fabryk, no miodzio! Pobudziłaś moją wyobraźnię, jej oczami widziałam dosłownie wszystko. Rosnącą gdzieniegdzie trawę, w oddali budynki, w głowie czułam ten zapach chemikaliów… cudne opisy!No i Lara. Jest taka… taka zajebiście pyskata :D Taka fajna taka. Te jej dosadne komentarze, i jak pocałowała Trenta w ucho xD Wybitną kreację Croftówny nam tu stworzyłaś, nie ma co :) A Kurtis naiwny, dał się Larce podpuścić.No, i ta zakapturzona postać… intrygująca, sama byłam trochę przerażona, ale i zaciekawiona…Już nie wiem, co jeszcze komentować, wszystko tak niesamowicie napisane, że aż jestem skołowana…Choć, było trochę błędów, to fakt. Były powtórzenia i też jedno zdanie „ponieważ jego wzrok przykuła uwagę wysunięta z marynarki strażnika biała karteczka”, powinno być „jego uwagę przykuła”, niepotrzebnie dodałaś do tego wzrok ;) Ale się nie przejmuj, błędy popełnia każdy, a jak będziesz dalej pisać, to z czasem takowych błędów będzie coraz mniej :D Nota bene, widzę, że podobna gafa, co u mnie, a mianowicie z nazwą papierosów! Tylko, że ja chyba gorszą fuszerkę odstawiłam, bo pisałam „Marbolo” xD A powinno być „Marlboro”. Eh, jak się papierosów nie pali, to takie są efekty potem xDCo do muzyki, postanowiłam sobie odpalić ostatni utwór, „Vengeance” i genialnie uwydatnił klimat twojego rozdziału! I w rezultacie otrzymałam kilkanaście minut błogostanu, o. Tak właśnie. Jak będę potrzebowała jakiejś epickiej muzyki do pisania rozdziału, to chyba będę się zwracać do ciebie :3Także wciąż zadaję sobie pytanie „Mustelko… jakim prawem nie chciało ci się tej perełki przeczytać?”. Ale widzę, że tak długo jak nie komentowałam, tak też nic nowego nie napisałaś. I jest to skandal i hańba! Proszę mi natychmiast przystąpić do intensywnego spisywania akcji w rozdziale 10! To jest rozkaz!Także czekam na nexta, a przy okazji proponuję też, żebyś się przeniosła jednak na blogspota (co mam nadzieję chyba robisz, bo się mnie ostatnio pytałaś o tą zmianę wyglądu szablonu), onet dziczeje coraz bardziej, strony się wolno ładują a i czasem jak się nawet załaduje, to bezczelnie twierdzi, że nie ma na blogu żadnych postów. Oszaleć można.U mnie jak wiesz są nowe rozdziały, ale już ci nie będę marudzić, żebyś przeczytała, zrobisz to jak cię ochota najdzie ;) Choć lepiej zrobić to prędko, bo ci się za dużo tego nazbiera i w ogóle ci się nie będzie chciało, o! xD Bo rozdział 8 już gotowy, tylko sprawdzić błędy i można publikować.Dobra, nie marudzę, pozdrawiam, pisz dalej i nie przestawaj! :*