Nie jest cudnie. Nie jest w najmniejszym stopniu porywająco. Jest
za to dużo dialogów. I Zip. Dialogi z Zipem. Okej...
Nie wiem od czego powinnam zacząć. Chociaż nie; od przeprosin. Na
pewno należą wam się soczyste przeprosiny. Co to się porobiło, że przez półtoraj roku ten rozdział kisił się na dysku?
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, na szybko przejrzycie przygotowane
dla was streszczenie (klik) i zatopicie się na nowo w ten mój mały aodowy
kącik.
Może ocenicie mnie łagodniej niż ja sama siebie. Ale w razie co
walcie prosto z mostu. Należy mi się. Sama się wyprowadziłam z wprawy.
Jest jakiś plus tego wszystkiego- w końcu tak długo zapowiadania
reaktywacja (wspólnymi siłami) się nam udała :). Udało mi się stworzyć jak na
razie najdłuższy rozdział. Przez ostatnie dwa miesiące w weekendy czytałam ten
rozdział od nowa i od nowa, a to wyłapywałam nieścisłości, a to dodałam nowe zdanie.
W efekcie udało mi się zwiększyć objętość
tekstu o kilka stron, nie wypadałoby
rzucać ochłapu za tyle czasu czekania. Już kończąc dziękuję wszystkim, którzy
mnie wspierali przez ten bardzo trudny okres krachu twórczego i już dłużej nie
ględząc zapraszam do lektury. Kurtyna opadła, przedstawienie czas zacząć!
- Nephilimach? A co to takiego?- gdyby spojrzenie Lary
mogłoby zabić, Anjo z pewnością już by padł trupem. Nachalnie patrzyła mu
prosto w oczy, chcąc wyczytać z nich kłamstwo. Jednak błękitne tęczówki wyrażały
wewnętrzny spokój i harmonię nakrapianą jedynie nielicznymi, zielonymi
plamkami.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Udawanie ci teraz nic nie
pomoże. Możesz przestać kryć Karela. Jako że jest cholernym tchórzem, raczej ci
nie pomoże- tym razem Siyah zdawał się prawdziwie zdumiony.
- Karel? Joachim Karel?
- No tak. Twój wspólnik i...
- Zaraz, zaraz! A więc znasz osobę, która próbowała mnie
zabić!- Lara uznała to za kiepski żart. Postanowiła jednak nie zbagatelizować
tematu.
- Co masz na myśli?- zapytała nieco podejrzliwie.
- Klient, który kupił ten miecz, nazywał się Joachim
Karel!- teraz zbił ją całkowicie z tropu. Zmarszczyła brwi, nieświadomie
potrząsnęła głową.
- Zaraz... A więc twierdzisz, że nie znasz Karela?
- Właśnie w tym momencie przypomniałem sobie, że osoba o
takim nazwisku zamawiała ten miecz. Eh, wydajesz się osobą godną zaufania.
Wybacz mi. Uratowałaś mi życie, a ja...
no cóż, okłamałem cię. Teraz jednak wydaje mi się to wręcz obowiązkiem,
by być z tobą szczerym. Oczywiście wiem, kim są Nephilimowie.
- Wiedziałem!- zerwał się Kurtis. Larę to zaskoczyło,
natomiast Siyah uśmiechnął się drwiąco.
- Jeden z powodów dla których nie wiedziałem, czy można
ci ufać, to właśnie on. Tym kundlem z Lux Veritatis śmierdzi na kilometr!
- I nawzajem, przeklęta poczwaro!- odgryzł się Kurtis.- Wyczuwałem
jego obecność już po wyjściu z limuzyny.
Lara się obruszyła.
- I nie powiedziałeś mi o tym?! To po pierwsze! Po
drugie- naprawdę się... wyczuwaliście?
- Nie chciałem niepotrzebnie robić ci nadziei, że
natrafimy na jakiś ślad- usprawiedliwiał
się Trent.- A co do drugiego, to i owszem. Nephilimy są nieśmiertelne, a według
praw naszego świata wszystko podlega starzeniu się i śmierci. Tak więc
członkowie Lux Veritatis są w stanie wyczuć odór rozkładających się zwłok, gdy
znajdują się w pobliżu Upadłych Aniołów. Ich ciała są niczym puste worki na
splugawione, śmierdzące dusze. Przez ostatnie wieki ten instynkt został
znacznie osłabiony, ale będąc w tak niewielkiej odległości od niego wyczuwam
ten smród bardzo wyraźnie. Na to nie pomoże mu nawet najlepszy dezodorant.
Zazdroszczę zwykłym ludziom, że tego nie czują!
- Gdybym był równie zdziczały jak ty, szczeniaku, też bym
coś powiedział na temat twojego wątpliwie przyjemnego zapachu- rywalizacja
między nimi była oczywista. Przecież walka między ich rasami nie mogła wygasnąć
tylko dlatego, że przedstawiciel jednej uratował życie członkowi drugiej!
