Rozdział pisany do piosenki zespołu Hurts pt.,,Illuminated”.
Zachęcam do czytania przy akompaniamencie tegoż utworu!
Surrey, godz. 6 p.m.
Lara nie wiedziała, co ze sobą począć. Cały czas myślała o
nadchodzącym spotkaniu. Sama sobie się dziwiła. Czym tu się denerwować? Dowie
się, czego Trent od niej chce i wróci do domu.
Z drugiej strony opanowanie nerwów nie było takie proste.
Nie dla kobiety, która nigdy przedtem nie myślała o niczym tak intensywnie…
,,Znów i znów i znów i znów widzę Twą twarz we wszystkim”
Siedziała na parapecie w swoim pokoju. Palce zaciskała na trzymanym kubku z herbatą.
Wbiła wzrok w krajobraz rozpościerający się za oknem, mimo tego nie widziała
bajecznego zachodu słońca. Myślała. Przypominała sobie. Praga. Praga wróciła.
~*~
Strahov, cztery miesiące wcześniej.
- No, Trent, bądźże twardy!- szeptała do ucha rannemu
mężczyźnie. Pozwoliła mu objąć swoją szyję ramieniem. Co jak co, ale facetowi
należała się pomoc. Za włączenie prądu, za Boaz, za wszystko…
W końcu się podniósł. Powoli pokierowali się przed siebie-
do wyjścia. Chirugai unosiło się przed nimi, aby oświecać drogę.
Szli w milczeniu. W korytarzu dźwięczały jedynie ich kroki.
Nagle za nimi rozległ się brzęk. Na tyle niepokojący, że
Lara odruchowo wyciągnęła Scorpiona z kabury i odwróciła wzrok ku ciemności.
- Nie…- mruknął Kurtis, kładąc dłoń na uniesionym
pistolecie. Lara spojrzała na niego drapieżnie i strzepneła jego rękę ze
Scorpiona.
- Co nie? A jeśli za nami ktoś idzie?- warknęła szeptem.
- To może przynajmniej oświetlę ci drogę moim frisbee'm, co?
- A ciebie pojebało, co? Jeśli ktoś tam jest to światło
pomoże mu bardziej niż mnie – widząc jej zażenowanie już wolał się więcej nie odzywać.
Lara z uśmieszkiem pełnym satysfakcji obróciła się na pięcie i zręcznie zaczęła
się skradać w ciemności. Oddaliła się już znacznie od Trenta. Słyszała jedynie
swój przyspieszony oddech i niespokojne
bicie serca pod przepoconą bluzką. Ni stąd, ni zowąd, poczuła mocne uderzenie w
tył głowy. Upadła. Błyskawicznie wyciągnęła przed siebie broń, ale nic nie
dostrzegła. Jej wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze do mroku. Próbowała wyłapać
sylwetkę sprawcy, jednak było zbyt ciemno. Niespodziewanie napastnik
usiadł na jej biodrach, przygważdżając
ją do ziemi.
Nim zdążyła
wystrzelić, przyłożył jej zimną lufę swojego pistoletu do skroni, jednocześnie
wyrywając Scorpiona.
- Miss Croft… Jakże miłe spotkanie- wymruczał napastnik. Wiedziała,
do kogo należy ten głos. ,,Dżentelmen od siedmiu boleści, suczy syn!”
- Gunderson…- wycedziła przez zęby.- Czego ode mnie chcesz?
- Nie ja Croft, nie ja. Pieprzę ciebie i tego szmaciarza
Trenta. Mistrz Karel się zemści. Zapłacisz za wpierdolenie się w sprawy pana.
Rozumiesz?- pistolet mocniej wbił się w jej skroń. Zrzuciła go z siebie z
impetem. Nie spodziewał się tego.
- Ty suko!- krzyknął i zaczął strzelać na oślep. Lara
rzuciła się do ucieczki. Jedna kula świsnęła tuż obok jej głowy. Po następnym
wystrzale poczuła ból w prawym ramieniu. Zgięła się z bólu, jednak nie
przestała biec. W końcu ujrzała zdziwionego Trenta przed sobą. Wyciągnęła dłoń
i chwyciła go pod ramię, nie zatrzymując się.
- Spierdalamy!- wymamrotała pod nosem i pociągnęła go w
stronę wyjścia, nie zważając ani na swoje zranione ramię, ani na przekłuty bok
mężczyzny.
Chirugai uderzyło w drzwi u wylotu korytarza i zatrzymało
się. Lara puściła Kurtisa i pobiegła przed siebie. Bez zastanowienia uderzyła w
drzwi zdrowym ramieniem. Zawiasy skrzypnęły, Croft razem z wyłamanymi drzwiami
wyleciała na ulicę. Ułożyła się na nich plecami, rozkoszując się zapachem świeżego powietrza . Tak długo przebywała w zatęchłym laboratorium Eckhardta, że sama możliwość oddychania czystym tlenem sprawiała jej przyjemność.
