- Tym razem się przeliczyłeś, Mike...-
mruknęła kobieta, upychając wszystkie rzeczy swojego- od pięciu już minut- byłego
chłopaka do walizki. Nie było ich zbyt wiele. Odetchnęła głęboko, gdy już
skończyła. Nie miała już żadnych wątpliwości- Mike ją zdradzał, a na dodatek
był bezrobotnym alkoholikiem, ale to już wiedziała wcześniej. Z przebłyskami
wściekłości w zielonych oczach usiadła w skórzanym fotelu, naprzeciwko walizki.
Nie musiała długo czekać. Zaraz usłyszała ciche przekręcanie klucza w zamku, a
po chwili na podłodze w przedpokoju ujrzała długi cień zataczającego się
mężczyzny. Chwilę to potrwało, zanim zdołał doczołgać się do pokoju.
- Witaj, piękna...- mruknął do
siedzącej kobiety i podszedł do niej, bez wahania obejmując ją w talii.
Próbując ją pocałować, otrzymał mocny cios pięścią w nos. Już dłużej
nie miała zamiaru tłumić w sobie złości.
- Nie chcę cię widzieć! Wynoś się z mojego
mieszkania i nie pokazuj nigdy więcej na oczy!- wrzasnęła na całe gardło. Jej
uczucie w stosunku do mężczyzny prysło w mgnieniu oka- niczym bańka mydlana. Jak mogła być taka ślepa przez te cztery
miesiące ich wspólnego życia? Co w nim widziała? Chyba chwilowo zamąciła jej w
głowie zazdrość koleżanek, gdy wybierała się razem z nim na dyskoteki.
A potem wystarczyło, by pewna Pamela
zakręciła przed nim dupą, a on już zaczął ją zdradzać. Parszywy gnój,
pomyślała.
- Co ci odbiło, Jess?- mruknął, i
dopiero teraz zauważył walizkę.- Czy tu są moje rzeczy?- zapytał z
niedowierzaniem.
- Owszem. Wynoś się, albo wezwę
policję. Jesteś pijany.
- A czy to pierwszy raz?...-
wyszeptał i bez skrupułów ponownie pochylił się nad kobietą. Tym razem wściekła
nie wytrzymała, podniosła się z siedzenia i odepchnęła mężczyznę z takim
impetem, iż uderzył plecami w przeciwległą ścianę.
- Nie chodzi o to, że jesteś pijany!
Zdradzałeś mnie!... I…- Z lśniącymi od łez oczyma wyciągnęła w jego stronę
małą, wymiętoloną karteczkę. Nie musiała
mówić, co jest na niej napisane.
- Znalazłam ją w spodniach, których
nigdy nie pozwoliłeś mi zabrać do prania. Po co ci byłam, skoro tak świetnie
bawiłeś się z tymi dziwkami?- kontynuowała zrozpaczonym głosem, ciskając w
Trenta piorunującym wzrokiem. Oczywiście nie wiedziała, że Mike to nie Mike.
Biedna dziewczyna.
- Tylko nie dziwka… - mruknął pod
nosem. Kobieta na moment oniemiała z wściekłości.
- Dziwka…- wysyczała po chwili.
Trent jakby otrzeźwiał na ten zarzut.
- Nie… nie Croft...- mimowolnie
wypowiedział na głos, co doprowadziło stojącą naprzeciwko niego dziewczynę do
szału.
- A więc tak ma na nazwisko? No, to
życzę miłej zabawy. - nie czekając aż pijany Trent wywróci się i zarzyga jej
dywan, szarpnęła za rączkę od walizki i wystawiła ją przed drzwi mieszkania. Próbując
przez kilka sekund opanować drżenie gniewu na całym ciele, wróciła do pokoju.
- Wyjdź...- to były ostatnie słowa,
które od niej usłyszał. Spojrzał jej prosto w oczy. Piękne, okrągłe,
szmaragdowe, pełne łez. Pełne złości. Był to ewidentny koniec. Wzruszył więc
ramionami, i bez większych ceregieli skierował się do wyjścia. Dziewczyna
stanęła w drzwiach, i zanim je zamknęła, rzuciła mu w twarz karteczkę z numerem
telefonu do Lary Croft.