Oczywiście Siyah był zbyt dumny, by chociażby za to podziękować. Jej i owszem,
ale pomoc Kurtisa w całej akcji całkowicie zignorował.
W każdym razie nie miała zamiaru tracić czasu na ich
głupie przepychanki. Zresztą czuła się niesamowicie głupio stojąc tak na bosaka.
Zanim więc Trent znów zdołał się odgryźć, krzyknęła:
- Zamknąć się oboje! Wiesz, że nieczęsto zdarza się, aby
przedstawiciel twej rasy próbował ze mną normalnie porozmawiać? Zresztą jeszcze
kilka miesięcy temu, dopóty Karel się nie ujawnił, byłam przekonana, że jedynym
ostałym na Ziemi Nephilimem jest ten, którego chcieli obudzić w podziemiach
Strahova... Długa historia. Opowiedz mi coś o was. Coś, co by mogło nam pomóc. Chyba zdajesz sobie
sprawę z tego, że chcę waszą rasę eksterminować, co?
- Ah, tak...- odparł zawadiacko Turek, z zaciekawieniem
przenosząc wzrok z Kurtisa na Larę. Nie wykazywał cienia zdziwienia, jakby od
dawna przygotowany był na przybycie kogoś takiego jak tych dwoje. Wskazał
brązowowłosej obity ciemną skórą fotel, znajdujący się po przeciwnej stronie
jego biurka. Bez słowa rozsiadła się na nim, a miecz położyła przed sobą na
biurku. W tym czasie Trent przyniósł sobie krzesło, ukryte w półmroku za
plecami Siyaha.
- Wybaczysz, nie spodziewałem się gości chętnych do
pogaduszek– rzekł bez cienia sympatii. Trent warknął cicho i usadowił się obok
Lary. Wówczas Anjo splótł dłonie, jak to miał w zwyczaju, i przechylił się w
kierunku swoich gości. W mocnym świetle, rzucanym przez stojącą na biurku
lampę, mogli dokładniej się przyjrzeć jego nadzwyczajnym, biorąc pod uwagę
pozostałe aspekty urody, niebiesko-zielone oczy. Sprawiały wrażenie, jakby
miały moc hipnotyzowania, były jednocześnie niewinne i pełne tajemniczej siły.
Larze wbiła się do głowy natrętna myśl, że ten mężczyzna nie może odpędzić się
od przedstawicielek płci pięknej..
- A więc moja jakże nadzwyczajna historia rozpoczyna się
w XI wieku, kiedy to w roku 1095 papież Urban II zwołał sobór do miasta
Clermont. Chrześcijanie zostali jakby opętani przez papieża, chociaż im się nie
dziwię. Wiecie, klęska głodowa, brak perspektyw dla młodszych synów możnych
rodów, żądne krwi rycerstwo i gwóźdź do trumny- zajęcie Ziemi Świętej przez
Turków seldżuckich. Znacie to wszystko z historii, nie? Właśnie w takim
krytycznym momencie ja, dotychczas uśpiony, zostałem powołany do życia. Bo
trzeba wam wiedzieć, że czuwamy w półśnie w swym królestwie, w każdej chwili
gotowe na wezwanie swego Pana.
- Gdzie leży to królestwo? Komu służycie?- przerwała
Lara, oczywiście wszystkiego dociekliwa. Siyah z uśmiechem uniósł dłoń,
uciszając ją.
- Wybacz, że nie
zaspokoję twej ciekawości, przyjaciółko, jednak odpowiedzi na pewnie pytania
będziesz musiała odnaleźć sama. Ja dam ci tropy, a ty- jeśli jesteś tak silna i
odważna jak się wydajesz- sama dotrzesz do prawdy. A teraz proszę, daj mi
kontynuować. Na czym to ja skończyłem?-
na moment zmarszczył brwi, a potem z wyrazem wielkiego skupienia na twarzy
podjął z powrotem swą opowieść.
- A, tak! A więc zostałem powołany do życia. Moim
zadaniem było wybrać się z grupą krzyżowców do Ziemi Świętej, po drodze
podjudzać ich przeciwko sobie, od środka rozbić grupę i w ostateczności
doprowadzić do walki między nimi. Niby niewiele znaczące zadanie, ale dla mnie
było niezwykle ważne, choćby ze względu na to, że po raz pierwszy wyszedłem na
powierzchnię- Lara znów chciała się wyrwać do pytania, ale szybko przypomniała
sobie wcześniejszą burę od Turka. Zagryzła więc wargę i słuchała dalej.