Trent pojawił się dopiero po chwili. Szedł powoli, trzymając
dłoń na krwawiącym boku.
- No… skoro już jesteśmy bezpieczni… to może wyjawisz mi,
kto lub co za nami lazło?- uniósł brwi ku górze. Nawet nie starał się maskować
swojego zaciekawienia.
- Tam był Gunderson- wysapała jednym tchem. Nie miała ochoty
wstawać z ziemi. Cieszyła się. Eckhardt w końcu zszedł z tego świata. Karel te…
Zaraz, zaraz. Co mówił Gunderson? ,,Mistrz Karel się zemści”. Ale jak to możliwe? Przecież zginął razem ze Śpiącym, czyż nie? Natychmiast poderwała się z ziemi. Dopiero teraz zauważyła
leżący wokół śnieg. Nadal było zimno. Tak jak wtedy, kiedy tu przyjechała.
- Lepiej stąd chodźmy… - mruknęła pod nosem. Nawet nie patrząc na towarzysza
obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Gdzie? Dokąd? Croft!- zupełnie zapomniała, że miał
trudności z chodzeniem. Natychmiast się zatrzymała i poczekała. Po chwili
stanął przy niej.
- Słyszałaś? Pytałem o coś.
- O co?- odparła jakby nieświadoma tego, co działo się kilka
sekund temu. Spojrzał na nią spode łba.
- Chyba źle się czujesz. Pytałem o to, gdzie idziemy.
- A tak! Idę do hotelu.
- Zwariowałaś chyba. Ta postrzałowa rana wygląda okropnie… -
z przekąsem spojrzał na jej rozerwane ramię. Już chciał go dotknąć, jednak Lara
błyskawicznie cofnęła się o pół kroku do tyłu.
- Ty sobie możesz iść do szpitala. Ja jutro wracam do
Surrey, do swojej posiadłości.
- Ah tak… Więc tak się rozstaniemy?- przeszył ją wzrokiem,
aż zadrżała. Nie dała jednak poznać po sobie zakłopotania, w które ją wprawił.
- No tak. A czegoś więcej się spodziewałeś?- głos mimowolnie
jej zadrżał ze złości. ,,Croft, spokojnie. To tylko facet. Obróć się i idź
dalej. Co się będziesz tłumaczyć?”
- Nie bądź egoistką. Nie udawaj…- wyszeptał Trent. Znów
próbował się zbliżyć.
- Słuchaj, coś powinniśmy sobie wyjaśnić!- zagotowało się w
niej. Zacisnęła pięści. W jej oczach
błysnęły iskry. Kontynuowała:
- Nie pójdziemy razem do cholernego szpitala, a potem do hotelu.
Nie będziemy się pieprzyć na dywanie jak
w jakimś kiczowatym, francuskim filmie.
Rozumiesz?- jej policzki płonęły. Poczuła, że potraktowała go zbyt ostro. Nie
miała jednak zamiaru się tym przejmować. Teraz pałeczkę przejął Trent.
- A teraz ja ci coś wyjaśnię, Miss Croft. Nie miałem zamiaru zaciągnąć cię do
łóżka, do hotelu, czy gdzieś indziej, bóg mi świadkiem!
- Nie pieprz mi o bogu- warknęła, wykrzywiając usta.
- Dasz mi dokończyć? A więc skoro już zaczęliśmy razem, to
skończmy razem! Tylko o to proszę- złożył dłonie, jak do modlitwy. Zależało mu,
i nawet nie chciał tego ukrywać. Pierwszy raz w życiu widział tak odważną, ale
i pyskatą kobietę. Już w Cafe Metro go zaskoczyła. Podsłuchał wtedy jej rozmowę
z właścicielem. Miała wykonać dla niego
jakąś robótkę. Wtedy postanowił ją śledzić. Zaciekawiła go ta wulgarna, ale
mimo wszystko na oko czarująca kobieta. W końcu i tak musiał pilnować Eckhardta
w Paryżu, więc czemu nie miałby się wtedy rozerwać? Nie przestało być to dla
niego zabawą nawet wtedy, kiedy wybuchł Lombard Rennesa. Z zawadiackim
uśmieszkiem na ustach patrzył, jak kobieta płonie niby pochodnia, z gracją upada na przepływającą barkę i gaśnie.
Dopiero w Luwrze zrozumiał.
Nie mylił się co do swoich przypuszczeń- Lara szukała czwartego
malowidła Obscura. Musiał je jej odebrać. Bezszelestnie zaszedł ją od tyłu.
Przyłożył pistolet do szyi, chociaż wiedział, że i tak by nie strzelił. Nie do
kobiety. Nie do tej kobiety.
Był tak blisko. Czuł jej zapach. Zapach spoconego, zmęczonego ciała. Miał wiele kochanek,
uważał jednak, że żadna kobieta nie jest w stanie
zaimponować mu czymś więcej niż ciałem. Oprócz Jennifer, z którą nawet mieszkał.