- Żegnaj, Jess...- mruknął obojętnie
Trent, i mocno ściskając karteczkę w dłoni, powoli zszedł schodami w dół z
walizką zarzuconą na plecy.
Wychodząc z bloku zerknął jeszcze na
jego okna. W jednym z nich stała kobieta, przypatrując mu się z obojętnością.
Gdy zauważyła, że już stoi na zewnątrz, prędko cofnęła się w tył mieszkania i zgasiła
światło.
- Żegnaj, Jess- powtórzył sam do
siebie i westchnąwszy powoli ruszył przed siebie. Postanowił zatrzymać się w
jakimś hoteliku, a następnego dnia kupić bilet na lot do Surrey. Tak, do
Surrey. Ścisnął jeszcze mocniej w garści numer telefonu do Lary. Wspomnienia
wróciły. Przez bluzkę dotknął swej pamiątki po walce z Boaz. Cały czas
sunąc powoli ulicami Pragi, wspominał wydarzenia sprzed kilku miesięcy.
- Laro, czemu nie pozwoliłaś mi
dzwonić?...- szepnął z wyrzutem, wyobrażając sobie, że kobieta stoi obok niego.
- Ponieważ dziwkarz z ciebie! Od
kiedy jesteś taki sentymentalny, co, Trent?- uniosła jedną brew ku górze,
patrząc na niego ze swą charakterystyczną, wyniosłą miną.- A może raczej Cornel?
- No tak, nawet ci nie
powiedziałem... - odrzekł do swego odbicia w wystawie sklepowej. Zupełnie jak
gdyby chciał zobaczyć w niej swoją panią archeolog.
- Już do ciebie lecę. Czy tego
chcesz czy nie, Croft... Muszę trochę namieszać w twoim życiu. Zbyt długo
siedzisz na dupie w swoim Surrey.- sam nie wiedział, w jakim celu chce się z
nią spotkać. Czyżby zatęsknił do jej obelg, celnie wymierzonych w jego osobę?
,,Żegnaj, Trent. Na zawsze."-
powiedziała cztery miesiące wcześniej, ale mimo tego wcisnęła mu do kieszeni
karteczkę ze swoim numerem telefonu. Tą samą, którą teraz tak zapamiętale
ściskał w garści.
- Już do ciebie lecę!- powiedział
znów, tym razem pewniejszym tonem. Dopiero teraz zauważył obok swego odbicia inne-
przechodzących obok ludzi ze zdziwionymi minami. ,,Pewnie myślą, że jestem wariatem."-
pomyślał, ale wcale teraz nie miało to dla niego znaczenia. Uśmiechnął się pod
nosem, i teraz już bez zatrzymywania się ruszył do pierwszego z dwóch aktualnych celów.
Po chwili spacerku trafił do nieźle
wyglądającego hoteliku. Z recepcji wychyliła się blondynka o zalotnym spojrzeniu,
zapraszając go do siebie nachalnym wzrokiem. Ruszył z zawadiackim uśmieszkiem w
stronę kobiety. Rzucił prędko prośbę o pokój jednoosobowy i od razu zapłacił.
Klucz z numerkiem dwudziestym pierwszym. Poszedł schodami na górę, które
wskazała mu recepcjonistka i zaczął szukać tegoż pokoiku. Znajdował się na
końcu korytarza. Podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Gdy już znalazł się we wnętrzu
pokoju, mruknął coś o tym, że jest dość przytulny. Zrzucił walizkę z ramienia
pod stolik i skierował się do łazienki. Wziął szybki prysznic i zmęczony ,,ciężkim
dniem" rzucił się na łóżko, nawet się nie ubierając. Już po chwili śnił o
tym, jak to uciera pannie Croft nosa.