- A więc pod postacią rycerza wyruszyłem do Clermont i
wszedłem bez problemu do grupy jakichś radykałów. Przez pierwsze dni wędrówki
na południe zadanie wydawało mi się wyjątkowo proste, gdyż ,,moja” grupa
stanowiła istny misz- masz: Anglicy, Francuzi, Szwajcarzy, Szwedzi, Hiszpanie,
Portugalczycy, a przede wszystkim znienawidzeni za hegemonię swojego handlu w
basenie Morza Śródziemnego Włosi. Wykorzystywałem więc ich uprzedzenia, pychę,
głupotę, a przede wszystkim nienawiść. Szczególnie tą do Włochów!- zatarł ręce
z uśmiechem, jakby mimo minionych wieków pozostawał nieopisanie dumny ze swoich
knowań.- Tak właściwie nie robiłem wiele- po prostu w odpowiednim momencie
wkraczałem na scenę, szepcząc im odpowiednie kłamstwa do ucha. Wszystko
układało się pomyślnie, niestety do czasu. Bowiem w porcie w Messynie dołączyła
się do nas dość spora grupa Niemców. Podczas rejsu ku wybrzeżom Afryki jeden z germańskich towarzyszy zagadnął mnie. Zdradził
mi, że wie, co knuję. Uspokajająco jednak dodał, że obserwował mnie od kiedy
nasze grupy się połączyły i twierdził, że chciałby mi pomóc. Dlaczego- tego nie
zdradził, ale zdawało się że nienawidził chrześcijan równie mocno jak ja. Oboje uradziliśmy, że będziemy trzymać
,,naszą” grupę z dala od pozostałych, by spisek nie został wykryty- napięcie
dające się wyczytać na twarzy Siyaha świadczyło o tym, że zaraz nastąpi jakiś
zwrot akcji. Lara więc z jeszcze większym zainteresowaniem zaczęła
przysłuchiwać się jego opowieści. Była trochę zawstydzona, bo, zerkając co jakiś
czas na Trenta, nie zaobserwowała u niego ani cienia zainteresowania. Siedział
naburmuszony, jakby czuł się niepotrzebny.
- Pewnego pięknego ranka, zaraz po śniadaniu, wywołaliśmy
niezłą sprzeczkę w obozie. Nim się spostrzegliśmy, ci durnie dobyli mieczy! Ja
oczywiście nie musiałem obawiać się żadnej szkody, w końcu jestem nieśmiertelny.
To znaczy- tak myślałem- spuścił na moment wzrok. Serce Lary zaczęło
niemiłosiernie kołatać w piersi.
- Razem ze
wspólnikiem ukryliśmy się w namiocie i
zza odchylonej płachty obserwowaliśmy, jak
kałuże soczystej krwi wsiąkają w matkę pustynię, z powodu jakiegoś
głupstwa. Nie, wprost nie mogłem uwierzyć, że tak łatwo nam się powiodło!...
- Coś poszło nie tak!- nie mogła się powstrzymać Lara. Siyah
powoli uniósł na nią przygasłe oczy i pokiwał twierdząco głową.
- W rzeczy samej. Bowiem gdy te zalane krwią wieprze
padły co do jednego, z nadspodziewaną szybkością mój towarzysz dobył sztyletu i
wbił mi go w brzuch. Na początku zaśmiałem mu się w twarz, pomyślałem: ,,cóż
takie żelastwo może mi zrobić?”. Kiedy jednak zobaczyłem, że spod ostrza
wycieka stróżka krwi, mojej własnej krwi!... Wtedy uśmiech zszedł mi z twarzy.
W następnej chwili jeszcze mniej miałem
powodów do śmiechu, ponieważ człowiek ten na moich oczach stanął w
płomieniach!- w pomieszczeniu nagle zrobiło się okropnie duszno, powietrze
zgęstniało. Lara wstrzymała oddech, jakby ją samą przekłuł nóż. Historia bardzo
mocno na nią oddziaływała. Siyah podjął opowieść dalej, chcąc jak najlepiej
wykorzystać atmosferę chwili.
- Wtem jego skóra zaczęła odchodzić od ciała, pękając,
zamieniając się w popiół i niknąc w nagłym podmuchu wiatru. Spod tej powłoki
wyłoniło się czarne niczym smoła ciało, tak paskudne, jak tylko można sobie
wyobrazić- pokryte licznymi bruzdami, ropiejącymi guzami, dziwnymi symbolami.
Mimo tego, iż sam jestem Nephilimem, przeraziłem się nie na żarty. W końcu
ogień ugasł, a ja dostrzegłem u tego paskudztwa parę skrzydeł, utworzonych
jakby z długich, rozgałęzionych i złamanych wpół rogów, czarnych niczym sama
noc.