Brakowało mu jednak takiej kobiety, która oprócz strojenia fochów potrafiłaby zwabiać do siebie problemy. I umiała z nich później wychodzić.
Nie mógł pozwolić sobie na spuszczenie z niej oka. Już nie. Być
może wmiesza się w jego zemstę za ojca. Nie była głupią laleczką. W pewnym
sensie stanowiła zagrożenie.
Nie mógł się skupić. Przymknął na chwilę oczy. Ona niespokojnie
próbowała odwrócić głowę. Błyskawicznie mocniej przycisnął lufę do jej szyi.
,,Skupiamy się.”
Położył dłoń na jej ramieniu. Zsunął ją powoli do jej dłoni.
Pusty huk uderzenia broni o posadzkę.
Jego palce wędrowały po jej brzuchu. Oplótł jej biodro, by
dosięgnąć drugiego pistoletu. W końcu rozbroił kobietę. Sięgnął do jej plecaka.
Zabrał malowidło. Teraz już spokojnie mógł jej się przyglądać. Jej profil.
Zadarty nos, pełne, kuszące usta, brązowe oczy. Nie była chyba zadowolona z
całej sytuacji. Ba, na pewno. Przyglądał się jej nadal. Powinien już iść,
jednak nadal tam stał. To ona przerwała tę chwilę. Obróciła się gwałtownie.
Teraz stał z nią twarzą w twarz. Była tak blisko, iż mógłby ją pocałować.
Jednak to nie była chwila na to. Zrobił, co miał zrobić. Teraz trzeba było się wycofać.
,,Muszę iść… wybacz, maleńka…”- w końcu zdobył się na to,
aby pożegnać ją w myśli i się cofnąć. Nie dała za wygraną. Biegła za nim.
Znikąd pojawił się Gunderson i jego ludzie.
Uciekali obok siebie. Uciekali razem. Wybiegł pierwszy. Cios. Utrata
przytomności. Gdy po chwili się ocknął, Lara leżała obok niego.
- No, to do zobaczenia…- mruknął pod nosem. Uciekł. Był pewien, że ktoś wezwał gliny, a on nie chciał mieć kolejnego policjanta na sumieniu. Był
zresztą pewny, że jeszcze nieraz ją zobaczy.
Wrócił do rzeczywistości.
Kobieta stała przed nim, nerwowo przygryzając wargę.
- Proszę… - powtórzył. Zabębniło jej w uszach. W jakim celu
prosi? Po co? To była chwilowa przygoda, zresztą bardzo przyjemna. Przypomniała
sobie sytuację w Luwrze. Zawahała się. Czy
nie chciałaby poczuć znów tego męskiego dotyku na swoich dłoniach?
- Idziemy…- skwitowała zimno.- I żebyś nie myślał, że mi
zależy…
- No, w końcu!-
odparł zadowolony. Prychnęła tylko i nie oglądając się na niego poszła przed siebie.
- Zdaje się, że znasz Pragę. Będę wręcz zachwycona, jeśli
wskażesz mi drogę do szpitala- Trent zaśmiał się na te słowa. Stwierdził ze zdziwieniem, że
dotychczas nie czuł bólu w ranie. Dopiero teraz zaczął. Lara wyglądała na mało przejętą dziurą w
swoim ramieniu. Doszedł do niej, z trudem, ale doszedł.
- Z przyjemnością, Laro. Z przyjemnością- nie pytając o
zgodę chwycił ją pod ramię. Skomentowała to jedynie niezadowolonym
westchnięciem. Była zbyt wycieńczona, by się wykłócać o takie błahostki.
Powoli odeszli z miejsca wypadku. Gdyby teraz ktoś ich
zobaczył, zapewne pomyślałby, iż jest to szczęśliwa para wracająca z nocnego
spaceru. Gdyby ktoś nie zauważył ich ran. Gdyby ktoś nie zauważył naburmuszonej
miny Croft.
Gdyby tylko był to ktoś, kto ich nie znał…
Jednak ta osoba, która w tym momencie na nich patrzyła,
znała Larę. Lepiej, niż ta myślała. Uniosła kąciki pełnych ust ku górze.
- Dałaś mi wolną wolę, Croft. A więc wybrałam… - z tymi
słowy zniknęła w progu Strahovskiej Twierdzy.
Przepraszam, że musieliście czekać tyle na ten rozdział.
Dedykuję go Dominice za to, że z taką pasją podeszła do mojego pisania.
Dziękuję :*.
Oraz oczywiście Alicji za inspirację. Również
bardzo dziękuję :*.
Cytat: ,,Znów i znów i znów i znów widzę Twą twarz we wszystkim.” pochodzi z piosenki zespołu 30
Seconds to Mars pt. ,,Echelon”. Tłumaczenie zaczerpnęłam ze strony tekstowo.pl