~*~
Lara poruszyła się niespokojnie pod
pierzyną. Od kilku dni wciąż śniła ten
sam koszmar:
Najpierw Bouchard, później
Luddick... i on. Brunet.
,,Możesz mi zaufać, Laro
Croft"- wyciągnął w jej stronę dłoń. Oniemiała cofnęła się w tył. ,,To
niemożliwe..."- pomyślała w szoku. Obraz się zmienił. Teraz stała nad kałużą
krwi, która ją samą przerażała rozmiarem. Zanurzyła w niej koniuszki palców.
Kilka sekund później znalazła się w długim, białym korytarzu, przyciskając
roztrzęsione ciało do bruneta. Przez ułamek sekundy zamiast jego twarzy
widziała twarz upadłego anioła- Joachima Karela. ,, To ty!..."- zdążyła
wykrzyknąć, nim podjęła ucieczkę. Na jej dłoniach znikąd pojawiła się krew. Nagły błysk oślepił ją we śnie.
Wówczas obudziła się, odruchowo krzycząc.
Po chwili ktoś zaczął szarpać klamką
od drzwi do jej pokoju
- Lara? Lara!- usłyszała krzyk zza
nich. Były zamknięte na klucz. Nie chciała, aby ją uspakajali. Nie chciała
pokazać, że jest zdjęta strachem. Wolała uporać się z tym samotnie.
- Spierdalaj!- wrzasnęła w końcu, nieadekwatnie
do sytuacji. Natychmiast usłyszała oddalające się kroki zrezygnowanego
człowieka. Z westchnięciem opadła na poduszkę, próbując ponownie zasnąć.
- To wszystko jego wina… - wyszeptała
jeszcze, nim ponownie zapadła w sen.
- Rezydencja Croftów w Surrey, przy
telefonie Winston Smith, słucham? – Kurtis Trent zawahał się, nim odpowiedział.
- Dzień dobry, czy zastałem Lady Croft?-
serce waliło mu jak młot. Nie wiedział nawet, czy zadał pytanie na głos.
Kamerdyner na szczęście zrozumiał niewyraźny bełkot i zawołał panią domu do
telefonu. Ta akurat spodziewała się bardzo ważnego telefonu z Londynu, dlatego też szybko niczym żbik
zeskoczyła ze schodów na parter swej rezydencji. Zręcznie przejęła słuchawkę z
rąk lokaja i potwierdziła swoją obecność przy telefonie.
Trent w odpowiedzi spróbował wyjąkać
jej imię. Było to jednak
trudniejsze, niż się spodziewał. Jak
zawsze, kiedy dzwoni się do osób dawno niewidzianych. Dziewczyna zmarszczyła
brwi. Była zniecierpliwiona. To chyba nie z Londynu, pomyślała. Szybko
przerwała bełkot mężczyzny.
- Wyraźniej i bez owijania w bawełnę
proszę.- ,,Trent, weź się w garść, do cholery jasnej!"- skarcił sam siebie
w myślach i usiadł na krześle.
- Z tej strony Trent. Nudzi mi
się.- usłyszał niezadowolone mruknięcie,
ale postanowił nie przerywać. Teraz albo nigdy!
- Chciałbym do ciebie przylecieć,
dzisiaj wieczorem już mogłabyś się mnie spodziewać w Surrey, gdybym tylko znał
dokładny adres...- z drugiej strony odpowiedziała mu nieznośna cisza. Już
chciał zapytać, czy wszystko w porządku, ale w końcu Lara zdecydowała się
odpowiedzieć:
- ... Nie wiem, czy to dobry
pomysł... Ale przylatuj, jeśli tak bardzo chcesz, Trent. Przyjadę na lotnisko Heathrow około dziewiętnastej. Nie spóźnij się i nie
racz mnie tam wkurwić- zanim zdążył odetchnąć, rozłączyła się. Trent nie
czekając ani chwili wpakował nieskładnie kilka rzeczy do walizki.
- Już do ciebie lecę...- wyszeptał
ostatni raz tego dnia, i gdy już był spakowany, wyparował z hotelu.