Podszedł do mnie, łypiąc na mnie skośnymi, złotymi jak
siarka oczami, z tryumfującym uśmiechem na wstrętnych ustach. Pławił się w
mojej porażce. Niskim, gardłowym głosem powiedział, że został wysłany na tę
samą misję co ja i w lot pojął, że jestem w niej jego konkurentem. Ależ byłem
głupi! Ani przez moment nie pomyślałem, że mój przyjaciel może być
Nephilimem!...- Siyah był okropnie wzburzony, sprawiał wrażenie, jakby zaraz
miał eksplodować. Dał sobie chwilę na uspokojenie oddechu i głosu, i podjął
dalej.- Wydarł z zadanej mi rany sztylet. Promienie słońca, prześwitujące przez
połę namiotu, przeszły gładko przez nóż. Już wiedziałem, że to nie tylko sztylet
wykonany ze szkła, ale też że na pewno z tego periaptańskiego! Ten skurwiel zadał
mi jeszcze dwie rany, jak sam powiedział: za mą głupotę i za to, że jestem
slaby. I, o zgrozo, z litości, pozwolił mi wracać do Turcji, bym mógł żebrać o
łaskę Naszego Pana, by nie skazał mnie na wieczne potępienie wśród swych
najbardziej okrytych hańbą sługusów. Na kolanach, powiedział mi ten potwór, czołgaj
się z powrotem tam, skąd nigdy taka zakała jak ty nie powinna wychodzić. Hańbisz
siebie i całą naszą rasę.
To wszystko trwało zaledwie przez chwilę... Potem...
Pamiętam, że nieskończenie długo leżałem pośród zwłok tych wszystkich ludzi... Ale
nie zostałem pokonany- gwałtownie uniósł głowę i wbił spojrzenie swych
fascynujących oczu w Croft. Kobieta poczuła, jak strużka zimnego potu wywołując
nieprzyjemne mrowienie spływa wzdłuż jej karku. Mężczyzna niespodziewanie
wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu. Wargi rozchyliły się ponownie, a
opowieść toczyła się dalej.
- Po głowie krążyło mi wiele myśli. Byłem niemalże
pewien, że to nadszedł mój koniec. Wyobraź sobie więc moje zdziwienie, gdy całą
tę rezygnację zaczął nagle zabijać gniew. Nie, musiałem się zemścić. Postanowiłem,
że będę żył, na przekór im wszystkim. Koniec końców, wasz świat nie jest aż tak
zły- twarz ponownie rozjaśniła się mu w uśmiechu.- Po prostu dźwignąłem się z
tego piachu, zabrałem pod pachę co cenniejsze rzeczy z obozu i ruszyłem przez
pustynię. Udało mi się te przedmioty sprzedać u jakiegoś podróżnego handlarza i
jakoś tak wpadło mi do głowy, że można by się z tego utrzymać. A teraz jestem
tu. Dopiero od dziesięciu lat, więc nikt jeszcze niczego nie podejrzewa.
Wkrótce jednak zacznie się cały ten proceder z siwymi włosami, udawaniem
śmierci i .. przenoszeniem się w inną część świata, z nowym nazwiskiem i
zaczynając od zera. Ot, taki wiodę żywot. Nie jest tak źle. Chyba teraz
rozumiesz, dlaczego wcale nie dziwi mnie twoja chęć rozkurwienia mojej rasy,
co?
- Nie do wiary! – wykrzyknęła kobieta, gwałtownie
przechylając się do przodu. Brązowe oczy w rozognionej twarzy płonęły
fascynacją.
- Nie wierzę w to, że przez niemalże jedenaście wieków
zajmowałeś się sprzedażą antyków!
- Wiara jak wszystko- jest tylko czystym interesem. Nie
gniewam się więc – odparł z udawaną obojętnością, ale nazbyt widoczną
satysfakcją Siyah. Kurtis natomiast podniósł się gwałtownie i wyzywająco
spojrzał w oczy Turkowi.
- Twoja opowiastka się nie klei. Niby jakim cudem
Nephilima można zranić szkłem z Periaptu?!- Anjo uniósł wzrok pełen wyższości
na Trenta i odparł z powagą:
- Widocznie wiele rzeczy jeszcze nie wiesz o tych, z
którymi chciałbyś walczyć, chłoptasiu- Lara jednak również zdawała się nie do
końca przekonana. Bębniła palcami w biurko i marszczyła brwi.
- Kurtis ma rację. Jak mogłeś dać się tak omamić?- Croft
podniosła oskarżycielskie spojrzenie na Nephilima. Ten ze spokojem wzruszył
ramionami i odpowiedział:
- Wyobraź sobie, że my tak jak i ludzie rodzimy się i
dorastamy, nabywamy doświadczenie. Mimo fizycznie nieosiągalnej dla
śmiertelników siły byłem jak dziecko. Ten Nephilim musiał być dużo starszy ode
mnie. Do dzisiejszego dnia zastanawiam się, co mnie przed nim zdradziło.
- Dobrze, to dość logiczne... Ale tym mieczem- wskazała
na leżący na biurku oręż- to niby w jaki sposób chcieli cię zabić?
- Został stworzony przy użyciu tego samego kwarcu, co szkło
z Periaptu. Teraz także to jest logicznie, czyż nie?
Nagle Trent walnął pięścią w biurko i spojrzał z
uśmiechem na Larę.
- Niewiarygodne! Ojciec mi kiedyś powiedział, że w
Chirugai znajdują się wzmacniające jego moc kryształki kwarcu periaptańskiego.
Czy to możliwe, że można nim zabić... Nephilima?- Lara w odpowiedzi spojrzała
na Siyaha z uniesioną brwią. Nephilim wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Zawsze można wypróbować to ,,Chirugai”,
byle nie na mnie- Lara przytaknęła głową.
- Zrozumiano. Teraz z innej beczki. Dokąd powinniśmy
teraz jechać, żeby...
- Jechać?- wybuchnął śmiechem Siyah.- Jechać?! Myślisz,
że wystarczy gdzieś pojechać i co? Zniszczysz potężną, oczekującą na waszą
porażkę rasę?- rozbawienie jednak przeszło, bo na te wszystkie retoryczne
pytania odpowiedział mu spokój i determinacja wypisane w twarzy Trenta. Anjo
zmieszał się i rozsiadł się wygodniej w fotelu, namyślając się.
- Jeżeli już mówisz poważnie, to Turcja. Pustynia. Powiem
ci, że tam znajduje się ukryte wejście do podziemi. Ale to nie jest łatwe,
podziemia wykraczają poza wymiar ziemski... A zresztą, pewnie trafnie zdaje mi
się, że Karel was ściga. Pojedźcie do
Turcji, sprowokujcie go i może przy odrobinie szczęścia postawicie nogę w tym
piekle na ziemi. Nie da się tam wejść bez asysty Nephilima, a ja nie mam
zamiaru wracać do Turcji. Zresztą, sam muszę na jakiś czas się przyczaić. Coś
mi się zdaje, że też jestem na jego czarnej liście, choć nie wiem skąd o mnie
się dowiedział... A teraz, jeżeli łaska, idźcie już. Muszę zająć się tymi
ciałami... rozumiecie- puścił oczko do Lary, ale już zdołał stracić nieco
szacunku w jej oczach. Suma sumarum nie udzielił im wystarczająco wielu
przydatnych informacji. Wstała więc nieco obrażona, ale z tą swoją wrodzoną
gracją i dumą. Siyah popatrzył na nią i pociągnął nosem, przypominając sobie o
czymś nagle.
- A, miecz możesz zabrać ze sobą. Jest zbyt niebezpieczny,
żebym go zatrzymał. Jeszcze komuś przyjdzie do głowy znowu mnie nim próbować
zabić... A i tylnym wyjściem, proszę. Nie chcę, żeby moi goście zobaczyli was w
takim stanie. Żegnajcie.
Tak oto Croft i Trent opuścili rezydencję Nephilima,
jeszcze bardziej rozgoryczeni niż w momencie przekroczenia jej progu. Lara
podrapała się po głowie, wzbudzając tym zainteresowanie wciąż podenerwowanego
Trenta.
- Co jest, Croft?
- A... myślałam, że Nephilimy są mądrzejsze.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
----
W Surrey spędzili zaledwie kilka godzin. Lwią część
pobytu w rezydencji Croftów zajęło im pakowanie broni, środków medycznych,
ubrań. To była najdziwniejsza wyprawa, na jaką Lara zdecydowała się w swoim
życiu. Żadnych konkretów, same niejasne wytyczne i przeczucie, że to na co się
z Kurtisem porywają jest szaleństwem. Zip użyczył Trentowi trochę swoich
rzeczy, bo brunet przyleciał do Londynu praktycznie z niczym; dopiero w hotelu przejrzał
walizkę i okazało się, że Jennifer spakowała mu zaledwie kilka par skarpet i
podkoszulków- pewnie na złość.
Do walizki Croft wleciała szczoteczka do zębów, dezodorant
i kolejny biustonosz. Nie miała w zwyczaju zabierać ze sobą tylu gratów w
podróż, ale przeczuwała, że prędko do domu nie wróci. Zresztą; upychanie rzeczy
do walizy ułatwiało jej myślenie.
Od kiedy wsiedli do taksówki pod rezydencją Siyaha
wyrzucała sobie, że nie zapytała go o więcej. Podświadomie jednak czuła, że i
tak nic by jej nie powiedział. Chyba po prostu nie chciał się zanadto mieszać w
całą sprawę. Swoją drogą dziwiła się samej sobie, że z takim spokojem była w
stanie rozmawiać z Nephilimem. Prawdziwy Nephilim! Widocznie nawet pół anioły były
zróżnicowane charakterologicznie, bo Siyah
w niczym nie przypominał Karela. Sama nie wiedziała, co o nim sądzić.
Był tchórzem, czy po prostu wiedział jak w niesprzyjających warunkach
przetrwać?
W zamyśleniu Lara przysiadła na łóżku i dosunęła zamek. Byli
gotowi. Zmęczeni, bo zmęczeni, ale i tak nie mogliby zasnąć. Zbliżała się
najważniejsza część zadania- schwytanie Karela w pułapkę.
Zaraz... Czy mogli być pewni, że to nie oni są zwierzyną w
tym układzie? Czas miał pokazać.
W progu pokoju stanął Trent.
- Zip zamówił bilety do Ankary. Działamy zgodnie z
planem?
- Jakim kurwa plane... – w pół słowa przymknęła usta i z
przekąsem dokończyła:
-Jasne- potem zawahała się. Plan był ryzykowny, nic nie było pewne. Musiała zadać to pytanie.
Zbierała się do tego długo. Tak długo, iż Kurtis uznał, że nic już nie miała do
dodania, powstrzymała go więc już w progu,
gdy wychodził.
- Kurtis... Uda nam się, prawda?
Czarnowłosy podrapał się po karku i mruknął coś pod
nosem. Chyba, że to jasne jak słońce. Potem podejrzanie szybko zniknął z pola
widzenia.
Z niechęcią zszedł do kuchni, żeby zrobić sobie kolejną
kawę. Przy stole siedział Zip i zagryzając wargi wciskał z zaangażowaniem kilka
klawiszy na klawiaturze laptopa. Ze sprzętu wydobywał się odgłos
wystrzeliwanych nabojów. Kiedy czarny zauważył Trenta, skinął głową na
powitanie i wrócił do grania.
- Jak tam? Weź trochę wyluzuj, stary- przywitał się przy
akompaniamencie salwy wystrzałów. Kurt nalał wody do czajnika i postawił go na
gazie.
- Jak mogę wyluzować? W tej rezydencji wszystko trzyma
poziom. I czy to nie dziwne, że chodzę sobie po domu Croftów jak jakiś
pieprzony gość specjalny?
- To o to ci chodzi? Daj spokój. Macie chyba zadanie do
wykonania, nie? Skup się na tym, a nie, że Lara na trzeźwo pozwala ci grzebać w
swoim magazynie z kałachami- Kurt trochę się zmieszał i po wsypaniu do kubka
kilku łyżeczek kawy, usiadł naprzeciwko Zipa. Czarny odpuścił sobie granie,
wyciszył laptopa i zamknął go.
- Słuchaj, Trent. Od razu cię polubiłem. Jesteś w
porządku. A to że Winston podejrzanie na ciebie spojrzał przy wejściu to się
nie przejmuj. Ostatnio jak tu byłeś to staruszek spał i nie mógł cię poznać od
bardziej luzackiej strony. Także tego, nie martw się. Staruszek też cię lubi- przysunął
pod brodę patelnię, na której znajdowały się resztki jajecznicy na bekonie. Hałaśliwie
zdrapał widelcem ostatki potrawy z ceramicznej powierzchni patelni i wpakował
sobie sztuciec do ust. Kurt prychnął cicho.
- Ale tak już na poważnie to wiesz, że to wszystko jest
sto razy bardziej szalone niż wydarzenia sprzed trzech miesięcy?
- Może- odpowiedział Zip przeciągle, ale zdawał się nie
przejmować powagą sytuacji. Mlasnął i nafaszerował się kolejną porcją
jajecznicy, po czym z napchanymi ustami kontynuował:
- Może i tak. Ale masz w swojej drużynie Chucka Norrisa w
spódnicy, także tego. Plan przecież jest genialny. Jedziecie do Ankary, żeby
się pokręcić. Jak coś znajdziecie, o czym wam ten Siyah wspominał, to
okej. Jak nie, to zwrócicie na siebie
uwagę Karela. Tak czy tak to wy jesteście do przodu. W końcu do tych podziemi
nie da się dotrzeć w łatwy sposób, sam Turas to powiedział. A tak nawiasem
mówiąc to wspominałem już, że Lara trzyma Mausera 98 w gablocie u siebie w
toalecie?
- Serio?
Czarny odpowiedział śmiechem.
----
W zamyśleniu wyglądała przez hotelowe okno. Po ulicach
kręciło się niewielu ludzi, z pewnością w większości ciemne typy. W oddali
samotna latarnia uliczna migała ostrzegawczo,
w każdej chwil gotowa zgasnąć. Nad śniącym miastem z subtelnością
rozlewał się blask księżyca. Ten spokój nękał Croft. Wszystko prócz kobiety zdawało
się emanować spokojem. Wkurwiało ją to. Przytuliła czoło do wypucowanej tafli
szkła i przeklęła pod nosem idylliczny nastrój świata. Nie spała od przeszło
doby, zmęczenie dawało jej się we znaki. Jednak nie chciała tej nocy wtulać
głowy w poduchę, o nie. Czekała na... sama nie wiedziała na co. Była zwierzyną
czy też myśliwym? Podświadomie odczuwała napięcie towarzyszące przeczuciu, że
wkrótce może wydarzyć się coś tragicznego.
Usłyszała za sobą ciche kroki i odwróciła głowę. Trent
właśnie wyszedł spod prysznica i zamiast porządnie wytrzeć mokre włosy,
przemierzał na bosaka dywan i robił głupią minę.
W tamtej chwili Larze przywodził na myśl dopadniętego przez ulewę kundla. To było... dziwaczne.
- Wiesz... myślałem o tym wszystkim...- zaczął
niezręcznie, zatrzymując się w połowie pokoju. Brązowowłosa prychnęła cicho, a w
jej twarzy błysnęła para bystrych oczu.
- Co ty nie powiesz! Woda działa stymulująco na twój
mózg, co?
- Ha, ha. Wiesz, po prostu starałem się rozładować tę
nieprzyjemną, gęstą jak cholera atmosferę. Ale jak chcesz to stój nadal przy
tym pieprzonym oknie- zrobił już w tył zwrot, ale kobieta chrząknęła znacząco.
- Stój- wydała polecenie. Przyglądała mu się przez
chwilę, po czym ociągając się zeszła z parapetu i pokonała dzielący ich
dystans.
Odchrząknęła drugi raz.
- Za dużo o tym myślę. Nie wiem, co mamy robić dalej.
- Pomyślimy nad
tym jutro. Powinnaś się trochę zrelaksować- Lara od niechcenia przytaknęła
głową.
- Może i racja, Trent. A teraz wracaj do łazienki i
ubierz się- z westchnieniem obróciła się w kierunku okna zakańczając rozmowę,
jednak ku jej zdziwieniu Kurtis nie odszedł ani na krok. Położył dłoń na jej ramieniu
i delikatnie przyciągnął ją do siebie. Croft może i była zmęczona, jednak nie
na tyle, by nie zareagować. Trent przez swą śmiałość spotkał się z uniesioną
pięścią Lary. Zatrzymała się jednak w powietrzu. Kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie rób tego więcej!- syknęła podenerwowana. Ku jej
zaskoczeniu zaśmiał się cicho.
- Pamiętasz? Już to przerabialiśmy. Na lotnisku w
Londynie, nie dalej niż tydzień temu. Wtedy też chciałaś mi dać z piąchy, ale
coś cię powstrzymało... Lara...- jej imię wyszeptane w tak łagodny i
jednocześnie zmysłowy sposób wywołało u niej skurcz serca. Nie odgryzła się,
rozchyliła jedynie usta, ale zdawała się być niezdolna do wypowiedzenia
jakiegokolwiek wyrazu. Kurtis nie tracił ani chwili. Chwycił podróbek kobiety.
Zmusił, by spojrzała mu w oczy. Pomimo tak silnego pragnienia, by ujrzał w nich
nienawiść i zacięcie, w jej oczach ujrzał jedynie bezsilność i strach. Drżała
jak małe, przerażone dziecko. Jakaś bariera pękła pod wpływem odsunięcia na bok
uporu. Nie wiedziała, czy to efekt zaskoczenia, czy... Czy jej ciało tego się
spodziewało, a może nawet na to czekało.
Błękitne oczy przyglądały jej się z łagodnością, jakiej
dotąd nie zaznała. Szukały w jej spojrzeniu zgody na to, co miało się między
nimi wydarzyć. Oddech kobiety zaczął dosłyszalnie drżeć, a umysł się wyłączył. Nie
zastanawiając się dłużej nad tym co robi, zbliżyła twarz ku ustom mężczyzny. Przymknęła
powieki, działała zupełnie spontanicznie. Pomyślała, że to będzie mały,
niewinny akt. Że w jego ramionach choć na chwilę mogłaby zapomnieć o tym
gównie, w które się razem wpakowali. Wcześniej nie dopuszczała do siebie choćby
myśli o tym, że Kurtis Trent mógłby wzbudzać w niej tak ogromne pożądanie. Starała
się utrzymywać relację partnerską, co jakiś czas mu dogryzając, żeby znał swoje
miejsce. Jednak równocześnie sama wciąż go kusiła. Była silna i piękna.
Wiedziała o tym. Wiedziała, że pociąga Trenta. Doskonale to wszystko wiedziała,
a mimo tego w tamtej chwili wydało jej się to wielkim szaleństwem, idiotycznym
snem. Faktem jednak było, że zgodziła
się na tę gierkę w kotka i myszkę. Podpisali między sobą niepisany kontrakt.
Cholera, przyciągali się i odpychali równocześnie jak antagonistyczne połówki
magnesu.
Oplotła dłońmi jego kark. Z początku zupełnie delikatnie,
bardziej muskając je niż całując, pieściła jego usta. Poddał się jej subtelnej
grze, równocześnie począł błądzić dłońmi po jej biodrach, by po chwili powoli
wsunąć je pod bluzkę i z pomocą kobiety zdjąć ją. Zręcznym ruchem zsunęła
ręcznik z jego bioder, niemalże
równocześnie z chwilą, gdy jemu udało się rozpiąć jej biustonosz. Dłonie mężczyzny
pchnęły ją na wyścielaną miękkim dywanem podłogę,
- Chcę cię... – wymruczały jego usta tuż nad jej uchem. Przeszedł
ją dreszcz przepełniony podnieceniem i radością. Paląca wilgoć między udami
stawała się uciążliwa. Trent jednak nie planował przyśpieszać tempa swych
pieszczot. Jedną dłonią gładził pierś kobiety, aż sutka stwardniała, a drugą
dłonią masował wnętrze jej ud.
Odchyliła głowę i wydała z siebie cichy jęk. Całe ciało
pulsowało, mięśnie gwałtownie drgały pod skórą pod wpływem dotyku Trenta. Drżącymi
z podniecenia dłońmi kobieta rytmicznie masowała jego męskość, a kiedy ta nabrzmiała,
rozchyliła nogi i pomogła mu w siebie wejść.
W tym momencie ustały wszelkie kołaczące się w jej głowie
myśli. Dała się ponieść ekstatycznemu i relaksującemu zarazem uczuciu, które
uderzało w nią falą z każdym pchnięciem mężczyzny. Czuła, że zatapia się w
miękkim, wilgotnym dywanie, że Kurtis łapczywie przyciska wargi do jej ust, a
one się rozchylają i łączą się w pocałunku z nim. Zatopiła dłonie w jego
włosach, a on wsunął się w nią głębiej, tak że wydała z siebie niepohamowany
jęk przepełniony rozkoszą. Rozpłynęła się całkowicie w jego ramionach, ich
ciała sięgały już słodkiej granicy między zmęczeniem a apogeum uniesienia. Croft
wydała z siebie rozdzierający krzyk uosabiający druzgocącą ekstazę przenikającą
jej ciało. Przed przymkniętymi oczami zamajaczyła jej jasność, a kiedy
zniknęła, Lara poczuła się zmęczona jak nigdy. Otworzyła oczy i ujrzała nad
sobą twarz równie zmęczonego Trenta. Wpatrywał się w nią z fascynacją. Jego
dłoń odgarnęła kosmyk włosów ze spoconego czoła kobiety. Zsunął się z niej i
głęboko odetchnął. Przez chwilę leżeli obok siebie w zupełnym milczeniu. Kurtis
sięgnął do kieszeni spodni przewieszonych przez ramę łóżka i wygrzebał z niej
paczkę Marlboro i zapalniczkę. Zapalił papierosa i uniósł się na łokciu, żeby
móc ze swobodą patrzeć na Larę. Z zaskoczeniem zauważył łzę na jej policzku. Jej
twarz stężała, a pierś unosiła się w niespokojnym oddechu.
- Laro, co się stało?- zapytał Trent półgłosem, jednak
nie otrzymał odpowiedzi. Lara nieco nieprzytomnie podniosła się z podłogi i poszła
do łazienki. Trochę zaniepokojony jej zachowaniem chciał zapukać do drzwi i
sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, ale pomyślał, że lepiej będzie dać
jej trochę czasu. Zaraz usłyszał dobiegający z łazienki szum wody.
Chciała się wykąpać, zupełnie zrozumiałe. Ale dlaczego w
taki obsceniczny sposób wyszła?
Odpowiedzi zdawały się rozmywać w dławiącym dymie
papierosowym. Prócz dymu było coś jeszcze... Wyczuwał to w powietrzu. Gryzący w
nozdrza zapach. Wciąż słyszał plusk wody. Nieprzemożona chęć położenia się do
łóżka zagrzmiała w jego głowie, ale najpierw chciał porozmawiać z Larą. Kąpiel
przeciągała się. Odgłos wlewającej się do wanny wody dręczył jego uszy. Robił
się coraz bardziej senny, a plusk nie ustawał. Nagle jednak dźwięk się zmienił.
Woda zdawała się uderzać w twardą powierzchnię. Tym razem naprawdę się zaniepokoił i bez
pukania postanowił wejść do łazienki. Natychmiastowo jego ciało oplotły kłęby ciepłej
pary, a w stopy uderzyła fala wylewającej się z wanny wody. Ostry zapach
uderzył w nozdrza ze zdwojoną siłą. Przez obłoki dojrzał zarys nieruchomej
Croft unoszącej się na powierzchni wody. Jej ciało zdawało się znajdować we mgle,
było tak rozmyte, że sam nie wiedział, czy nie znalazł się w jakimś koszmarze.
Nie mógł się poruszyć. Wszystkie mięśnie osłabły, osunął
się na podłogę. Fala gorąca wezbrała i przypuściła
szturm na ostatki jego świadomości. Utonął.
* Latro et Cupido- (łac.) Myśliwy i pożądanie. Nie szukać w google, ten tytuł to taki wymysł Pati ;p